FC Barcelonę i Sandecję Nowy Sącz więcej dzieli niż łączy. Katalończycy to tegoroczny ćwierćfinalista Ligi Mistrzów, Sandecja w analogicznym okresie zajęła 9 miejsce w I lidze. Drużynę z Nowego Sącza mogliśmy oglądać w Olsztynie w maju, gdzie zremisowała 1:1, o wizycie Barcelony ani innego uczestnika najważniejszego z klubowych pucharów na Piłsudskiego możemy tylko pomarzyć.
1 pażdziernika 1995 w ramach rozgrywek Ekstraklasy, olsztyński Stomil na własnym boisku podejmował warszawską Legię. Mimo przedsezonowych zawirowań, OKS nadspodziewanie dobrze zaczął swój drugi sezon w Ekstraklasie. Tydzień temu pisałem już o wzmocnieniach w osobach Jacka Płuciennika i Kazimierza Sidorczuka. Kolejnym, nowym piłkarzem, który założył koszulkę Stomilu był środkowy obrońca Grzegorze Wagner. Zawodnik przed przeprowadzką do Olsztyna grał w Ruchu Chorzów. Chorzowianom nie udało się utrzymać w 1 lidze i propozycja przejścia do Olsztyna była
korzystna dla obu stron. Wagner nie musiał grać w 2 lidze, a Stomil pozyskał doświadczonego stopera.
Zespół gości dysponującym i tak solidnym jak na nasze warunki składem, został jeszcze wzmocniony w przerwie między sezonami. Na Łazienkowską trafili między innymi Cezary Kucharski, Tomasz Wieszczycki czy Ryszard Staniek. Transfery pomogły w realizacji celu, jakim był awans do elitarnej Ligi Mistrzów. Cztery dni przed spotkaniem ze Stomilem, warszawianie przegrali w Moskwie ze Spartakiem 1:2 i w stolicy Warmii chcieli powetować sobie rosyjskie niepowodzenie.
Trybuny olsztyńskiego stadionu zapełniło około 16 tysięcy kibiców, chcących zobaczyć ile nam brakuje do tej Ligi (Legii) Mistrzów. "Biało-niebiescy", jak zazwyczaj w Olsztynie, nie przestraszyli się przeciwnika i od pierwszego gwizdka sędziego Romana Walczaka, przejęli inicjatywę. Jednak to goście znaleźli drogę do bramki strzeżonej przez Sidorczuka. Po składnej akcji w 36 minucie bramkę dającą prowadzenie Legii uzyskał pomocnik Jacek Bednarz. Do przerwy wynik niestety nie uległ zmianie.
Jednak po niej byliśmy świadkami, 45 minut, które na długo zostały w pamięci olsztyńskich kibiców. Piłkarze Stomilu wiedzieli jeszcze wtedy,że swoich fanów nie mają prawa zawieść. Można przegrać, ale trzeba walczyć, niezależnie przeciwko komu się gra. Zdeterminowana drużyna "biało-niebieskich", kilka minut po wznowieniu gry, sprawiła,że stadion oszalał z radości. Niestety tylko na chwilę. Jacek Płuciennik w ekwilibrystyczny sposób umieścił piłkę za linią bramkową. Sędzia
początkowo gola uznał, jednak później z wiadomych chyba tylko mu przyczyn, decyzję anulował.
Od tego momentu, nie było już słychać przyśpiewek o Legii, najpopularniejszą osobą na stadionie stał się arbiter. Nie będę cytował śpiewów kibiców, bo wszyscy wiemy jaką częścią ciała był dla nas w tamtym momencie pan Walczak. Chyba nie za bardzo mu się to podobało i postanowił przeprosić olsztyńskich kibiców. Radosław Michalski przyjął piłkę klatką piersiową, a sprawiedliwy wtedy już dla nas sędzia, wskazał na punkt oddalony 11 metrów od bramki Macieja Szczęsnego. Po chwili Tomasz Sokołowski doprowadził do wyrównania. Z trybun jeszcze się wahałem, czy karny był słuszny czy nie, jednak powtórki telewizyjne udowodniły, że sędzia oddał to co wcześniej nam
zabrał.
Remis z przebiegu gry był sprawiedliwym wynikiem i tak ten mecz się zakończył. Legia po raz drugi nie potrafiła wygrać w Olsztynie.Zremisowała również w Blackburn grając przeciwko drużynie mistrza Anglii miesiąc później, a w grudniu awansowała do najlepszej ósemki Europy. Okoliczności opisanego przeze meczu były trochę dziwne, ale nie zmienia to faktu, że drużyna trenera Ryszarda Polaka walczyła jak równy z równym z ćwierćfinalistą Ligi Mistrzów.
Cdn...
Łukasz Żukowski
— lukasz zukowski (@zukinio1981) czerwiec 30, 2014