Przed meczem Stomilu z Wisłą Kraków odbyła się miła uroczystość. Kibice, piłkarze, działacze uczcili drugą rocznicę śmierci Jacka Płuciennika. Syn piłkarza Bartosz symbolicznie rozpoczął mecz, chwilę później odbyła się minuta ciszy, w której zawiedli trochę kibice, w ogóle nie zorientowani co się teraz dzieje.
Mecz rozpoczęła Wisła Kraków, która po fatalnym meczu w Hiszpanii chciała się zrehabilitować i przywieść z olsztyńskiej twierdzy trzy punkty. Piłkarze Stomilu przystąpili do spotkania bardzo przestraszeni, swój pierwszy celny strzał oddali dopiero w 35 min. spotkania, a Wisła za sprawą Marka Zająca już w trzeciej minucie groźnie strzeliła na bramkę bronioną przez Andrzeja Krzyształowicza. W 6 min. Olgierd Moskalewicz sam chciał się wpisać na listę strzelców ale na szczęście dla kibiców Stomilu obyło się tylko na strachu. W 8 minucie spotkania po bardzo lekkim, technicznym strzale Grzegorza Nicińskiego, krakowianie objęli prowadzenie. W 15 minucie Sosin próbował strzelić gola, ale bramkarz był na posterunku. Przez pierwsze dwa kwadranse Wisła kontrolowała grę na boisku, Stomil cofnął się do obrony jakby prowadził na boisku przeciwnika. Wcale się nie ma co dziwić takiej grze zespołu, gdy trener wystawia do gry w pierwszym składzie ośmiu piłkarzy o rolach defensywnych. Czasami Andrei Siniczyn próbował przedrzeć się lewą stroną pod bramkę przeciwników, ale nic pozytywnego z tego nie wychodziło. Kompletnie nie miał dnia Andrzej Biedrzycki, który był najsłabszym piłkarzem na boisku. W 31 minucie groźną akcją popisał się Januszewski, który przebiegł z piłką 40 metrów ale podał niecelnie. Cztery minuty później Szwed oddał celny strzał na bramkę Artura Sarnata. Do końca pierwszej połowy obydwa zespoły oddały po jednym celnym strzale i sędzia Robert Małek zakończył pierwszą połowę spotkania, która toczyła się do "jednej bramki".
W przerwie spotkania zostały wręczone nagrody dla młodych piłkarzy, którzy uczestniczyli w pierwszym memoriale Jacka Płuciennika i tradycyjnie zostały rozlosowane nagrody dla kibiców posiadających karnety i bilety wstępu na mecz. Po raz pierwszy kibice mogli oglądać mecz z trybuny odkrytej.
Do drugiej części spotkania piłkarze przystąpili bez zmian w składach. Stomil zaczął w końcu atakować, przez pierwsze pięć minut olsztynianie panowali na boisku ale nie potrafili oddać celnego strzału. Po tym okesie gry wszystko wróciło do normy. Wisła przejęła inicjatywę i za sprawą Moskalewicza i Ikenacho próbowała podwyższyć wynik spotkania na 2:0. W 62 minucie nastąpiła ku radości olsztyńskich kibiców... zmiana Macieja Sawickiego na Austina Hamleta. Kibice mieli nadzieję że Hamlet znów strzeli gola i Stomil podtrzyma passę 25 meczów bez porażki na własnym stadionie. Trzy minuty później kibiców wszelkiej nadziei pozbawił Marek Zając, który strzelił z główki, piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki. Ta akcja była przełomowa w meczu, Stomil nie miał nic już do stracenia i musiał zacząć atakować. Trener Dawidczyński przeprowadził drugą zmianę i wprowadził kolejnego czarnoskórego piłkarza Salamiego, za zmęczonego Łukasza Kościuczuka. W 72 minucie Rafał Szwed popisał się atomowym uderzeniem i bramkarz z trudem sparował piłkę na rzut rożny. I to był ostatni celny strzał piłkarzy Stomilu w tym meczu. Podczas gdy Wisła jeszcze groźnie atakowała i 79 min. Tomasz Frankowski strzelił w poprzeczkę, ale dwie minuty później już się nie pomylił i było 3:0. Do końca meczu nic ciekawego się nie wydarzyło i po dwóch dodatkowych minutach spotkania sędzia zakończył spotkanie. I tak Wisła Kraków przełamała passę meczów bez przegranej na własnym stadionie.
Autor: em