Na stadionie Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie Stomilowcy Olsztyn przegrali z Omulwią Wielbark 0:2 (0:1).
W 19. minucie Łukasz Gomoła zmarnował dobrą sytuację do zdobycia gola. Radosław Białek zagrał mu piłkę na ósmy metr, a obrońca olsztyńskiego zespołu nie potrafił skierować jej do bramki. Dziewięć minut później Stomilowcy zmarnowali kolejną dobrą okazję, tym razem za sprawą Łukasza Bogdanowicza. Napastnik olsztyńskiego zespołu znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, ale uderzył prosto w niego. W 32. minucie Omulwia wyszła na prowadzenie. Marcin Wilga uderzył piłkę z rzutu wolnego, ta odbiła się od słupka... i sędzia uznał gola. Do końca niewiadomo czy futbolówka w tej sytuacji faktycznie przekroczyła linię bramkową. Siedem minut później zabawa Kamila Ryłki we własnym polu karnym o mały włos nie skończyła się utratą drugiej bramki przez Stomilowców. Olsztyński zespół w tej syutacji uratował słupek. W 40. minucie boisko z powodu urazu opuścił Karol Miller. Trzy minuty później uderzona przez Bogdanowicza futbolówka trafiła w poprzeczkę, chwilę później groźną kontrę Omulwii w polu karnym zatrzymał Sławomir Przybyliński.
W 63. minucie trener Dariusz Maleszewski zdecydował się na potrójną zmianę. Boisko opuścili Tomasz Laskowski, Radosław Białek oraz Łukasz Bogdanowicz, w ich miejsce na placu gry zameldowali się Piotr Pająski, Wojciech Kardaś i Patryk Stadnicki. Dalsza część spotkania toczyła się w środku boiska. Stomilowcy nie mogli stworzyć sytuacji bramkowych. W 79. minucie Omulwia ustaliła wynik spotkania na 2:0 za sprawą Patryka Szczygielskiego. Wcześniej przed polem karnym zawodnik gospodarzy sfaulował Łukasza Sosnę. Sędzia główny i boczny nie dopatrzyli się przewinienia. Gdy piłkarz zwijał się z bólu Omulwia przeprowadziła skuteczną akcję i strzeliła bramkę. Do końca meczu podopieczni Dariusza Maleszewskiego próbowali strzelić kontaktową bramkę. Niestety wynik nie zmienił się. Stomilowcy jeszcze nigdy nie wygrali na wyjeździe z Omulwią Wielbark. Klątwa trwa.
Autor: mmks, em
Pomeczowny komentarz:
Chcąc wygrać mecz należy strzelić choć jedną bramkę. To nie ulega wątpliwości. Nie można także tracić bramek. W niedzielę zespół Stomilowców nie trafił do siatki. Zabrakło w paru sytuacjach spokojnego wykończenia akcji oraz szczęścia (poprzeczka po strzale Bogdanowicza). Goście bramki stracili dwie. Ale czy na pewno dwie?
Na filmie zamieszonym w serwisie Stomil.TV widać akcję w wykonaniu Omulwi. Czy padła bramka zostawiam do analizy Wam drodzy czytelnicy. – Chyba wpadła – tak miał odpowiedzieć sędzia tego meczu na pytanie kapitana Stomilowców – Sławomira Przybylińskiego, który zapytał się sędziego czy był gol. Chyba… Brak pewności… To był gol czy nie? Wg sędziów wpadł. Sytuacja jeszcze długo będzie budzić kontrowersje. Przy drugiej bramce nie ma nikt wątpliwości, że futbolówka wpadła do siatki. Jednak wcześniej był ewidentny faul gospodarzy na Łukaszu Sośnie. Widzieli go wszyscy oprócz sędziów, a najlepszą pozycję widokową miał arbiter boczny. Faulu nie widział. Nie widział bo ma problemy ze wzrokiem czy specjalnie nie widział? To tylko hipotezy stawiane przeze mnie. Fakt, faktem faulu sędziowie nie odgwizdali. Zawodnik zwijał się z bólu a drużyna gospodarzy przeprowadziła skuteczną akcję. 0:2…
Ktoś powie, że usprawiedliwiam porażkę błędami arbitrów. O tuż nie o to mi chodzi. Chodzi mi o zwrócenie faktu na to jak wykonują swoją pracę panowie sędziowie. Oni nie robią tego za darmo. Pobierają od klubów nie małe pieniądze. Pieniądze od sponsorów, którzy wymagają od klubów rozsądne wydawanie pieniędzy. A czy rozsądne jest wypłacanie pełnego ekwiwalentu sędziom popełniającym błędy?
Autor: em