Po bezbramkowym remisie Stomilu z Sandecją rozmawialiśmy z Bartłomiejem Niedzielą, skrzydłowym Dumy Warmii.
Podsumuj mecz z Sandecją.
- Nie powiem pewnie nic oryginalnego, każdy widział jak ten mecz wyglądał. Sandecja większość czasu prowadziła grę, my się dzielnie broniliśmy i próbowaliśmy wyprowadzać kontrataki, Szkoda, że żadnej bramki z tego nie strzeliliśmy, bo były ku temu mniejsze lub większe okazje. Nie daliśmy też sobie strzelić i za to chwała chłopakom w obronie i naszemu bramkarzowi, że nic nie wpadło. Dodajemy jednak kolejny punkt, bardzo ważny.
Pod dwóch spotkaniach rundy wiosennej cztery punkty to chyba niezła zdobycz?
- W naszej sytuacji każde punkty są bardzo cenne. mamy jednak większość meczów u siebie i będziemy w nich walczyć o pełną pulę, tak jak tydzień temu. Jako zespół dajemy z siebie wszystko i mam nadzieję, że będzie się to przekładało na wyniki.
Miałeś chyba więcej zadań defensywnych w meczu z Sandecją , wyłączyłeś z gry Dominika Kuna. Nie szalałeś tak na skrzydle jak w meczu z GKS-em Tychy.
- Sandecja grała innym systemem i zadanie na bokach było takie, żeby nie dać rozwinąć skrzydeł ich bokom i w dużej mierze się to udało. Stąd też mniejsza aktywność z przodu. Tak się ułożył mecz i tak to wyglądało.
Przywitałeś się z Olsztynem tymi dwoma meczami w niezłym stylu, choć chyba zabrakło bramki?
- Nie mi oceniać swoją grę. Jestem takim typem zawodnika, który nie odpuszcza. Może nie przeprowadzam jakiś spektakularnych akcji, ale na pewno nikt nie zarzuci mi braku zaangażowania i serca do gry. To zawsze były moje atuty. mam nadzieję, że z kolejnymi meczami przyjdzie większa pewność siebie i wiara w to, że mogę coś ciekawego pokazać także pod bramką i z tym przyjdą asysty i bramki.
Czemu nie grałeś w Widzewie?
- Przygoda w Widzewie nie była dla mnie udana ze względów zdrowotnych. Kiedy już dochodziłem do dyspozycji, zawsze przyplątywał się kolejny mikro-uraz i znów wyłączał mnie na parę tygodni i tych meczów nie uzbierałem zbyt dużo, chociaż gdy byłem zdrowy to grałem. Przez te ostatnie pół roku trener Mroczkowski miał inny pomysł i nie dał mi szansy. Trudno. Nie mam o to pretensji, bo to trener odpowiada za wyniki, a wyniki były w Widzewie. Może tak właśnie miało być. Wychodzę z założenia, że zawsze coś się dzieje po coś. Tam nie grałem, trafiłem tu i mam nadzieję, że z happy endem, bo jak na razie wszystko jest tu naprawdę bardzo fajne i pozytywne.
W Widzewie byleś wystawiany na boku obrony, w Stomilu grasz na boku pomocy. Jesteś obrońcą czy pomocnikiem?
- Trener Smuda między innymi słynie z tego, że lubi zawodnikom zmieniać pozycje. Akurat padło na mnie i wyglądało dosyć nieźle. W sparingach grałem dobrze, do momentu kontuzji i potem, po wyleczeniu, miałem serię czterech meczów z rzędu na prawej obronie. Przygoda z Widzewem i moja pozycja to już historia. Teraz jest nowy etap. Trener Zajączkowski widzi mnie na boku pomocy, na tej pozycji czuję się najlepiej i mam nadzieję, że na niej będę grał.
Trener Zajączkowski ściągnął cie tutaj. To dla niego przyszedłeś do Stomilu?
- Trener kontaktował się ze mną od poczatku roku i uczciwie mówił jaka jest sytuacja w Stomilu. Ja miałem obowiązujący kontrakt z Widzewem. To był dobry ruch, trener wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Trafiłem na drugi poziom rozgrywkowy w Polsce i gram, czyli dla zawodnika nie ma nic lepszego. Mam nadzieję, że uda się tu utrzymać dla Olsztyna tę I ligę i wszyscy będziemy szczęśliwi.
Za trenerem Zajączkowskim pójdziesz w ogień?
- (śmiech) Oczywiście!
Temu trenerowi zawdzięczasz najwięcej? On cie wypromował w Ruchu Wysokie Mazowieckie.
- Tu sytuacja jest naprawdę prosta, bo trener wyciągnął mnie z piątej ligi, dał mi szansę gry w trzeciej lidze w Ruchu. Stawiał na mnie i to on w dużej mierze pomógł trafić i do Jagiellonii. Tak naprawdę nie wiem w jakim miejscu bym był, gdyby nie trener. Myślę, że dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem teraz.
Trener ufa tobie, ty ufasz trenerowi i obaj wiecie, na co możecie ze swojej strony liczyć?
- Nasze drogi rozeszły się dziesięć lat temu, po Wysokim Mazowieckim. Oczywiście cały czas mieliśmy kontakt. Teraz nasze drogi znów się zeszły. Trener jest tu, sprowadził mnie i jak na razie na mnie stawia i mi nie pozostaje nic innego, jak tylko odwdzięczyć mu się walką i dobrą grą.
Mieliście jednak trochę czasu razem z zespołem Stomilu i gros zespołu jest zgrany?
- Tak, ale trzeba brać pod uwagę, że przygotowania nie wyglądały tak jak w każdym zespole, że spotykamy się w styczniu i w takim groni, przy mniejszych czy większych rotacjach, trenujemy. Cały czas osoby przyjeżdżały, wyjeżdżały, my dojechaliśmy na obóz i od tego obozu zaczęliśmy pracować. Informacje, które pojawiały się co dwa, trzy dni raz były fajne, raz niefajne i atmosfera w zespole była jak sinusoida. Raz był radość, że dzieje się coś dobrego, ale później, że jednak nie. Tego spokoju do pracy nie było. Na szczęście, jak na razie wszystko się poukładało i jest wiele życzliwych osób, które chcą pomóc Stomilowi. My, razem ze sztabem szkoleniowym mamy takie zadanie, żeby to dźwignąć, podołać mu i utrzymać Stomil.
Może to dziwne pytanie, ale powiedz, Stomil się utrzyma?
- Oczywiście, że tak! Jak jest nas około 25 chłopaków w szatani, to nikt nie odpowie inaczej, bo tylko wiarą i zdecydowanym zaangażowaniem jesteśmy w stanie to zrobić.
Wiesz, ze po meczu z GKS-em Tychy pojawiły się w Polsce takie głosy, że po co wydawać pieniądze i przygotowywać się w Turcji, jeśli można przygotowywać się w spartańskich warunkach i taki zespół pokonać?
- Jestem innego zdania, bo uważam, że warunki powinny być jak najlepsze dla zawodników i trenerów. Tak się akurat składa, ze trafiło tu wielu chłopaków, którzy mają coś do udowodnienia i chcą po prostu bardzo. Nie ma tez co podniecać się teraz za bardzo, bo jeszcze daleka droga przed nami, zdobyliśmy dopiero cztery punkty. Fajnie, cieszymy się, ale musimy w każdym, kolejnym meczu to potwierdzać i te punkty zdobywać. Nie ma co popadać w huraoptymizm, bo każdy kolejny mecz jest dla nas meczem o życie i tak do tego podchodzimy. Nie możemy się zachłysnąć tym, że zdobyliśmy cztery punkty, bo gdy spojrzymy w tabelę, to widać, że jeszcze do utrzymania nam tych punktów brakuje. Będziemy pokornie podchodzić do każdego meczu.
Poznałeś już Olsztyn?
- Trochę poznałem i bardzo mi się podoba. Jestem na etapie sprowadzania rodziny i myślę, że będziemy się tutaj czuli świetnie, bo miasto jest naprawdę bardzo ładne.
Jak oceniasz kibiców Stomilu? Przyszedłeś z Widzewa, a pod tym względem to ekstraklasa, jest stadion, rekordy sprzedaży karnetów.
- Dla nas ważne jest to wsparcie i to naprawdę się czuje w Olsztynie. Kibice dopingują od pierwszej do ostatniej minuty. W łodzi tez było różnie, Widzew miał swoje problemy, udało się jednak wybudować stadion, frekwencja wzrosła. W łodzi, tak jak i w Olsztynie, wiele okolicznych, mniejszych miast kibicuje Widzewowi. Z czasem i w Olsztynie musi powstać nowy stadion i frekwencja też może być dużo, dużo większa.
Gdy wszedłeś tu po raz pierwszy, to co sobie pomyślałeś?
- Nic mnie tu nie zraziło. Znałem wielu chłopaków, którzy grają i jeżeli wchodzi się do tej szatni, to wszystko inne nie jest takie istotne. nam tu do pracy, jeżeli się chce, to niczego nie brakuje. mamy boisko, jak chcemy mamy siłownię, saunę. To nie jest nowe i wymaga jakiejś renowacji, ale ta atmosfera, która tu panuje, naprawdę zaraża i tu nie ma miejsca na marudzenie.
Ta atmosfera zespołu, szatni jak się mówi po piłkarsku, chyba jest znana w całej Polsce?
- Tak, ja o niej słyszałem już dużo wcześniej, tym bardziej, że znam chłopaków ze Stomilu. Wcale się nie dziwę, że tak tu jest. Poznając nowych kolegów to się udziela i to jest bardzo duży atut tego zespołu. To widać z resztą na boisku, jeden za drugiego rzuciłby się w ogień.
10.03.19 16:47 maras75
Dobry artykuł na niedzielę. Widać, że w szatni panuje dobra atmosfera. Oby tak dalej.