Wertując archiwalne materiały prasowe związane ze Stomilem Olsztyn postanowiliśmy ruszyć z nowym cyklem artykułów na naszym portalu. W ramach "RetroWywiad" zapraszamy do lektury rozmowy z Kazimierzem Sidorczukiem, który ukazał się w "Gazetce Kibica OKS Stomil Olsztyn, w kwietniu 1996 roku.
Jakie mecze utkwiły ci w pamięci?
- Oczywiście mecze pucharowe i reprezentacyjne. Gdy ja grałem kadra była słaba. Dobrze pamiętam swój słaby mecz w Szwecji, gdzie puściłem pięć bramek. Ale były też piękne chwile jak wyeliminowanie Panathinaikosu czy wygrana z Olimpique.
Czy nie obawiasz się rywalizacji z Pawłem Charbickim, który na pewno czeka na szansę?
- Nie boję się żadnej rywalizacji. Z Pawłem jesteśmy dobrymi kolegami, a na boisko wejdzie ten, kto będzie lepszy.
Ile jeszcze lat postoisz miedzy słupkami?
- Myślę, że jeszcze trochę pogram. Na razie zdrowie i forma dopisują.
Czy wiesz, że jesteś jednym z najpopularniejszych i najbardziej lubianych piłkarzy Stomilu?
- Bardzo się z tego cieszę. Staram się zawsze dać z siebie wszystko. Za to właśnie lubili mnie kibice w Poznaniu czy w Płocku, gdzie do dziś spotykam się z oznakami sympatii.
Czy, gdy zaczynałeś grać w piłkę od razu założyłeś bramkarskie rękawice?
- Jak chyba każdy bramkarz na początku grałem w polu. Pierwszy raz na bramce stanąłem przypadkiem, chyba w turnieju dzikich drużyn. Tak już zostało, czego nie żałuję.
Dużo podróżujesz, mało przebywając w domu. Co na to żona?
- Mam wspaniałą i bardzo wyrozumiałą żonę. Z nią i z córką spędzam każdą wolną chwilę.
Dwa słowa do twoich fanów.
- Kocham kibiców, którzy są z drużyną na dobre i na złe, dopingujących nas zawsze, a nie tylko w momentach dobrej gry. Dlatego po meczu z Siarką podziękowaliśmy "szalikowcom", którzy nie próbowali poderwać nas do walki gwizdem - tylko głośnym dopingiem. Dziękuje im za to.