Stomil, po co najwyżej przeciętnym meczu, zremisował u siebie z beniaminkiem RKS-em Radomsko 0:0. W meczu wyraźnie przeważali gospodarze, ale widać było w ich szeregach sporo niezgrania... Obie drużyny, za przeciętną postawę na boisku, może jedynie usprawiedliwić niemiłosierny upał, który tego dnia panował w Olsztynie (kto słyszał, aby mecze rozgrywane były w środku lata o godz. 14).
Jak w Polkowicach
W pierwszej części meczu kibicom mógł podobać się tylko pierwszy kwadrans. Wtedy OKS wyraźnie "usiadł" na niedoświadczonych zawodnikach z Radomska, jednak tym dopisywało szczęście. Oprócz tzw. farta, Radomsku sprzyjał także sędzia Andrzej Należnik. Wystarczyło tylko, aby zawodnik Stomilu lekko dotknął piłkarza RKS-u, a arbiter od razu przerywał grę. Podobne zjawisko zaobserwować można było podczas pierwszego meczu barażowego z Polkowicami - czyżby więc drugoligowcy byli świetnym "aktorami"?
Co najmniej sto lat!
Podczas pierwszej połowy spiker szukał najstarszego kibica Stomilu. Szukał, szukał... i znalazł człowieka, który zna praktycznie całą historię OKS-u, ponieważ urodził się w 1910, a na mecze Stomilu przychodzi od zawsze! Kibic - senior dostał w nagrodę karnet i życzenie co najmniej stu lat życia.
Znowu sędzia!
Obraz gry w drugiej połowie nie uległ zmianie - nadal przeważał Stomil, jednak nic z tego nie wynikało, ponieważ olsztynianie nie mieli pomysłu na grę z "wystraszonymi" piłkarzami RKS-u. Na początku drugiej części meczu za Tomasza Radziwona wszedł Rafał Szwed, jednak to posunięcie nie wpłynęło "dodatnio" na postawę olsztynian, choć dubler był wyraźnie lepszy od swojego poprzednika. Druga odsłona spotkania należała do Pana sędziego Należnika, który chciał za wszelkę cenę stać się bohaterem meczu. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu to się mu udało, bo jego błędne decyzje były momentami jedyną ozdobą widowiska. Arbiter gwizdał faule, których nie było, a groźne zagrania puszczał. Zajął też jednoznaczną (niekorzystną dla Stomilu) decyzję w dwóch kontrowersyjnych sytuacjach, które miały miesjce w "szesnastce" gości. Najpierw ręką zagrał jeden z obrońców Radomska, a chwilę później wyskakujący do główki Kwiatkowski został powalony na glebę.
Stomil, w końcówce, miał kilka akcji podbramkowych, które powinny zakończyć się zdobyciem gola. Najlepszą zmarnowali wspólnie Salami i Florek - żaden z nich nie potrafił dojść do bardzo dobrego podania Marka Kwiatkowskiego. Szkoda, bo bramka gości była pusta! Kilka minut później groźnie głową strzelał Bajera, ale futbolówka jak na złość - przeleciała ponad poprzeczką... Tak więc Stomil i Radomsko w kiepskim stylu zdobyły pierwszy punkt w sezonie 2001/2002.
Autor: mjr