Zawodnicy Stomilu w końcu wracają z meczu wyjazdowego w znakomitych nastrojach. Otóż OKS pokonał we Wrocławiu tamtejszy Śląsk 2:1 i przerwał trwającą 11 miesięcy fatalną passę - bez zwycięstwa na wyjeździe. Co ciekawe w poprzednim sezonie Stomil miał prawie identyczną passę i także przerwał ją we Wrocławiu. Zresztą chce się powiedzieć, że statystyka nie kłamie, tak więc dlaczego OKS miałby po raz pierwszy przegrać w stolicy Dolnego Śląska?
Nie ma spalonego, znakomita sytuacja...
W 7' Abel Salami niespodziewanie znalazł się sam na sam przed bramkarzem Śląska. Jednak owej dogodnej sytuacji nie wykorzystał, ale po meczu mówił, że zbyt wcześnie złożył się do strzału, ponieważ myślał, że za chwilę arbiter odgwiżdże pozycję spaloną. Sytuacja rzeczywiście była problematyczna, jednak pozory myliły i okazało się, że podanie (do Salamiego) od Florka nastąpiło w idealnym momencie. Nigeryjczyk Salami był tego dnia najbardziej pilnowanym piłkarzem OKS-u. W 27' zdołał jednak uciec swojemu opiekunowi i już za kilka sekund byłby ponownie sam na sam z Pyskatym. Niestety, opiekun Abla nie potrafił naprawić swojego błędu czysto piłkarskim wślizgiem i brutlanie powalił na glebę naszego zawodnika. Arbiter Werder (debiutujący na szczeblu ekstraklasy) podbiegł i pokazał Wasilewskiemu tylko żółtą kartkę!
Było ślisko
Po tych dwóch groźnych akcjach, obudzili się nieco wrocławianie. Wcześniej kilka razy groźnie strzelał Włodarczyk, ale nasz bramkarz świetnie bronił. Jednak raz Wyłupski poślizgnął się przy wybijaniu piłki i tylko szczęście sprawiło, że gospodarze nie zdobyli gola. Druga akcja była jeszcze bardziej dramatyczna. Po rzucie rożnym Sylwek wyszedł do piąstkowania, krzyknął "Moja...", ale bardzo źle trafił w futbolówkę i skierował ją do własnej bramki. Tu na szczęście, na linii stał Krzysztof Kowalczyk, który przyjął piłkę na pierś, a później wybił. Dwie wyżej wymienione akcje, po których Sylwester Wyłupski popełnił błędy, wypaczyła pogoda! Przez całą noc (przed meczem) we Wrocławiu padało, tak więc murawa była bardzo śliska i grząska.
Brawo Pyskaty
Przez cały mecz przewagę miał Śląsk, jednak w pierwszej połowie dogodniejsze akcje stwarzał Stomil. Na przykład w 38' bardzo ładnie uderzył Kowalczyk, ale Pyskaty pokazał się z dobrej strony broniąc to uderzenie. Niedługo później strzelał Preis (z około 14 metrów), ale i tym razem lepszy był Pyskaty.
Gol do szatni
Pod koniec pierwszej połowy gospodarze zdobyli gola. Najpierw ładną dwójkową akcją popisali się Jezierski i Włodarczyk, po czym ten pierwszy strzelił. Jednak piłkę zdołał jeszcze odbić Kowalczyka, ale tak nieszczęśliwie, że ta trafiła do niepilnowanego Nazaruka, a ten nie zmarnował okazji strzelając swoją drugą bramkę w sezonie.
Obraz gry uległ zmianie
W drugiej części meczu obraz gry uległ zmianie. Śląsk nadal miał przewagę, ale Stomil już coraz rzadziej gościł z piłką pod polem karnym gospodarzy. Przez moment wydwawać by się mogło, że kolejna bramka dla Śląska jest tylko kwestią czasu. Jednak było inaczej! W 58' Piotr Bajera zmienił Marcina Florka i ta zmiana miała decydujący wpływ na ostateczny wynik. W 65' Stomil zdobywa gola! Po szybko rozegranym rzucie wolnym, Paweł Holc dośrodkowuje wzdłuż linii pola karnego, a tu piłkę do bramki dobija właśnie Piotra Bajera! Trener Chojnacki miał po prostu nosa!
Szok
Ponad 6 tys. wrocławskich kibiców, liczyło na to, że zaraz wynik ulegnie zmianie i rzeczywiście nie pomylili się! W 67' rzut wolny dla Stomilu (blisko narożnika pola karnego) wykonuje Krzysztof Kowalczyk. Jak zwykle uderza mocno podkręconą piłkę, ale nie dochodzi do niej Holc, który wraz z obrońcą Śląska pada na murawę. Piłka jednak leci, a Pyskaty skoncentrowany na tym co zrobi Holc, zapomniał o dalszym słupku swojej bramki, gdzie ku rozpaczy całego Wrocławia, wpada futbolówka! To był szok, dla kibiców wrocławskiej drużyny, którzy już wtedy w głębi ducha czuli, że tego meczu po prostu nie da się wygrać.
Zmazał plamę
Pod koniec wiele dogodnych sytuacji zmarnowali gracze Śląska, ale główna w tym zasługa Wyłupskiego, który kapitalnie bronił. M. in. strzał Szewczyka, który leciał prosto w "okienko". Tak więc "Wyłup" zmazał plamę po tych niezbyt pewnych interwencjach w pierwszej połowie.
Autor: mjr