Chociaż początek spotkania nie zapowiadał zwycięstwa Stomilowców, to jednak olsztyńscy fani opuszczali płytę bocznego boiska w znacznie lepszych nastrojach.
Od pierwszego gwizdka Orlęta rzuciła się do ataku, stwarzając sobie okazje głównie po stałych fragmentach gry czy wrzutkach z boku boiska. W polu karnym Wojciecha Radziwona nieraz się ostro zakotłowało, jednak zawsze górą był olsztyński bramkarz, który w gąszczu nóg potrafił złapać piłkę. Później coraz odważniej zaczęli poczynać sobie gospodarze i to oni jako pierwsi zmarnowali stuprocentową okazję. Łukasz Jędrzejewski wyszedł do prostopadłej piłki, unikając spalonego, opanował futbolówkę i podprowadził ją kilka metrów (co już było wyczynem!), zdołał nawet minąć bramkarza i... nie dał rady czysto uderzyć do pustej bramki. Gra olsztynian czasem przyprawiała zgromadzoną widownię o ból zębów, a do tego przyczynił się głównie Krzysztof Stankiewicz, który zmarnował kilka banalnie prostych okazji. To, że będą mu się śniły po nocach, jest niemal pewne, bo jak nie trafia się głową do pustej bramki z kilku metrów... Ale po kilkunastu minutach piłka w siatce po jego strzale zatrzepotała, tyle że sędzia tej bramki nie uznał, gdyż chwilę wcześniej szmacianka opuściła linię końcową. W pierwszej połowie trzykrotnie nadgorliwością wykazał się arbiter liniowy, zbyt szybko podnosząc chorągiewkę w górę, czym przerwał dwie prawidłowe akcje gospodarzy. Przed przerwą to olsztynianie jednak łapali się za głowy, gdy zawodnik z Reszla strzałem zewnętrzną częścią stopy zza pola karnego pokonał rozpaczliwie interweniującego na linii Wojciecha Radziwona. Bramka niestety zaliczona raczej na konto bramkarza Stomilowców, gdyż położył się zbyt wcześnie do słabego strzału w środek bramki.
Chociaż niewykorzystane sytuacje się mszczą, to co się odwlecze... I tak było w 54. minucie, kiedy to Łukaszowi Jędrzejewskiemu piętką podawał Paweł Radziwon, młody napastnik wychodził na czystą pozycję, lecz został ciągnięty za koszulkę przez obrońcę gości ukaranego za chwilę żółtą kartką. Do piłki ustawionej na 18. metrze podszedł sam poszkodowany i pięknym strzałem ściągnął pajęczynę z lewego okienka bramki tuż obok zdezorientowanego golkipera rywali. Olsztynianie poszli za ciosem i już chwilę później Łukasz Jędrzejewski wyszedł sam na sam i strzałem w długi róg nie dał żadnych szans bramkarzowi gości. Gdy już zdawało się, że rozentuzjazmowani kibice dotrwają w tym stanie do ostatniego gwizdka, Orlęta zadała Stomilowcom bolesny cios. Bezsensowne wybicie obrońcy gości przedłużył Artur Kaziniec, a do bezpańskiej piłki dobiegł snajper rywali i pewnym uderzeniem wyrównał stan meczu. Gdy trzeba było ratować skórę, od razu do roboty brał się Jędrzejewski. Po szybkim wybiciu piłki z rzutu wolnego przez Łukasza Gomołę i dzięki niefrasobliwości rywali, do piłki dopadł Łukasz Jędrzejewski, pognał na bramkę rywali, zdołał oddać strzał, który jednak został podbity, ale... piłka znalazła się w siatce tuż obok przelobowanego bramkarza. Świetny występ Jędrzejewskiego został zwieńczony hat-trickiem. Świetny występ Jędrzejewskiego został zwieńczony hat-trickiem. Stomilowcy mieli także szanse na kolejne gole, ale dwukrotnie nie popisał się Paweł Kacprzykowski (w sytuacji sam na sam trafił w nogi bramkarza i nie opanował piłki przy wyjściu na czystą pozycję) i raz sędzia liniowy. Do końcowego gwizdka wynik jednak się utrzymał, a olsztynianie wracali do domów z wesołymi minami i podniesionymi czołami.
Autor: kom