Mimo gorących próśb piłkarzy oraz trenera, widownia przy alei Piłsudskiego w dzisiejsze popołudnie nie stawiła się dość licznie, lecz starała się wesprzeć piłkarzy w pierwszej połowie, jak tylko mogła.
Przed meczem odbyła się miła uroczystość. Prezes Marian Świniarski otrzymał od klubu oraz kibiców pamiątkowe puchary za 4 lata pracy na rzecz olsztyńskiego zespołu. Tuż po rozpoczęciu groźniejsze akcje konstruował OKS, głównie za sprawą rajdów Łukasza Suchockiego czy strzałów Pawła Alancewicza. Wszyscy sympatycy nie musieli długo czekać na pierwszą bramkę w rozgrywkach II ligi (wyłączając oczywiście 270. minut z poprzednich meczów), bowiem w 12. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pawła Łukasika piłkę do bramki Macieja Palczewskiego wepchnął Paweł Alancewicz. W pierwszej połowie gospodarze mogli podwyższyć wynik, gdyby Paweł Podhorodecki wykorzystał sytuację sam na sam z Palczewskim lub gdyby piłka po strzale Alancewicza zewnętrzną częścią stopy nie przeleciała obok lewego słupka bramki. Po około 20 minutach gra OKS-u wyraźnie siadła i to podopieczni Andrzeja Nakielskiego oddali inicjatywę rywalowi, który kilka razy zagroził bramce olsztyńskiej ekipy. Nie znaleźli jednak sposobu na Daniela Iwanowskiego, który kilka razy we wspaniały sposób wyciągał piłki z okienek swej bramki, m.in. po strzale przewrotką rywala z kilku metrów.
Drugą połowę olsztynianie rozpoczęli od szybkiego ataku skrzydłem, po którym mogli podwyższyć wynik spotkania. Po tej akcji jakby coś się zacięło. Zaczął atakować tylko Przebój Wolbrom, doprowadzając do wyrównania w 57. minucie za sprawą Piotra Tomasika. Osiem minut później Adrian Mielec po nieczystym uderzeniu dał gościom prowadzenie, a prowokacyjne zachowanie jego i jego kolegów rozwścieczyło kibiców. To tylko dodało im otuchy i po zaledwie 120 sekundach kolejny błąd defensywy wykorzystał Mateusz Siedlarz. Piłkarze OKS-u byli bezsilni: nie potrafili przeprowadzić składnej akcji oraz nie mieli sił, by atakować, a kilku z nich wyglądało niczym Filippides tuż przed samymi Atenami. Osiem minut przed końcowym gwizdkiem ostrym wślizgiem w nogi rywala wjechał Mateusz Różowicz, za co obejrzał (niezasłużenie!) czerwony kartonik. Pomimo tragicznego wyniku i osłabienia zespołu, w drodze do szatni zebrał gromkie brawa. Ludzie małej wiary i ci, którzy opuścili stadion przed zakończeniem meczu, niech żałują. W 87. minucie Sebastian Spychała odwrócił się z piłką w polu karnym i strzałem prawą nogą pokonał Palczewskiego. Zaskoczył defensywę rywali, która chyba nie spodziewała się, że lewoskrzydłowy jest zawodnikiem prawonożnym. To poderwało do dalszych heroicznych ataków OKS, rajdów skrzydłem próbował Suchocki, który od kilkunastu minut "oddychał rękawami". Arbiter doliczył cztery minuty i gdy wszyscy myśleli, że nie uda się zdobyć wyrównującej bramki, gdy z ok. 25 metrów Paweł Łukasik uderzeniem z powietrza umieścił piłkę w krótkim rogu tuż przy samym słupku bramki strzeżonej przez Palczewskiego.
Zawodnicy OKS-u schodzili przy oklaskach publiczności, która doceniła charakter drużyny, zaś rywale i sędziowie przy gwizdach i wyzwiskach. Warto by wspomnieć, że "bezstronni" z bezstronności nie zasłynęli. W pierwszej połowie mylili się często, bo nie widzieli lub nie potrafili dobrze sędziować i mylili się na korzyść obu zespołów. W drugiej połowie wiódł prym sędzia główny, który... w żadnej spornej sytuacji nie przyznał piłki OKS-owi, niezasłużenie wyrzucił Różowicza, pokazywał żółte kartki zawodnikom nie tej drużyny, itd. Za jedno jesteśmy wdzięczni - za te cztery minuty...
Autor: kom