Po przegranym meczu w Bytowie rozmawialiśmy ze zdobywcą bramki dla Stomilu Adrianem Karankiewiczem.
Zadebiutowałeś w oficjalnym meczu w barwach Stomilu i zaliczyłeś wejście smoka.
- Debiut może nie idealny, bo idealny by był gdybyśmy wygrali lub przynajmniej zremisowali. Mimo wszystko bramka cieszy. W piątek pracowaliśmy nad stałymi fragmentami gry i udało się. Niemniej jednak, tak jak powiedziałem, szkoda, że ten mecz przegraliśmy, bo co z tego, że strzeliliśmy bramkę po stałym fragmencie, jak potem tracimy dwie, również po stałych fragmentach.
Kibice Stomilu mogli się spodziewać, ze to Paweł Baranowski zaliczy taką akcję. Ty jednak wbiegłeś z głębi pola i fantastycznie się zachowałeś w polu karnym.
- To na pewno też zasługa pracy całej drużyny. Koledzy zrobili mi miejsce, a i mi nie pozostało nic innego jak umieścić piłkę w siatce. Byłem tam sam, dostałem idealne podanie. Trener fajnie rozpisał nam stałe fragmenty, dobrze to wymyślił i to przyniosło efekt.
Bramka nie padła troszkę za wcześnie? Potem cofnęliście się i oddaliście pola Bytovii.
- Teraz po meczu można powiedzieć, że tak, ale gdy strzela się bramkę, to każdy się cieszy i nie myśli o tym w ten sposób. Szkoda tego meczu. Stałe fragmenty zadecydowały, bo już ta trzecia bramka była konsekwencją tego, że poszliśmy już wszyscy do przodu, bo nie było dużo czasu. Z gry Bytovia jakoś specjalnie nam nie zagroziła, nie miała sytuacji stuprocentowych. My mieliśmy świetną sytuację, gdybyśmy strzelili, to może ten mecz potoczył się inaczej. Nie ma się co jednak załamywać, to był pierwszy mecz, a sporo się w drużynę pozmieniało, doszło nas kilku. Teraz każdy dzień będzie pracował na nasza korzyść i będzie tylko lepiej. Za tydzień jedziemy po trzy punkty.
W Chojnicach na pewno łatwo nie będzie.
- Żaden mecz nie jest łatwy w tej lidze i żaden następny nie będzie dla nas łatwy. W pierwszym meczu zaliczyliśmy falstart i teraz w meczu wyjazdowym musimy odrobić te punkty.