Odpowiedź na to pytanie dlaczego wygrał Stomil nie jest prosta, bo przecież głupio byłoby zaryzykować stwierdzenie, że gospodarze wygrali szczęśliwie. Ale po prawdzie tak właśnie było, bo przez cały mecz zanosiło się na bezbramkowy remis. Mężem opatrznościowym olsztyńskiej drużyny okazał się Piotr Matys. Strzelił zwycięską bramkę, był jedynym zawodnikiem, który stwarzał zagrożenie pod bramką GKS. Na dokładkę miał mnóstwo pracy w obronie, gdzie zupełnie nie pozwolił rozbujać się lubiącemu ofensywne wejścia obrońcy GKS Batacie. Reszta olsztyńskich zawodników na tak duże słowa pochwały już nie zasłużyła, choć trzeba podkreślić, że defensywa Stomilu nie pozwoliła rywalom na zbyt wiele. Na osobne potraktowanie zasługują kibice olsztyńskiej drużyny: ich cierpliwość wydaje się nie mieć granic, a wsparcie, jakim darzą zespół, jest godne odnotowania. Żeby nie było jednak tak słodziutko: publiczności zdarzają się jeszcze „przestoje w kibicowaniu". Jeśli uda się to poprawić, to twierdza Olsztyn (23 mecze bez porażki) jeszcze długo nie zostanie zdobyta.
Sobotnie zwycięstwo oznaczało jednocześnie, że Stomil nie przegrał na własnym stadionie 23. meczu z rzędu. Wydarzenia podczas spotkania z GKS dowiodły, że tak wspaniała seria jest zarówno zasługą piłkarzy jak i wspaniałej widowni. Bo nie ma chyba drugiego takiego stadionu w kraju, gdzie mimo dotychczasowej kiepskiej postawy drużyny (cztery przegrane mecze z rzędu, kompromitacja w Pucharze Ligi) na stadion przychodzi tak dużo ludzi i mimo wszystko dopinguje zespół do walki. Kibice pokazali klasę jeszcze przed meczem, gdy potężną burzą oklasków przywitali Bogusława Kaczmarka, byłego szkoleniowca Stomilu, aktualnie trenera GKS. Kaczmarek idąc bieżnią był wyraźnie wzruszony i na koniec wykonał w kierunku widzów wspaniały ukłon. Po meczu mówił: — Takie zachowanie to dla mnie powód do ogromnej satysfakcji.
Refleks sędziego
Dwusetny mecz Stomilu w lidze miała poprzedzić uroczystość wręczenia pamiątkowych pucharów, które z rąk prezydenta miasta Janusza Cichonia mieli otrzymać prezes klubu. Piotr Wieczorek oraz kapitan drużyny Paweł Holc. Okazało się jednak, że organizatorzy uroczystości mają... gorszy refleks od sędziego Grzegorza Gilewskiego: gdy szykowano się do wręczenia pamiątek, arbiter rozpoczął mecz. Ostatecznie puchary dotarły do adresatów w szatni po spotkaniu.
Mizeria po olsztyńsku!
Pierwszą połowę na dobrą sprawę można podsumować jednym słowem — mizeria. Ze strony Stomilu największą aktywność wykazywał Piotr Matys, który kilka razy próbował zagrozić bramce Piotra Lecha (dośrodkowanie, po którym piłka wylądowała na siatce bramki, indywidualna akcja i dogranie do Dariusza Marca oraz nieliczne próby szybkich kontr). Wszystkie te próby zakończyły się niepowodzeniem. Goście byli w tym czasie zespołem lepiej zorganizowanym, częściej przebywali w okolicach pola karnego Stomilu, ale nic z tego nie wynikało. Jedyne zagrożenie stwarzał grający w zeszłym sezonie w olsztyńskim zespole Łukasz Gorszkow. To on w 27 min uderzył z rzutu wolnego tuż nad bramką Andrzeja Krzyształowicza, a w 45 min strzałem z 17 m zmusił bramkarza Stomilu do największego wysiłku.
Slalom Matysa
W drugiej połowie mecz był już o wiele ciekawszy. Zaczęło się od akcji GKS, po której debiutujący w Stomilu Daniel Treściński w ostatniej chwili zablokował strzał Ariela Jakubowskiego. Po chwili z dystansu w środek bramki Stomilu strzelał Krzysztof Bukalski. W 55 min z dobrej strony pokazał się Holc, który popisał się prostopadłym podaniem do Matysa. Gości od utraty gola uratował Lech, który zażegnał niebezpieczeństwo wybiegiem na 20. metr. W 69 min miała miejsce akcja, dla której warto było przyjść na to spotkanie. Matys udowodnił, że drzemią w nim ogromne możliwości — olsztyński napastnik ograł na krótkiej przestrzeni trzech piłkarzy GKS: Batatę, Mirosława Widucha oraz Marka Świerczewskiego, poczym zdecydował się na strzał sprzed linii pola karnego i umieścił piłkę w siatce.
Medal dla kibiców
Po tej akcji widownia oszalała z radości, puszczając natychmiast w niepamięć wcześniejsze „popisy" swoich ulubieńców. Wsparcie publiczności było niezwykle potrzebne, bo olsztynianie w końcówce wyraźnie opadli z sił i rywale przez długie chwile zamykali Stomil na jego własnej połowie. Na szczęście goście nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony gospodarzy, a Stomil jeszcze dwukrotnie (za sprawą wprowadzonego do gry Piotra Orlińskiego) był blisko podwyższenia wyniku. Szczególnie piękne było podanie Orlińskiego w 85 min, kiedy kilkudziesięciometrowym podaniem z własnej połowy uruchomił Matysa. Jednak tym razem olsztyński napastnik przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GKS. Goście w tym czasie bili przysłowiową głową w mur. Jedyne okazje do zmiany wyniku mieli Gorszkow i Marek Kubisz, ale w obu przypadkach strzelali nad poprzeczką bramki Stomilu.
Autor: Zbigniew Szymula
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Sobotnie zwycięstwo oznaczało jednocześnie, że Stomil nie przegrał na własnym stadionie 23. meczu z rzędu. Wydarzenia podczas spotkania z GKS dowiodły, że tak wspaniała seria jest zarówno zasługą piłkarzy jak i wspaniałej widowni. Bo nie ma chyba drugiego takiego stadionu w kraju, gdzie mimo dotychczasowej kiepskiej postawy drużyny (cztery przegrane mecze z rzędu, kompromitacja w Pucharze Ligi) na stadion przychodzi tak dużo ludzi i mimo wszystko dopinguje zespół do walki. Kibice pokazali klasę jeszcze przed meczem, gdy potężną burzą oklasków przywitali Bogusława Kaczmarka, byłego szkoleniowca Stomilu, aktualnie trenera GKS. Kaczmarek idąc bieżnią był wyraźnie wzruszony i na koniec wykonał w kierunku widzów wspaniały ukłon. Po meczu mówił: — Takie zachowanie to dla mnie powód do ogromnej satysfakcji.
Refleks sędziego
Dwusetny mecz Stomilu w lidze miała poprzedzić uroczystość wręczenia pamiątkowych pucharów, które z rąk prezydenta miasta Janusza Cichonia mieli otrzymać prezes klubu. Piotr Wieczorek oraz kapitan drużyny Paweł Holc. Okazało się jednak, że organizatorzy uroczystości mają... gorszy refleks od sędziego Grzegorza Gilewskiego: gdy szykowano się do wręczenia pamiątek, arbiter rozpoczął mecz. Ostatecznie puchary dotarły do adresatów w szatni po spotkaniu.
Mizeria po olsztyńsku!
Pierwszą połowę na dobrą sprawę można podsumować jednym słowem — mizeria. Ze strony Stomilu największą aktywność wykazywał Piotr Matys, który kilka razy próbował zagrozić bramce Piotra Lecha (dośrodkowanie, po którym piłka wylądowała na siatce bramki, indywidualna akcja i dogranie do Dariusza Marca oraz nieliczne próby szybkich kontr). Wszystkie te próby zakończyły się niepowodzeniem. Goście byli w tym czasie zespołem lepiej zorganizowanym, częściej przebywali w okolicach pola karnego Stomilu, ale nic z tego nie wynikało. Jedyne zagrożenie stwarzał grający w zeszłym sezonie w olsztyńskim zespole Łukasz Gorszkow. To on w 27 min uderzył z rzutu wolnego tuż nad bramką Andrzeja Krzyształowicza, a w 45 min strzałem z 17 m zmusił bramkarza Stomilu do największego wysiłku.
Slalom Matysa
W drugiej połowie mecz był już o wiele ciekawszy. Zaczęło się od akcji GKS, po której debiutujący w Stomilu Daniel Treściński w ostatniej chwili zablokował strzał Ariela Jakubowskiego. Po chwili z dystansu w środek bramki Stomilu strzelał Krzysztof Bukalski. W 55 min z dobrej strony pokazał się Holc, który popisał się prostopadłym podaniem do Matysa. Gości od utraty gola uratował Lech, który zażegnał niebezpieczeństwo wybiegiem na 20. metr. W 69 min miała miejsce akcja, dla której warto było przyjść na to spotkanie. Matys udowodnił, że drzemią w nim ogromne możliwości — olsztyński napastnik ograł na krótkiej przestrzeni trzech piłkarzy GKS: Batatę, Mirosława Widucha oraz Marka Świerczewskiego, poczym zdecydował się na strzał sprzed linii pola karnego i umieścił piłkę w siatce.
Medal dla kibiców
Po tej akcji widownia oszalała z radości, puszczając natychmiast w niepamięć wcześniejsze „popisy" swoich ulubieńców. Wsparcie publiczności było niezwykle potrzebne, bo olsztynianie w końcówce wyraźnie opadli z sił i rywale przez długie chwile zamykali Stomil na jego własnej połowie. Na szczęście goście nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony gospodarzy, a Stomil jeszcze dwukrotnie (za sprawą wprowadzonego do gry Piotra Orlińskiego) był blisko podwyższenia wyniku. Szczególnie piękne było podanie Orlińskiego w 85 min, kiedy kilkudziesięciometrowym podaniem z własnej połowy uruchomił Matysa. Jednak tym razem olsztyński napastnik przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GKS. Goście w tym czasie bili przysłowiową głową w mur. Jedyne okazje do zmiany wyniku mieli Gorszkow i Marek Kubisz, ale w obu przypadkach strzelali nad poprzeczką bramki Stomilu.
Autor: Zbigniew Szymula
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Po meczu powiedzieli:
Bogusław Kaczmarek
Trener GKS — Przestrzegałem moją drużynę, że Stomil będzie czekał na jedną akcję w meczu, bo na więcej go w tej chwili nie stać. Matys strzelił gola w chwili, gdy przeważaliśmy, ale muszę przyznać, że zrobił to bardzo ładnie. Dzisiaj to my dyktowaliśmy warunki gry — chyba z 70 procent czasu gry byliśmy przy piłce. Co z tego jednak, kiedy nie strzelamy goli.
Stanisław "Paweł" Dawidczyński
Trener Stomilu — Całkowicie podzielam opinię trenera GKS. Taki przebieg meczu wynikał z tego, że katowiczanie są zespołem bardziej zgranym od nas. Ich skład po awansie do I ligi nie uległ większej zmianie. My na razie gramy skutecznie, styl natomiast pozostawia wiele do życzenia. Na dobry mecz w naszym wykonaniu kibice muszę jeszcze trochę poczekać.
Łukasz Gorszkow
Pomocnik GKS — Po pierwsze gratuluję Stomilowi zwycięstwa. Po drugie żal mi straconej szansy, bo piłkarsko byliśmy dziś od Stomilu lepsi. W futbolu jednak nie ma sentymentów, liczy się to, co wpada do sieci. A to właśnie Stomil strzelił dziś zwycięską bramkę.
Piotr Matys
Napastnik Stomilu — W pierwszej fazie akcji, po której strzeliłem bramkę, nie dostrzegłem żadnego z partnerów, do którego mógłbym zagrać piłkę. W tym samym momencie w obronie GKS zrobiła się luka i pomyślałem, że głupotą byłoby tego nie wykorzystać. Potem strzeliłem tak, jak uczyli mnie trenerzy Kostrzewa i Kaczmarek. W tym sezonie szybko zdobyłem bramkę, liczę, że jest to pierwsza z całej serii.
Bogusław Kaczmarek
Trener GKS — Przestrzegałem moją drużynę, że Stomil będzie czekał na jedną akcję w meczu, bo na więcej go w tej chwili nie stać. Matys strzelił gola w chwili, gdy przeważaliśmy, ale muszę przyznać, że zrobił to bardzo ładnie. Dzisiaj to my dyktowaliśmy warunki gry — chyba z 70 procent czasu gry byliśmy przy piłce. Co z tego jednak, kiedy nie strzelamy goli.
Stanisław "Paweł" Dawidczyński
Trener Stomilu — Całkowicie podzielam opinię trenera GKS. Taki przebieg meczu wynikał z tego, że katowiczanie są zespołem bardziej zgranym od nas. Ich skład po awansie do I ligi nie uległ większej zmianie. My na razie gramy skutecznie, styl natomiast pozostawia wiele do życzenia. Na dobry mecz w naszym wykonaniu kibice muszę jeszcze trochę poczekać.
Łukasz Gorszkow
Pomocnik GKS — Po pierwsze gratuluję Stomilowi zwycięstwa. Po drugie żal mi straconej szansy, bo piłkarsko byliśmy dziś od Stomilu lepsi. W futbolu jednak nie ma sentymentów, liczy się to, co wpada do sieci. A to właśnie Stomil strzelił dziś zwycięską bramkę.
Piotr Matys
Napastnik Stomilu — W pierwszej fazie akcji, po której strzeliłem bramkę, nie dostrzegłem żadnego z partnerów, do którego mógłbym zagrać piłkę. W tym samym momencie w obronie GKS zrobiła się luka i pomyślałem, że głupotą byłoby tego nie wykorzystać. Potem strzeliłem tak, jak uczyli mnie trenerzy Kostrzewa i Kaczmarek. W tym sezonie szybko zdobyłem bramkę, liczę, że jest to pierwsza z całej serii.