Mamy gotową kalkulację kosztów na 2009 rok, mamy też wielką motywację doprowadzić klub do takiego stanu, żeby w czerwcu był organizacyjnie przygotowany na awans do I ligi.
Jaka to była jesień dla OKS 1945?
Dziwna. Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że zespół kompletnie przespał początek ligi, kiedy przegrywał z kim popadnie. Było widać, że pod wieloma względami drużyna nie jest przygotowana do rozgrywek, w efekcie piłkarze mieli siły na 20 minut prawdziwego grania. Dlatego teraz nie ma zmiłuj się: trenują w klubie do 20 grudnia. Generalnie było jednak widać, że zespół potrafi grać bardzo ciekawą piłkę.
Życie w klubie jesienią nie koncentrowało się jednak tylko na mozolnym gromadzeniu punktów...
Dokładnie tak. Pracowaliśmy dwutorowo, w ogromnej mierze także nad odpowiednim poukładaniem spraw organizacyjnych. Jako najpierw członek zarządu, a od kilku tygodni prezes klubu, mogę powiedzieć, że prowadziliśmy trudne, ale zarazem fajne rozmowy z władzami miasta. I choć to trochę wyświechtany frazes, powiem, że wszystko jest na dobrej drodze, by OKS 1945 stał się prawdziwym i mocnym klubem.
To znaczy jakim?
Pewnie kibice, mieszkańcy Olsztyna czy władze miasta mogą twierdzić, że najważniejsze jest dobro pierwszego zespołu. Ale ja mam trochę inną hierarchię. Wysoko stoi w niej kwestia szkolenia młodzieży, nie na zasadzie: grupy młodzieżowe są w klubie, bo muszą być. Nie, bo one są po to, żeby była z tego bardzo dobra przyszłość. Arcyważne są finanse i tu bardzo mnie cieszy fakt, że w wyniku pewnych programów naprawczych i redukcji kosztów już wiemy, że nie skończymy roku z deficytem 400 tys. złotych, ale 340 tys. No i wreszcie sprawa organizacji, a za tym pojęciem kryje się sprawne funkcjonowanie wszystkich trybików. Od masażysty przez piłkarzy do zarządu, który musi stanowić jedną drużynę.
Jaki był najtrudniejszy moment jesieni?
Dla mnie był to moment, kiedy dostałem propozycję objęcia funkcji prezesa. Bo to jest funkcja społeczna, ale jednocześnie wymagająca ogromnego zaangażowania. A przecież mam pracę, rodzinę. Mimo to podjąłem wyzwanie.
A najbardziej trafiona decyzja to...
...nie powinienem o tym mówić, ale... powiem, bo wszyscy wokół twierdzą, że strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie Arka Kopruckiego (brat Grzegorza - red.) z Olimpii Elbląg. Po jego przyjściu mocno poprawiła się jakość gry w defensywie i to jest też dla nas sygnał na przyszłość.
Jaki sygnał?
Teraz stoimy przed pytaniem, co robić dalej. Z jednej strony możemy pozwolić kilku piłkarzom odejść, zarobić dla klubu trochę pieniędzy i zrobić dwa kroki do tyłu. W tym czasie przygotować do gry więcej młodych graczy i za jakiś czas zrobić potężny skok do przodu. Jest też druga opcja. Wielu fachowców powtarza, że mamy szansę już po tym sezonie zameldować się w I lidze (dwa zespoły awansują automatycznie, trzeci zagra baraż z 13. lub 14. drużyną I ligi, aktualnie Dolcanem Ząbki lub Wartą Poznań - red.). Bo my naprawdę jesteśmy mocni w Olsztynie, trzeba tylko poprawić skuteczność na wyjeździe. I ja wierzę, że przy kilku mądrych wzmocnieniach tak może być.
Ale czy będzie?
Tego jeszcze nie wiem. W poniedziałek (rozmowę prowadziliśmy w piątek - red.) mamy posiedzenie zarządu. Mamy gotową kalkulację kosztów na 2009 rok, mamy też wielką motywację doprowadzić klub do takiego stanu, żeby w czerwcu był organizacyjnie przygotowany na awans do I ligi. I to niezależnie od tego, czy na awans będzie gotowy zespół.
Kto poprowadzi drużynę w rundzie wiosennej? Czy trenerem pozostanie Jerzy Budziłek?
Jeszcze nic nie jest przesądzone. Mamy w planach spotkanie z trenerem Budziłkiem, chcemy przeanalizować jego raport. Chcemy usłyszeć, co mu się udało, a co nie, jak widzi przyszłość tej drużyny, jakie ma plany. A my się do tego odniesiemy. Oczywiście nie zamykamy się tylko na tego szkoleniowca, ale w tej chwili ma on tylko bardziej zielone światło od innych.
Źródło: Gazeta Olsztyńska