W dalszym ciągu nie ma decyzji w sprawie Marcina Wincla, którym od dłuższego czasu zainteresowani są działacze trzecioligowego OKS 1945 Olsztyn
Zawodnik do końca 2008 roku związany jest kontraktem z pierwszoligową Jagiellonią Białystok, ponadto interesują się nim inne kluby z zaplecza ekstraklasy. Od początku tygodnia władze obydwu klubów są w stałym kontakcie, a negocjacje miały zakończyć się w piątek. Niestety i tym razem nie ma żadnych konkretów, bo w czwartek ze stanowiska prezesa zdecydował się zrezygnować Aleksander Puchalski.
- Ruszyliśmy powoli do przodu, bo wiceprezes Jagiellonii wyraził zgodę na umieszczenie piłkarza na liście stypendialnej, którą przesyłamy władzom Olsztyna - mówi Marian Świniarski, prezes OKS. - Z drugiej strony to może niczego nie oznaczać. Musimy wstrzymać się zatem z decyzją jeszcze kilka dni.
Sam zawodnik jest już trochę zniecierpliwiony zaistniałą sytuacją. Minął tydzień i nie mamy żadnych konkretów. Chyba nie tego Pan się spodziewał?
Jestem trochę zdziwiony, że władze Jagiellonii stwarzają problemy z moim odejściem. Myślałem, że negocjacje potrwają znacznie krócej. Najgorsze, że nic z tym nie można zrobić i trzeba czekać na decyzje, które nie wiadomo kiedy zapadną. Jednak gorący okres transferowy dopiero się rozpoczyna, zatem można spodziewać się wszystkiego. Większość szkoleniowców w najbliższym czasie chce mieć już ustaloną kadrę i obawiam się, że trzeba będzie poczekać jeszcze do stycznia.
Chce Pan wrócić do Olsztyna?
Zdecydowanie tak. Zawsze chciałem występować w rodzinnym mieście. W czasach gdy Stomil grał w pierwszej lidze, byłem młodym chłopakiem i miałem małe szanse, by walczyć o skład. Wyjechałem z Olsztyna, natomiast klub z roku na rok staczał się po równi pochyłej. Teraz znów pojawiła się szansa na występy w wyższych ligach. Zespół jest bardzo ciekawy, ale żeby myśleć o szczeblu centralnym potrzebnych jest kilku doświadczonych zawodników. Oczywiście nie odmawiam młodym piłkarzom umiejętności, ale oprócz nich czasami potrzebne jest także cwaniactwo na boisku. Nie miałbym żadnych problemów, by się w zespole zaaklimatyzować, przecież większość zawodników znam dobrze od wielu lat.
Na przeszkodzie stoi jednak ważny kontrakt z pierwszoligowcem...
Po awansie do pierwszej ligi zdecydowałem się przedłużyć umowę, bo spodziewałem się, że będę pojawiał się na murawie znacznie częściej. Stało się zupełnie inaczej, natomiast po rundzie jesiennej trener nie powiedział mi prosto w twarz, że rezygnuje z moich usług. Dowiedziałem się o tym z prasy.
Źródło: Gazeta Wyborcza