Z meczu na mecz gra naszych piłkarzy wygląda coraz lepiej. Niestety i tym razem nie wystarczyło to do zdobycia chociażby jednego punktu. OKS 1945 Olsztyn uległ na wyjeździe z OKS Start Otwock 0:2.
Jeszcze wszyscy kibice nie zdążyli dobrze zająć miejsca na stadionie, a już gospodarze objęli prowadzenie w spotkaniu. Fatalny błąd w obronie popełnił Dariusz Frankowski, z prezentu skorzystał czarnoskóry Okafor - Agu i trafił bez żadnego problemu do bramki strzeżonej przez Iwanowskiego. Była to dopiero 28. sekunda meczu tak szybko stracona bramka wprowadziła w grę naszej drużyny dużo nerwowości. Trwało to jednak krótko i nasi piłkarze przejęli inicjatywę na boisku. Niestety nic z tego nie wynikło. Sędzia w środowe popołudnie wyraźnie nie miał dobrego dnia. Mógł z pełną odpowiedzialnością podyktować dwa rzuty karne dla OKS-u 1945. Pierwszy za faul bez piłki na Pawle Alancewiczu - co sam przyznał Mieczysław Broniszewski (były szkoleniowiec Stomilu Olsztyn) w pomeczowej rozmowie z olsztyńskimi działaczami. Drugi ewidentny rzut karny powinien zostać przyznany za zagranie ręką przez jednego z otwockich obrońców. Chwilę później po tym wydarzeniu kontrę przeprowadził Start, której efektem była druga bramka w spotkaniu. W 18. minucie ładnym strzałem z lewej strony pola karnego w same okienko bramki popisał się Sebastian Kęska. "Takich bramek nie widujemy nawet na pierwszoligowych stadionach" - mówił po meczu trener gospodarzy Dariusz Dźwigała. W 25. minucie można było stwierdzić, że było już po zawodach piłkarskich w Otwocku. Wychodzącego sam na sam Kęske faulował Marcin Grabowski. Sędzia bez skrupułów pokazał naszemu obrońcy czerwony kartonik. Nasi zawodnicy mimo straconych dwóch bramek i gry w osłabieniu nie usiedli na murawie jakby się mogło wydawać. Osiągnęli przewagę na boisku i w ostatniej minucie mogli strzelić kontaktową bramkę. W polu karnym jak profesor zachował się Rafał Szwed i nie dopuścił do utraty bramki przez Start.
W drugiej połowie OKS 1945 dalej miał optyczną przewagę i był piłkarsko lepszy na boisku, jednak dalej nic z tego konkretnego nie wychodziło. Dobrze na skrzydłach grali Mateusz Różowicz i Łukasz Wróblewski. Zagrożenie pod bramką gospodarzy parokrotnie stwarzał Łukasz Suchocki. Dwa razy próbował szczęścia z rzutów wolnych, raz wyszedł sam na sam w polu karnym, i nie mając do kogo podać próbował uderzyć po krótkim rogu Dawida Bułki. Niestety nieskutecznie. Minimalnie ten sam napastnik strzelił z głowy nad poprzeczką po zagraniu Sebastiana Spychały. Więcej sytuacji bramkowych w tym spotkaniu już nie było, sporadyczne ataki gospodarzy dobrze blokowała olsztyńska obrona pod dowództwem Tomasza Aziewicza.
Podsumowując gra naszych piłkarzy mogła się podobać tysięcznej widowni zgromadzonej na otwockim stadionie. Gra była zdecydowanie lepsza niż w ostatnich dwóch meczach razem wziętych. I co z tego? Podopieczni Andrzeja Nakielskiego dalej mają na koncie zero punktów, czemu bardzo się dziwił na pomeczowej konferencji trener Startu - Dariusz Dźwigała. Rodzi to jednak wszystko nadzieje, że w kolejnych meczach już tak źle nie będzie. Podobną opinie wyraził po meczu obecny w Otwocku prezes klubu Jerzy Szmit.
Autor: em