Wielki Czwartek, czas więc na "Alfabet Stomilu" z najwyższym piłkarzem występującym obecnie w Stomilu Olsztyn. Tym razem przepytany został przez nas Michał Trzeciakiewicz. Zapraszamy do lektury!
Alancewicz Michał. Najlepszy kolega z czasów juniorskich?
- Z Michałem znamy się praktycznie całe życie. Graliśmy w jednej drużynie, przechodząc praktycznie przez wszystkie szczeble tych juniorskich rozgrywek. Moim zdaniem był to największy talent naszej juniorskiej drużyny. Wyróżniał się spośród nas, miał przede wszystkim bardzo dobrą technikę i wydawało się, że będzie grał co najmniej w Ekstraklasie. Dobrze się z "Miśkiem" trzymaliśmy, chodziliśmy również do jednej klasy w LO VI, więc poprzez dojazdy na treningi i do szkoły siłą rzeczy spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, także byliśmy dobrymi kumplami.
Baraże. W sezonie 2005/2006 w barwach Jagielloni Białystok brałeś udział w barażach o Ekstraklasę. Dużo zabrakło żeby pokonać w dwumeczu Arkę Gdynia i zapewnić sobie awans?
– Byłem wtedy młodym zawodnikiem wchodzącym w dorosłą piłkę. Było to dla mnie na pewno ogromne przeżycie. Pamiętam, że grałem w obydwu meczach w pierwszym składzie i był to dla mnie naprawdę dobry okres. Można powiedzieć, że zabrakło niewiele, bo tylko ten baraż dzielił nas od Ekstraklasy, jednak z drugiej strony dzieliło nas bardzo dużo. Byliśmy w tych dwóch meczach słabsi od Arki, ale w następnym sezonie nadal byliśmy w czołówce I ligi i ten awans wywalczyliśmy, ale ja już w tym momencie grałem w Koronie Kielce.
Canal +. Grając w Koronie Kielce udzieliłeś tej stacji obszernego wywiadu z cyklu "1 na 1", przybliżysz nam kulisy tej rozmowy?
– Pamiętam, że wywiad prowadziła pani Daria Kabała-Malarz. Na początku było dosyć śmiesznie, bo nie jest ona za wysoka. Ma chyba około 150 cm w kapeluszu i nawet początek wywiadu zaczynał się na placu zabaw, gdzie pani redaktor stała na huśtawce, żeby w telewizji nie było widać, że jest aż tak niska. Pół dnia spędziliśmy razem obchodząc różne atrakcje w Kielcach. Na pewno było to kolejne duże przeżycie dla mnie. Zostałem wtedy wykupiony z Jagielloni Białystok wraz z Pawłem Sobolewskim za potężne, jak na tamte czasy, pieniądze i przechodziłem do zespołu zajmującego wtedy 3 miejsce w Ekstraklasie, mierzącego w europejskie puchary, więc awans sportowy był ogromny. Dużo się wtedy wokół mnie działo. Nie dość, że przeszedłem do takiego klubu to jeszcze zainteresowała się mną telewizja i wywiad do największej wtedy telewizji pokazującej polską piłkę nożną, to była wielka sprawa. Pamiętam, że przed wywiadem stresowałem się, ale myślę, że wypadłem całkiem nieźle. Niestety, z tego wywiadu nie spełniło się marzenie mojego taty, bo zakończyłem wywiad słowami, że chciałbym grać w Bayernie Monachium. Niestety, nie udało się to mi, a innemu polskiemu piłkarzowi z którym miałem okazję mierzyć się na boisku, czyli Robertowi Lewandowskiemu.
Dieta. Wiemy, że stosujesz specjalną dietę. Jak ona wygląda?
- Sport, zwłaszcza profesjonalny, wymaga odpowiedniego przygotowania i na pewno przygotowanie dietetyczne jest bardzo ważne, bo wpływa na wszystkie aspekty sportowca. Trzeba się dobrze odżywiać, żeby mieć siłę do gry, do biegania, również żeby regeneracja przebiegała odpowiednio. Co do mojej diety to można powiedzieć, że sam do niej dochodziłem. Poprzez prasę, media czy internet, dokopałem się do naprawdę fajnych planów żywieniowych. Staram się jeść co najmniej 4-5 razy dziennie, w małych porcjach, dlatego mniej więcej co 2-3 godzinny trzeba coś zjeść. Wychodzi to tak, że zawsze przed i po treningu muszę zjeść posiłek, który przygotowuje sobie wcześniej. Dbam o to, żeby wypełniać ten dzienny bilans białka, węglowodanów, tłuszczy itd.
Ekstraklasa. Rozegrałeś w niej osiem meczów, jak wspominasz te spotkania?
- Liczba meczów nie imponuje. Wiele czynników się na to złożyło. Z perspektywy czasu uważam, że można było tych meczów zagrać o wiele więcej, ale przede wszystkim kontuzje nie pozwoliły mi na to żeby w pełni wykorzystać swój potencjał. Występy w Ekstraklasie wspominam tylko dobrze. W ośmiu meczach udało mi się zdobyć dwie bramki, z czego chyba tylko w dwóch spotkaniach wyszedłem w pierwszym składzie. W momencie, gdy przychodziłem do Korony, skład był już bardzo mocny i ciężko było wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie, jednak trener Wieczorek dawał mi kolejne szanse i powoli wprowadzał mnie do zespołu. Można powiedzieć, że uczyłem się piłki nożnej na nowo. Między piłką pierwszoligową, a ekstraklasową na pewno jest różnica i trzeba pokazywać się z dobrej strony, cały czas nad sobą pracować. Moje wspomnienia są jednak tylko pozytywne i szkoda, że nie było tych występów więcej.
Football Manager. Dotarłem do informacji, że swego czasu Michał Trzeciakiewicz był w tej grze wielkim talentem. Zdarzyło Ci się ściągnąć samego siebie do jakiegoś klubu grając w Football Manager?
- (śmiech – red.) Akurat w Football Manager nie grałem, ale rzeczywiście znajomi napomknęli mi o tym, że była możliwość transferowania mnie do różnych zespołów. Sytuacja dość niezręczna, aczkolwiek muszę przyznać, że w grę FIFA na playstation grałem sporo i zdarza mi się w nią grać nawet do dziś. Pamiętam, że w jednym wydaniu Fify byłem jako zawodnik Korony Kielce no i tam już bardzo często transferowałem się do przeróżnych klubów (śmiech - red.). Nie ukrywam, że zdarzało mi się również podbijać swoje statystyki w Fifie, ale w Football Manager nie grywałem.
Górnik Łęczna. Po meczu z tą drużyną zanotowałeś drugi sportowy spadek z 1 ligi ze Stomilem. Jak możesz porównać atmosferę po tym meczu, do tej po spadku z ligi w 2003 roku?
- Zacznę od tego pierwszego spadku. Miałem wtedy 18 lat, dopiero wchodziłem do dorosłej piłki i sytuacja Stomilu w tamtym momencie była tragiczna. Już przed tym spotkaniem oddaliśmy dwa wyjazdowe mecze walkowerami. Nie było pieniędzy, zespół był rozbity, więc raczej nie pomogło nam to w uniknięciu spadku, a potem Stomil zniknął niestety z piłkarskiej mapy na kilka dobrych lat. Jeśli chodzi o drugi spadek to był on na pewno bardzo bolesny, bo rundę wiosenną za trenera Łopatki mieliśmy naprawdę niezłą, zagraliśmy kilka fajnych meczów, zdobyliśmy dużo punktów i można powiedzieć, że był to wyjątkowy sezon bo z tak dużą ilością punktów jeszcze chyba żaden zespół w historii nie spadał z ligi. Oba spadki na pewno były dla mnie bardzo bolesne, choć ten drugi trochę mniej, bo ostatecznie jednak w tej I lidze utrzymaliśmy się przy zielonym stoliczku.
Honda. Czy właśnie ta marka samochodu jest Twoją ulubioną z uwagi na to, że jeździsz obecnie autem właśnie tego producenta?
- Nigdy nie miałem auta innej marki. Pierwszym samochodem jaki kupiłem, a było to jeszcze kiedy grałem w barwach Kujawiaka Włocławek, była honda civic z 2004 roku. Nie jestem jakimś wielkim fanem motoryzacji, ale jeśli chodzi o auta to bardzo podoba mi się "design" Hondy, mniej interesują mnie osiągi czy tego typu sprawy. Właśnie wygląd samochodu był kluczem do tego, że wybrałem hondę. Obecny samochód jest moim drugim i również jest to honda civic tyle, że nowszy model niż poprzednia. Mam nadzieję, że ta marka nadal będzie mi dobrze służyć.
Internet. Niezbędny w Twoim życiu?
- Nie ukrywam, że z internetu korzystam dużo. Najczęściej używam internetu do szukania potrzebnych mi w danym momencie informacji, do tego, żeby wiedzieć co się dzieje na świecie i w klubie, ale także jestem obecny na portalach społecznościowych. Internet jest non stop w moim życiu, zdecydowanie częściej używam go niż telewizora, bo telewizji praktycznie nie oglądam.
Jagiellonia Białystok. Z tego klubu wypromowałeś się do ekstraklasy. Pobyt w Białymstoku to najlepszy etap Twojej kariery?
- Na pewno był to bardzo fajny okres. Pierwsza osoba, która przychodzi mi na myśl jeśli chodzi o mój pobyt w Białymstoku, to trener Adam Nawałka. Odegrał on bardzo dużą rolę, jeśli chodzi o mój transfer do Jagiellonii, bardzo chciał żebym był w tym zespole i obserwował mnie przez dłuższy czas gdy grałem w Kujawiaku. Druga rzecz, która kojarzy mi się z okresem gry w Białymstoku, to brak kontuzji co było rzadkością w mojej karierze. Jak na tamte lata Jagiellonia była klubem bardzo poukładanym, z fajnym budżetem, z bardzo ciekawymi zawodnikami i grała co roku o najwyższe lokaty w tamtejszej II lidze. Do tego grałem regularnie, na boisku promowałem swoją osobę i to spowodowało, że zainteresowała się mną Korona Kielce i trafiłem do Ekstraklasy. Wydawało mi się wtedy, że najlepszy etap mojej kariery jeszcze przede mną, aczkolwiek dziś z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że był to dla mnie naprawdę bardzo dobry okres.
Korona Kielce. Przez dłuższy czas walczyłeś z tym klubem w sądzie. Jak zakończyła się ta sprawa?
- Podpisałem z Koroną długi, 5-letni kontrakt i idąc do Korony następnym celem jaki mogłem sobie postawić był tylko klub zagraniczny i być może powołanie do reprezentacji. Rzeczywistość była jednak okrutna, bo udało mi się w Kielcach rozegrać normalnie tylko rok, a następne trzy lata to była praktycznie ciągła walka o powrót do gry. Więcej bywałem w gabinetach rehabilitacji i szpitalach niż na boisku. Każdy klub z zawodnika, który nie gra i większość czasu spędza na leczeniu kontuzji, chce w jakiś sposób zrezygnować, dlatego też musiałem dochodzić swoich praw w sądzie. Rok przed upływem umowy udało mi się ją rozwiązać, sprawa trafiła później do sądu, ciągnęło się to bardzo długo, ale z pozytywnym dla mnie skutkiem.
Liga. Jak zmienił się poziom rozgrywek I ligi w stosunku do tej w której grałeś m.in. w barwach Jagiellonii Białystok?
- Zależy to też od zespołu do jakiego się trafi. Gdy grałem w Białymstoku czy we Włocławku naszym celem była walka o czołowe lokaty, natomiast w Sandecji, KSZO, po przyjściu do Stomilu cele były zgoła odmienne i trzeba było tą ligę utrzymać. Na pewno w pierwszej lidze kładzie się nacisk na dobre przygotowanie motoryczne, aczkolwiek ja wielkiej zmiany poziomu nie czuję. Jeśli już to uważam, że poziom ligi obniża się. Coraz więcej przypadkowych zawodników trafia na szczebel profesjonalny, poziom piłkarzy występujących w pierwszej lidze jest bardzo różny, ale nie chciałbym doszukiwać się przyczyn takiego stanu rzeczy.
Młodość. Czym w młodości interesował się Michał Trzeciakiewicz?
- Swoją młodość pamiętam tylko i wyłącznie przez pryzmat piłki nożnej. W moich latach młodzieńczych nie było komputerów czy internetu, jedyną rozrywką był sport. W moim przypadku była to piłka nożna, chociaż predyspozycje miałem do wszystkich sportów, między innymi do siatkówki, koszykówki czy piłki ręcznej. Nauczyciele wychowania fizycznego zawsze zachęcali mnie do uczestnictwa we wszystkich rozgrywkach, jednak twardo obstawałem przy futbolu. Dopiero w czasach liceum pojawił się komputer i przy okazji gry komputerowe, jednak w młodości królowała głównie piłka nożna.
Nauka. Jesteś studentem OSW, co studiujesz i na jakim etapie nauki jesteś?
- Jestem na trzecim roku wychowania fizycznego, w tym roku będę kończył licencjat. Można powiedzieć, że uczę się całe życie bo po zdanej maturze rozpocząłem studia we Włocławku na wydziale informatyki. Przebrnąłem pierwszy rok i porzuciłem studia przy wielkim niezadowoleniu moich rodziców, ale uważałem wtedy, że piłka jest najważniejsza i trzeba skupić się na jednej rzeczy. Można powiedzieć, że studiuje obecnie już 11 lat, bo po przejściu do Jagielloni Białystok studiowałem historię, następnie w Supraślu pod Białymstokiem byłem na wychowaniu fizycznym i po przenosinach do Kielc na Wszechnicy Świętokrzyskiej, studiowałem po raz drugi wychowanie fizyczne. Z uwagi na to, że co rok, co dwa lata zmieniałem miejsce zamieszkania, odpuszczałem studia, ale teraz będąc na miejscu wziąłem się już za to na poważnie i mam nadzieje, że co najmniej licencjat uda mi się zrobić.
Olszewski Tomasz - Człowiek, który zmotywował Cię do powrotu do futbolu?
- Można powiedzieć, że Tomek zmotywował trupa do powstania z grobu (śmiech – red.). Z Tomkiem znamy się ze szkoły, trochę z boiska, bo też próbował swoich sił jako piłkarz. Ostatecznie odnalazł swoją pasję w fitnessie, przygotowaniu motorycznym i trzeba przyznać, że sprawdza się w tym doskonale. Jeśli chodzi o mnie to po którejś operacji zawiesiłem buty na kołku, nie miałem zamiaru wracać do gry i w tym czasie, jeszcze lepiej poznałem Tomka i jego podejście do sportu. Na pewno wiele się od niego nauczyłem, razem pracowaliśmy i w pewnym momencie poczułem się na tyle dobrze fizycznie, że zachciało mi się znowu grać w piłkę. Nie da się ukryć, że Tomek w dużej mierze pomógł mi w powrocie do profesjonalnej piłki.
Pozycja - Wolisz występować w środku pola czy na lewej obronie?
- Trudne pytanie, ze względu na to, że jestem profesjonalistą i będę grał tam gdzie trener akurat chce żebym występował. Wiadomo jednak, że każdy zawodnik ma swoje ambicje i swoją wizję, tego gdzie się najlepiej czuje, ale ja w tym momencie nie jestem wybredny i zależy mi na tym żeby grać. Oczywiście, większość swojej kariery grałem w środku pola, przez obronę, pomoc, zdarzało się grać również w ataku, a na lewej obronie grywałem tylko i wyłącznie w juniorskich rozgrywkach. Uważam jednak, że jestem uniwersalnym zawodnikiem i poradziłbym sobie na każdej pozycji z wyjątkiem bramkarza.
Rezerwy. Jak oceniasz młodych zawodników występujących w tej drużynie? Któryś z nich ma szanse wskoczyć w najbliższym czasie do kadry pierwszego zespołu?
- Przede wszystkim zespołu rezerw tak na dobrą sprawę to obecnie nie ma. Zacznę trochę od historii, czyli od tego jak ja wchodziłem do pierwszego zespołu. Wtedy zespół rezerw był traktowany zupełnie inaczej, akurat ja jestem w Stomilu i nie wiem jak to wygląda w innych zespołach, ale kiedyś granie w zespole rezerw i pójście tam z zespołu juniorów to był przywilej. Dla zawodnika grającego w juniorach w lidze makroregionalnej, pójście do rezerw to było już coś, taka gratyfikacja. Obecnie wygląda to tak, że trafiają tam zupełnie przypadkowi chłopcy, którzy po prostu na ten poziom rozgrywek są za słabi, którzy nie łapią się do składu w zespole Centralnej Ligi Juniorów. Oczywiście, jeszcze dużo lat pracy przed nimi i jest szansa, że któryś z nich osiągnie odpowiedni poziom, ale bez wsparcia zawodnikami pierwszego zespołu ta drużyna rezerw na chwilę obecną nie istnieje. Nie ma tam żadnej stabilizacji. W rundzie jesiennej grałem w rezerwach 4-5 meczów i na każdym z nich poznawałem się z wieloma chłopakami na nowo. Nie ma tam przydzielonego trenera, tak naprawdę nie wiadomo kto nad tym sprawuję pieczę, także ciężko w ogóle mówić, że jest to jakiś zespół.
Stomil. Planujesz zakończyć karierę w klubie, którego jesteś wychowankiem?
- Zobaczymy co czas pokaże. Oczywiście, chciałbym jak najdłużej utrzymywać poziom taki, który pozwoliłby mi na grę w profesjonalnych rozgrywkach. Na pewno chciałbym zakończyć karierę tu w Stomilu, ale życie jest nieprzewidywalne i zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Tyszkiewicz Piotr - Jak układa się Twoja współpraca z tym menadżerem?
- Muszę powiedzieć, że nasza współpraca układa się rewelacyjnie. W tym momencie można powiedzieć, że z Piotrem jesteśmy już przyjaciółmi. Znamy się już około 13 lat. Na początku naszej znajomości, Piotr, jako trener Stomilu wyciągnął mnie z rezerw, wtedy to było jeszcze OKP Warmia i Mazury, i w pierwszej drużynie dał mi szansę gry już w profesjonalnej piłce. Później był on moim agentem i jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Piotrem, która z biegiem czasu przerodziła się w przyjaźń. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt i Piotr nie tylko jako menadżer, ale przede wszystkim jako człowiek bardzo mi pomagał. W sprawach kontraktowych, transferowych nie musiałem uczestniczyć, ponieważ miałem człowieka, który za mnie te sprawy załatwiał i tak jest do dzisiaj. Współpraca z Piotrem stoi naprawdę na bardzo dobrym poziomie.
Urazy. Wpłynęły one znacząco na Twoja karierę. Uważasz, ze gdyby nie były one tak poważne, grałbyś nadal na poziomie ekstraklasy?
- Myślę, że grałbym nawet na wyższym poziomie. Bardzo fajnie rozwijała się moja kariera, od 4 ligi poprzez 3,2, Ekstraklasę i myślę, że ten rozwój szedłby dalej w dobrym kierunku, ale jednak moje plany pokrzyżowały urazy. W pewnym momencie wpadłem w taką spiralę, że co wyszedłem na trening to coś się działo. Niestety nie da się w taki sposób uprawiać jakiegokolwiek sportu profesjonalnie, a co dopiero sportu wyczynowego jakim jest piłka nożna.
Warunki fizyczne. Widzisz w związku z Twoimi, dobrymi warunkami fizycznymi same korzyści czy jednak grałoby się w piłkę łatwiej mając kilka centymetrów mniej?
- Kiedy byłem dzieckiem moim idolem był Rivaldo, wysoki zawodnik, lewa noga, świetna technika. On miał 187 cm i ja mając 185 cm zawsze mówiłem sobie, że jeszcze dwa centymetry i będę jak Rivaldo. Te 187 cm miałem jednak tylko około dwóch miesięcy i potem było mi bliżej do porównywania się do Petera Croucha niż do Rivaldo (śmiech – red.). A czy byłoby łatwiej? Możliwe, że w aspektach koordynacyjnych byłoby łatwiej, na pewno byłbym bardziej zwrotny, ale nigdy nie narzekałem na to, że jestem za duży. Nad swoimi słabościami trzeba cały czas pracować, ja mam atut, że jestem wysoki, ktoś inny narzeka, że jest niski ale za to ma też inne swoje atuty. Pogodziłem się z tym.
Żurawel Piotr. Prowadziliście wspólnie drużynę juniorów Warmii Olsztyn. Kto był pierwszym, a kto drugim trenerem i jak wyglądał podział obowiązków miedzy wami?
- Zdecydowanie Piotr był pierwszym trenerem. Było to w okresie kiedy nie grałem w piłkę. Po ostatnim urazie, mając 28 lat postanowiłem, że już nie będę grał i coś trzeba było ze sobą zrobić. Rozpocząłem studia i szkoliłem się również na trenera. Współpraca z Piotrem układała się bardzo dobrze, wiadomo jest on również nauczycielem i ma własną akademię "Żuri Football", więc miał sporo obowiązków i po prostu kto miał wolny czas ten prowadził zespół. Piotr jest moim przyjacielem i obecnie pomagam mu w jego akademii. Wspólnie prowadzimy treningi dla najzdolniejszych chłopaków z akademii i poprzez indywidualne zajęcia staramy się pomóc tym młodym adeptom w rozwoju.
O prawidłowej diecie piłakarza dowiecie się pod tym adresem: https://www.dietetykwszczecinie.pl/blog/dieta-dla-pilkarza-czyli-co-jesc-bedac-pilkarzem.html