Lepszego debiutu trener Jerzy Budziłek nie mógł sobie wymarzyć. Zaledwie dzień po oficjalnym objęciu stanowiska jego nowi podopieczni rozgromili w Piotrkowie Trybunalskim Concordię.
- Zagraliśmy bardzo konsekwentnie i skutecznie, ale mieliśmy również sporo szczęścia - stwierdził tuż po meczu Budziłek. - To zwycięstwo nie jest tylko moją zasługą, ale również poprzedniego trenera, który długo prowadził zespół i konsekwentnie go budował. Ja dziś tylko trochę drużynę poprzestawiałem i zmieniłem część zadań dla niektórych zawodników. Sporo pomógł mi też Łukasz Kościuczuk [dyrektor klubu - red.], który lepiej zna chłopaków. Jednak początek spotkania nie zwiastował tak okazałego triumfu drużyny z Olsztyna. OKS był co prawda częściej przy piłce, ale to gospodarze stwarzali groźne sytuacje. Najdogodniejszą okazję do zdobycia gola miał w 15. min Ireneusz Komar, który w podbramkowym zamieszaniu trzy razy strzelał, ale za każdym razem jego uderzenia ofiarnie blokował Tomasz Aziewicz. Sześć minut później było już jednak 1:0 dla olsztynian. Prawą stroną popędził Łukasz Suchocki, dośrodkował na głowę Pawła Łukasika, po którego strzale piłka trafiła w słupek, jednak przy dobitce Grzegorza Piesio bramkarz Concordii już tyle szczęścia nie miał.
Nieliczna grupa kibiców z Olsztyna nie musiała długo czekać na kolejną bramkę, bo już po kilku minutach na 2:0 z rzutu wolnego podwyższył niezawodny Paweł Łukasik. Mimo prowadzenia olsztynianie nie zwolnili tempa, m.in. dwa razy groźnie strzelał Piesio. Trzeciego gola podopiecznym trenera Budziłka udało się strzelić tuż przed przerwą. Akcję rozpoczął z głębi pola Aziewicz, a potem piłka jak po sznurku powędrowała do Daniela Michałowskiego. Pomocnik olsztynian wypatrzył wychodzącego Łukasika i miękkim prostopadłym podaniem dograł mu piłkę, do której wystarczyło dobrze dołożyć nogę. Najlepszy strzelec OKS nie pomylił się i zaliczył ósme trafienie w tym sezonie. Po przerwie gra wyglądała podobnie. Olsztynianie nie forsowali tempa, ale cały czas mieli mecz pod kontrolą i dzięki składnym akcjom co kilka minut przedostawali się pod bramkę rywali. Gospodarze też wyprowadzali kontry, lecz jedynym efektem ich starań był strzał w poprzeczkę. Więcej szczęścia mieli olsztynianie, bo w końcówce zdobyli jeszcze dwa gole (Grzegorz Lech i Piesio). Po meczu Sławomir Majak, trener gospodarzy, podał się do dymisji.
Źródło: Gazeta Olsztyńska