Po konsekwentnej grze przez 90 minut piłkarze OKS 1945 pokonali 2:0 Hetmana Zamość. Nie brakowało ostrych starć, kartek, bramek i przede wszystkim emocji, dlatego też nikt nie mógł opuszczać stadionu rozczarowany.
W pierwszej połowie więcej okazji do strzelenia gola mieli olsztynianie, ale to goście dłużej utrzymywali się przy piłce i zdominowali środek pola, chociaż bardzo ciężko było im przebić się przez dobrze zorganizowaną defensywę rywali. Przez pierwszą część gry piłka jakby była obrażona na obie drużyny, nierzadko nie chciała się ich słuchać. Co kilkanaście minut dobre okazje marnowali gospodarze, m.in. Grzegorz Lech przechwycił krzyżowe podanie od Tomasza Aziewicza, wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę Pawłowi Łukasikowi, jednak najlepszy strzelec OKS-u nie zrozumiał intencji swojego partnera z ataku. Po dośrodkowaniu Łukasza Wróblewskiego z prawej strony Grzegorz Piesio był bliski umieszczenia piłki w siatce po strzale głową. Także i były gracz Olimpii zmarnował dobrą okazję, gdy jego silny strzał w krótki róg za linię końcową wybił bramkarz Hetmana Jakub Skrzypiec. W międzyczasie to goście mieli jedną sytuację, która była z pewnością okazją stuprocentową. Po wstrzeleniu piłki w pole karne zawodnicy OKS-u stanęli, myśląc, że sędzia odgwiżdże spalonego, tymczasem piłka spadła wprost pod nogi rywala, który strzelił obok osłupiałego Daniela Iwanowskiego... tyle że nie trafił w bramkę. Ładną akcję w 43. minucie prawym skrzydłem przeprowadził niezwykle aktywny Radosław Stefanowicz, który po kilku nieudanych próbach wstrzelenia piłki w pole karne podał ją prostopadle do wychodzącego Pawła Łukasika, strzał snajpera OKS-u odbił bramkarz, lecz do bezpańskiej piłki toczącej się po piątym metrze dobiegł Grzegorz Lech i wpychając ją do siatki, otworzył wynik spotkania.
Na przerwę więc to olsztynianie schodzili w lepszych nastrojach. Drugą połowę rozpoczęli także dosyć odważnie, chociaż częste strzały Łukasika czy Piesia zza pola karnego na wiele się nie zdały. Hetman próbował przejąć inicjatywę, jednak nie potrafił poważnie zagrozić bramce OKS-u. Jedynie raz do widowiskowej parady został zmuszony Daniel Iwanowski. Więcej działo się za to pod bramką gości. Najpierw po rajdzie lewym skrzydłem Daniel Michałowski trafił w słupek, a w 85. minucie Dariusz Frankowski pięknie przerwał groźną akcję Hetmana, wyprowadził kontrę, po której Lech dostał piłkę, uniknąwszy spalonego, OKS wyszedł dwójką na samego bramkarza, napastnik OKS-u podał więc do Frankowskiego, który zamiast umieścić piłkę w siatce... strzelił w poprzeczkę. Kibice i piłkarze złapali się za głowy, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Ale w doliczonym czasie akcję prawym skrzydłem przeprowadził Mateusz Różowicz, dośrodkował, a piłka spadła wprost pod nogi nadbiegającego Grzegorza Piesia, który technicznym strzałem umieścił piłkę w bramce.
Było to już trzecie zwycięstwo OKS-u z rzędu (po pokonaniu KSZO i Concordii), zaś Hetman Zamość po raz kolejny ma problem z trafieniem do siatki. Warto by jeszcze wspomnieć o arbitrach sobotniego pojedynku, którzy mylili się często, chociaż częściej na korzyć OKS-u. Liniowi sygnalizowali spalone, których ewidentnie nie było, zaś czasem jakby zapominali unieść chorągiewkę. Sędzia główny popisał się w pierwszej połowie, gdy po starciu Lecha z obrońcą Hetmana na linii pola karnego najpierw podyktował rzut wolny dla gospodarzy, by po naradzie z liniowym zmienić swą decyzję na... rzut sędziowski.
Autor: kom