Artykuł

Bogusław Oblewski. Fot Archiwum MOKS Stomil Olsztyn

Bogusław Oblewski. Fot Archiwum MOKS Stomil Olsztyn

"RetroStomil": Co robił Bogusław Oblewski zanim trafił do Stomilu?

01.01.23 17:04   kyn   0  

W serii "Retro Stomil" prezentujemy materiał o Bogusławie Oblewskim, stoperze “Dumy Warmii” i jej późniejszym trenerze. Artykuł ukazał się w 1992 roku w “Gazecie Olsztyńskiej”.

- Przez 25 lat piłkarskiej kariery omijały mnie groźne kontuzje, choć nie unikałem ostrej walki. Żyłem z futbolu, a tu prawa są bardzo surowe. Pieniądze zgarnia ten, kto wygrywa. I oto, u schyłku swojej sportowej przygody, podczas zwykłego ligowego meczu, interweniowałem tak nieszczęśliwie, że złamałem rękę. Pretensje mogę mieć tylko do siebie.

Tak rozpoczął opowieść o swym piłkarskim życiu Bogusław Oblewski, stoper II-ligowego Stomilu, w przeszłości zawodnik min. Legii Warszawa, Lecha Poznań w jego najlepszych czasach i Lechii Gdańsk.

- Największym nieszczęściem sportowca są kontuzje. Wtedy tylko może przyglądać się poczynaniom kolegów z ławki rezerwowych. Bywa wówczas, że wpada w sportowy trans i zrywa się na równe nogi, by wskoczyć na boisko i pomóc partnerom. I nagle przychodzi chwila opamiętania - jeszcze nie mogę…

Bogusław Oblewski pochodzi z niewielkiego Kraśnika w województwie lubelskim. Tak jak każdy młody chłopak interesował się futbolem. Już w wieku 15 lat zadebiutował w III-ligowej drużynie Stali. Strzelał sporo bramek, wpadł w oko trenerowi reprezentacji województwa juniorów. Wówczas bardzo modne były mecze piłkarskie weteranów, a na boiska Lubelskiego często zaglądali sławni gracze ze stolicy. Któregoś dnia pracujący już jako szkoleniowiec w Legii Lucjan Brychczy wypatrzył utalentowanego młodzieńca z Kraśnika.

Niebawem Oblewski znalazł się na słynnym stadionie przy ulicy Łazienkowskiej, w otoczeniu takich gwiazd jak Sobieski, Janas, Kusto, Baran. Dwa sezony gry w Ekstraklasie nauczyły go wiele. Gdy kończył w Legii służbę wojskową otrzymał następną propozycję. Tym razem z Lecha Poznań.

- To była niezwykle nęcąca oferta - mówi Oblewski. - Trener Łazarek montował bardzo silną ekipę. Wcześniej mogłem ubrać koszulkę Motoru Lublin, bo to bliżej domu i rodziców, ale chęć przeżycia prawdziwej piłkarskiej przygody była większa. Lech grał coraz lepiej. W 1982 i 1983 roku dwa razy z rzędu zdobył podwójną koronę. Wielkie stadiony europejskie stały otworem. Rozegrałem sporo spotkań pucharowych. Dwa najbardziej utkwiły mi w pamięci. W 1983 roku wyeliminował nas z rozgrywek Pucharu Zdobywców Pucharów szkocki Aberdeen. Po raz pierwszy w życiu spotkałem się z rywalem tej klasy. Myślałem, że już dobrze opanowałem futbol. Ale Szkoci byli fantastyczni. Pozostała satysfakcja, że uzyskaliśmy w miarę honorowe wyniki 0:2 i 0:1 i fakt, że Aberdeen został zwycięzca turnieju. - Rok później w Pucharze Mistrzów zmierzyliśmy się z Athletic Bilbao. Nie byliśmy już żółtodziobami. W Poznaniu po doskonałym meczu wygraliśmy 2:0, choć mogliśmy strzelić trzy razy więcej bramek. Myśleliśmy, że to wystarczy do awansu. W Hiszpanii przeżyliśmy horror. Gigantyczny stadion, niepowtarzalna atmosfera jakby związały nam nogi. Po 60 minutach odrobili strat, a w końcówce zdobyli jeszcze dwa gole. Dopiero wtedy przekonałem się jak wygląda prawdziwy profesjonalny klub na Zachodzie. W Lechu grałem do 1984 roku. Potem przeniosłem się na Wybrzeże do Lechii Gdańsk, która awansowała do Ekstraklasy. Ale był to już zupełnie inny wymiar futbolu. Ciągła walka o ligowa egzystencję.

Lata biegły i jak każdy sportowiec Oblewski chciał swą karierę zakończyć na Zachodzie. Dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczności znalazł się w Szwecji, gdzie spędził cztery sezony.

- Grałem w dwóch klubach II ligi. Najpierw w Delsbo, potem w Oxelosund. Byłem jedynym zawodnikiem kontraktowym wśród typowych amatorów, dla których futbol jest tylko przyjemnością. Podziwiałem ich. Pracowali od 8 do 16. a potem szybko jechali na trening. Zarywali weekendy i nikt z nich nie narzekał. O premiach za wygrane mecze nie było mowy. Dopiero na finiszu sezonu sponsorzy wypłacali skromne honorarium. Znałem układy w polskiej lidze i na początku się dziwiłem. Potem zrozumiałem, jak to wszystko mądrze jest poukładane. Oni byli niezależni. Każdy z nich miał zawód, pracował, futbol był tylko dodatkiem do życia. Kariera sportowa nie trwa wiecznie i tylko tacy bez zgrzytów mogą dalej spokojnie żyć. Polscy zawodnicy w takiej sytuacji stają na rozdrożu. Pobyt w Szwecji wspominam bardzo miło, mimo, że tęskniłem za żoną i córkami. Nie mogłem ich sprowadzić, bo życie w Skandynawii jest bardzo drogie. Starałem się grać jak najlepiej i czułem się potrzebny. Ludzie doceniali mój wysiłek. W ostatnim sezonie występów w Skandynawii zostałem królem strzelców naszej grupy i w dowód uznania zafundowano mi BMW.

W pierwszym klubie Delsbo spotkałem się z niezwykle wzruszającym gestem. Pewnego dnia do moich drzwi zapukała starsza pani, miłośniczka naszego zespołu. Przyniosła 9 tysięcy koron i starannie przygotowaną listę ze 150 podpisami. “To dla pana, panie Bogusiu” - powiedziała. “Postanowiliśmy zebrać te pieniądze, by mogła pana odwiedzić żona z dziećmi.” Związałem się z tymi ludźmi, znalazłem wielu przyjaciół, którzy do tej pory odwiedzają mnie w Gdańsku. Rozumiałem decyzje klubu, który nie przedłużył ze mna kontraktu. To było dla nich zbyt duże obciążenie finansowe. Istniała jednak możliwość pracy trenerskiej w Szwecji. Podczas wakacji w Polsce oczekiwałem na telefon. Byłem z rozterce. Żona namawiała mnie żebym został w kraju. Córki rosną, rozpoczynają naukę w szkole. Prawie codziennie trenowałem na stadionie Lechii. Któregoś dnia gospodarze grali sparing ze Stomilem Olsztyn. Zobaczył mnie Bogusław Kaczmarek, który niedawno został trenerem olsztynian. Stwierdził, że potrzebuje stopera i zaproponował mi grę. Zgodziłem się i tak zupełnie niespodziewanie trafiłem do Olsztyna. Przyjęto mnie serdecznie. Swoje obowiązki traktuję rzetelnie i choć wiem, że lata lecą, myślę, że mogę się jeszcze przydać. Stomil to dobry, ale mało doświadczony zespół. Rada starszego kolegi zawsze może pomóc. Martwi mnie tylko ta fatalna kontuzja. Ale niebawem będę w pełni sił. Chcę udowodnić kolegom, a przede wszystkim kibicom, że na Oblewskiego można liczyć.

Bogusław Oblewski trafił do Stomilu w 1992 roku. W naszym klubie rozegrał łącznie 79 meczów z czego 29 w ówczesnej I lidze. Walnie przyczynił się od historycznego awansu na najwyższy stopień rozgrywkowy. W latach 1993 - 1996 pełnił, obok gry na murawie, rolę asystenta trenera. W lipcu 1996 roku zakończył karierę zawodniczą, a 19. października objął funkcję trenera pierwszego zespołu, którą pełnił do 27. września 1997 roku.

Patronite Zostań patronem stomil.olsztyn.pl! Doceniasz naszą pracę? Chcesz więcej ciekawych materiałów? Wspieraj nas tutaj: https://patronite.pl/stomilolsztynpl

Tagi: Stomil Olsztyn, Bogusław Oblewski, RetroStomil


Komentarze

Artykuł nie został jeszcze skomentowany - możesz być pierwszą osobą!

Dodaj swój komentarz

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz. Zaloguj się tutaj.


Zostań fanem

...i bądź na bieżąco!