Pamiętacie mój tekst z zeszłego tygodnia, w którym wspominałam wielkanocne spotkania, które wryły mi się w pamięć? O jednym nie napisałem… i tak na prawdę nie chciałem o tym meczu pamiętać, ten mecz w ogóle nie powinien się odbyć.
Przypomniał mi się w miniony piątek w momencie opracowywania tekstu na 3. rocznicę śmierci Andrzeja Biedrzyckiego.
Mecz Stomil Olsztyn - Stal Mielec z kwietnia 2017 roku nie powinien mieć miejsca. Olsztyńska drużyna na boisku nie istniała, została myślami przy ostatnim treningu i tym co się na nim wydarzyło.
A wydarzyła się tragedia… Pod koniec rozruchu na ziemię padł Andrzej Biedrzycki. Mocno rozległy zawał, reanimacja trwała bardzo długo… Na tyle długo, że będąc przypadkiem blisko stadionu zdążyliśmy z kolegą dojechać na Piłsudskiego 69a i z daleka obserwować całą sytuację.
Widziałem to na własne oczy i było to straszne. Chyba nic gorsze na tym stadionie nie przeżyłem. Stoisz daleko, bezradny i czujesz, że odchodzi legenda Stomilu. Nadzieja odżyła po tym jak puls wrócił i udało się przetransportować Andrzeja do szpitala.
Kto wtedy myślał o rozgrywaniu meczu? Piłkarze na pewno nie… Cały czas byli myślami co się dzieje z ówczesnym kierownikiem drużyny.
Działacze Stomilu Olsztyn sondowali wtedy w PZPN możliwość przełożenia meczu na taką tragiczną okoliczność. Niestety nie było takiej możliwości. Mecz musiał się odbyć.
I się odbył… 0:4 w łeb… A tym meczu poważnych kontuzji doznali Piotr Skiba oraz Rafał Kujawa. Do końca sezonu już nie mogli pomóc drużynie w utrzymaniu się w I lidze. Ekipa Adama Łopatki zdołała tego dokonać na jedną kolejkę przed końcem rozgrywek.
Ten mecz komentowaliśmy na żywo z Kyniem i było to straszne doświadczenie. Dlatego rzadko wracam myślami do tego spotkania, pisząc tydzień temu tekst o spotkaniach rozgrywanych w Wielkanoc, nie pamiętałem o tym meczu. Chyba dla wielu osób związanych ze Stomilem to świąt nie było…
Andrzeja Biedrzyckiego nie udało się uratować. 21 kwietnia minie 3. rocznica śmierci “Konia”. Ostatni raz rozmawiałem z nim tydzień wcześniej w Legnicy. Był bardzo dumny i szczęśliwy. Igor, jego starszy syn, strzelił wtedy bramkę na 2:2 w starciu z Miedzią.
22.04.20 17:22 czerkasow
Jakby Lejtnant był w klubie to by pokazał jak lody kręcić.
22.04.20 14:48 Lejtnant
A ja cały czas pamiętam o hańbiącym zachowaniu wobec naszego Kiera Świderskiego, gdy zajął Jego miejsce i przekrętach z grubasem z Biskupca. Nie był On taki święty.