Rok 1998 zakończyliśmy na minusie. Przedostatnie miejsce w ekstraklasowej tabeli, pustki w kasie klubu, odejście trenera Mieczysława Broniszewskiego, delikatnie mówiąc kolorowo nie było. Arabscy szejkowie jeszcze wtedy nie inwestowali w europejski futbol, ale liczyliśmy na kogokolwiek, kto poprawi sytuację finansową i kadrową Stomilu.
Nowy rok przyniósł wiadomość, która wlała nadzieję w kibicowskie serca, elbląska firma "Halex" postanowiła finansowo wesprzeć Stomil. W prasie można było przeczytać o mocarstwowych planach nowego sponsora. Głośne transfery, znani piłkarze, sukcesy w lidze, tak miała wyglądać przyszłość "Dumy Warmii". Na początek trzeba było wypełnić vacat na stanowisku trenera. Szkoleniowcem, który miał poprowadzić OKS do sukcesów został Romuald Szukiełowicz, pracujący wcześniej między innymi w Lechu Poznań, Pogoni Szczecin czy Śląsku Wrocław. Kolejnym krokiem było wzmocnienie kadry pierwszego zespołu. Liczyliśmy na nazwiska znane w całej piłkarskiej Polsce, blisko przeprowadzki do stolicy Warmii był podobno Marek Citko, jednak ostatecznie do Olsztyna nie przeszedł.
Do naszego klubu trafiło czterech nowych piłkarzy: Piotr Matys, Marcin Florek, Krzysztof Maciejczuk i Władimir Klimowicz. Nadzieje budził szczególnie transfer pierwszego z nich. Pochodzący z Białegostoku napastnik przedstawił się kibicom podczas meczu ŁKS Łódź – AS Monaco, gdy strzałem piętką pokonał mistrza świata Fabhiena Bartheza. Piłkarzom w okresie przygotowawczym nie brakowało przysłowiowego "ptasiego mleczka". Drużyna przygotowywała się do sezonu między innymi na Cyprze, co dla naszego, zazwyczaj biednego klubu było nowością.
Odnowiony, wzmocniony i bogatszy Stomil w pierwszej wiosennej kolejce podejmował w Olsztynie katowicki GKS. Goście nie byli już tak silni jak jeszcze kilka lat temu i cel na rundę wiosenną mieli taki sam jak my, czy utrzymanie w lidze. Dawno już nie czekano na inauguracyjny mecz rundy czy sezonu z takimi nadziejami. Mimo typowej, lutowej aury na trybunach zasiadło około 7000 kibiców, liczących na przekonywujące zwycięstwo "Biało-niebieskich".
Już pierwsze minuty pokazały, że nie będzie to spacerek. Gospodarze wyglądali na stremowanych, popełniali niewymuszone błędy. Pierwsza, nudna połowa, zmierzała do końca, gdy debiutujący w Stomilu Marcin Florek wyprowadził Stomil na prowadzenie.
Mała ciekawostka, Florek w rundzie jesiennej grał w…..Katowicach i jego gol przyczynił się do zwycięstwa śląskiej drużyny nad Stomilem. Po przerwie gra "Biało-niebieskich wyglądała już znacznie lepiej, ciśnienie zeszło już z piłkarzy i Stomilowcy dominowali na murawie. Wydawało się, że katowiczanie nie są w stanie wywieźć z Olsztyna choćby punktu. Jednak o to by kibice się nie nudzili zadbali Paweł Holc wespół z Jarosławem Bako. Błąd w komunikacji między nimi doprowadził do wyrównania stanu meczu, a Holc strzelił pierwszą bramkę w barwach Stomilu, niestety samobójczą. Mieliśmy 80 minutę.
Olsztynianie rzucili się do ataku, bo remis nie był wynikiem, który zadowalał kibiców i piłkarzy. Rozczarowani rezultatem fani Stomilu, zaczęli opuszczać trybuny, gdy sędzia podyktował rzut wolny dla olsztynian. Do piłki podszedł Jacek Chańko. Nie był to najpiękniejszy strzał w jego karierze, ale Mariusz Luncik nie popisał się bramkarskim kunsztem i Stomil ponownie objął prowadzenie. Chwilę później arbiter zakończył spotkanie. Ciężko wywalczone 3 punkty zostały w Olsztynie,a szanse na utrzymanie w lidze, trochę się zwiększyły. "Nowy" Stomil nie był może jeszcze tak silny, jaki chcielibyśmy oglądać, ale gra piłkarzy dawała nadzieję na szczęśliwy koniec sezonu.
Cdn.
Łukasz Żukowski