Nie tak wyobrażali sobie środowe popołudnie gracze Stomilowców. Podopieczni Dariusza Maleszewskiego w bardzo słabym stylu przegrali na własnym boisku z Leśnikiem Nowe Ramuki 1:2.
Stomilowcy przyzwyczaili swoich kibiców do zwycięstw na własnym boisku, a ci - rozpieszczeni - oczekiwali kilkubramkowej przewagi olsztynian. Inicjatywę od pierwszych minut przejęli jednak goście, którzy raz po raz zagrażali bramce OKS-u. Co kilka minut przyjezdni marnowali doskonałe szanse do zdobycia gola - nie potrafili trafić w bramkę lub uderzali prosto w Daniela Iwanowskiego. W 30. minucie po wrzutce z prawej strony niezdecydowanie i błąd w kryciu olsztyńskiej obrony wykorzystał były zawodnik Stomilowców Krzysztof Wałdowski, który z bliska z całej siły umieścił piłkę pod poprzeczką. Stomilowców stać było tylko na słupek po strzale z rzutu wolnego Tomasza Długołęckiego i kilka spalonych odgwizdanych na Piotrze Kajdzie.
W drugiej połowie arbiter tego spotkania był najlepszym zawodnikiem w talii kart trenera Leśnika - dzięki temu, że wywalczył rzut karny i usunął z boiska kapitana Stomilowców praktycznie "załatwił" gościom zwycięstwo. Najpierw po bardzo, ale to bardzo trudno widocznym faulu zawodnika gospodarzy podyktował rzut karny, a za chwilę za zasłużone pretensje krytykujące tę decyzję drugą żółtą kartkę pokazał Marcinowi Przybylińskiemu. Chwilę później było już 0:2, a gra w dziesiątkę wyraźnie podcięła skrzydła olsztynianom. W drugiej połowie swój kunszt bramkarski zademonstrował Iwanowski, intuicyjnie broniąc bombę z siedmiu metrów. Stomilowcy ruszyli do ataków - z których i tak nic nie wychodziło - a Leśnik czekał na kontry, których i tak nie potrafił wykorzystać (m.in. kilka akcji 2 na 1 czy 3 na 2). Sędzia tego spotkania znowu pokazał klasę, wyraźnie chcąc pomóc przegrywającym. I niczym Janosik podyktował rzut karny gospodarzom, którego nie wykorzystał Paweł Kacprzykowski, strzelając prosto w bramkarza. Przed końcem meczu kilka kontr wyprowadził Mateusz Różowicz, ale z jego starań jego koledzy mogli wybić rzut rożny. W ostatniej minucie jedną z akcji zakończył bramką Piotr Krasiński. Olsztynianie próbowali jeszcze postawić wszystko na jedną kartę i rzucić się do ataku, ale... nagle zawodników Leśnika zaczęły łapać skurcze, a także odnosili oni co kilkanaście sekund jakieś drobne kontuzje, więc sędzia nie mógł pozwolić sobie na zbyt długie przedłużanie meczu i zakończył te stojące na niskim poziomie widowisko, pełne twardych starć i nieudolnego pokazu sędziowania.
Autor: kom