Stomil Olsztyn rozegrał już 10 oficjalnych pod wodzą Szymona Grabowskiego. To doskonała okazja do pierwszych podsumowań. Zapraszamy do rozmowy z olsztyńskim szkoleniowcem.
Cofamy się na koniec czerwca. Podejmuje się pan ponownie pracy w Olsztynie?
- Jak najbardziej. Mało rzeczy żałuję w życiu, tym bardziej takich, gdzie dostałem bardzo dobrą ofertę pracy w bardzo dobrym klubie. Z ogromną przeszłością i dużą liczbą kibiców. Nic bym nie zmienił.
Oficjalnie pod pana dowództwem Stomil rozegrał 10 spotkań (9 w II lidze, 1 w Pucharze Polski). Jak pan to podsumuje ten okres?
- Sinusoida. Dobre zachowania na boisku przeplatamy słabszymi, gdzie dobre wyniki przeplatamy gorszymi. Nasze fragmenty gry są dobre i za chwilę troszeczkę słabsze. Na tę chwilę tak mogę ocenić te spotkania, zarówno w lidze, jak i ten pucharowy. To dobrze oddaje miejsce, w którym na tę chwilę jest nasza drużyna. Brakuje nam stabilizacji, wynikowej i nawet jeśli chodzi o ciągłość gry. Jeśli to poprawimy i naszą skuteczność, czy konkret będzie mocniejszy, to ta sinusoida będzie bardziej przechylała się w stronę pozytywów i nie będziemy falować na dół.
Który mecz w wykonaniu Stomilu był najlepszy?
- Myślę, że te ostatnie mecze w naszym wykonaniu były dobre, ale nie chcę za bardzo mówić, który był najlepszy, czy nie, bo za chwile sie okaże, że mecze, z których jesteśmy zadowoleni pod względem piłkarskim, po prostu przegraliśmy, więc ten najlepszy mecz na pewno jest przed nami, tego jestem pewien, ale myślę też, że momentami nie mamy się czego wstydzić, patrząc na to, jak chcemy grać i jak gramy. Wiadomo, że do szczęścia brakuje zwycięstwa, czy do takiej opinii pozytywnej jeśli chodzi o nasz zespół. Mam nadzieję, że tych meczów lepszych jest więcej niż mniej.
Który najgorszy?
- Z pochyloną głową wybieram ten z Olimpią Elbląg (porażka 0:4 - red.), gdzie zawiedliśmy samych siebie, ale zawiedliśmy przede wszystkim kibiców. Zdajemy sobie z tego sprawę i, tak jak powiedziałem w szatni po meczu, będziemy się starali i staramy się, to mocno nadszarpnięte wśród kibiców zaufanie odzyskiwać.
Wahadłami będziemy grać do końca? Nie widać, że mamy piłkarzy pod to ustawienie.
- Nie będziemy grali do końca, a jak wnikliwie ktoś by obserwował nasze spotkania, to chociażby w meczu z Polonią Warszawa nasze ustawienie momentami było inne. Nie zamykamy się na to ustawienie z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi, zdając sobie sprawę, że mamy jeszcze dużo do poprawy, jeśli chodzi o te pozycje, ale ja tak podchodze do piłki nożnej, że nie system jest najważniejszy, a jednak wykorzystanie materiału ludzkiego. Czy będziemy grali momentami piątką w obronie, czy czwórką, to i tak wszystko zależy finalnie od tego, jaki końcowy wynik osiągniemy.
Filip Wójcik wygląda lepiej jak gra w środku, świadczy chociażby o tym druga połowa w meczu z Polkowicami, kiedy to strzeliliśmy dwa gole.
- Filip Wójcik wygląda wszędzie dobrze, jeśli chodzi o ofensywę, czy w środkowej strefie, czy na boku, bo jeśli ktoś śledził mecz z Chrobrym, pierwszoligowcem, to widział co Filip wyprawiał jako prawe wahadło, ile z nim przeciwnik miał problemów i zmieniał ustawienie. Kuzdra drugie 45 minut musiał zmienić stronę, bo musiał wyeliminować Wójcika w strefie bocznej. Filip jest takim zawodnikiem, który daje nam dużo pożytku, zarówno w środku, jak i z boku. Moglibyśmy częściej rotować, ale myślę, że nie służyłoby to dobremu samopoczuciu zawodnika.
Dawid Kalisz grałby więcej na wahadłach gdyby nie był kontuzjowany?
- Nie chcę gdybać czy grałby. Jeśliby wygrywał rywalizację, to pewnie by grał, czy na wahadle, czy jako podwieszony napastnik, czy jako zawodnik atakujący ze środka pola. Przychodził do klubu, by pomóc nam na prawym wahadle, ale też mecze kontrolne pokazały, że dobrze się czuje, nawet wymiennie z Filipem Wójcikiem, jeśli chodzi o atak. Na pewno pola manewru mielibyśmy więcej. Na tę chwilę nie ma tematu Dawida Kalisza, bo jest kontuzjowany.
Stomil gra mocno nieskutecznie, działacze obiecali panu ściągniecie jeszcze jednego napastnika?
- Obiecanie to zło słowo. Wspólnie podchodziliśmy do okienka w końcowym etapie tak, że chcieliśmy zawodnika wahadłowego i na pozycji numer 9. To był nasz priorytet. Niestety nie udało nam się tak skompletować pozycji numer 9, żeby dawała nam spokój, nawet jeśli chodzi o zwiększoną rywalizację Piotrka Kurbiela, “Flora” (Bartosz Florek - red.) i nowego zawodnika, albo idąc mocniej - postawić na takiego zawodnika, który byłby numerem jeden w naszej sytuacji. Życie napisało taki scenariusz, że najprawdopodobniej do zimy będziemy musieli sobie radzić w takim zestawie personalnym, jaki mamy i lepiej, mocniej i mądrzej przygotować się do następnego okienka.
Skąd się bierze ta nieskuteczność? To co się wydarzyło w Siedlcach to się w pale nie mieści!
- Nie tylko w Siedlcach, bo każdy z ostatnich meczów pokazuje nam, że, nie chcę mówić fatum czy szukać wytłumaczenia gdzieś, gdzie nie powinienem, ale można powiedzieć, że nie zasłużyliśmy, bo za mało daliśmy od siebie. Musimy w każdym elemencie dawać jeszcze więcej od siebie, a element finalizacji pokazuje, że musimy być jeszcze bardziej pazerni, jeszcze bardziej skoncentrowani, jeszcze bardziej chcieć. Musimy zacząć od siebie, a nie szukać wymówek gdzieś dookoła.
Inna konfiguracja na boisku tego składu personalnego mogłaby dać coś więcej? Czy raczej są ustawieni optymalnie, ale właśnie dają za mało?
- Dają za mało w kontekście finalizacji i tej pazerności pod bramką rywala. Jeśli chodzi o ustawienie na boisku, zastanawialiśmy się ze sztabem, co moglibyśmy zmienić i każdy mecz, który analizujemy, zaczynamy od analizy siebie, co moglibyśmy dać jeszcze więcej drużynie, co my zrobiliśmy źle, bo pewnie kilka rzeczy robimy nie tak, jak trzeba by było i te wnioski zaczynamy od siebie. Niemniej jednak, patrząc na to ustawienie i co się dzieje na połowie przeciwnika, gdzie kreujemy grę na połowie rywala, dochodzimy do sytuacji, pokazuje jednoznacznie, że nie jest to wina ustawienia, tego, jak my się poruszamy, ale wina indywidualna, z którą musimy sobie poradzić, bo nie chcemy zostawiać z tym zawodników. Kolejną jednostkę przygotowujemy pod to, żeby jeszcze bardziej pomóc zawodnikom indywidualnie, niż zespołowo. Jest taki pomysł, zobaczymy. To ustawienie dla mnie jest dobre, co pokazują nawet liczby. Ja nigdy do liczb nie odnoszę się zero-jedynkowo, ale myślę, że dużo mówią. Jeśli, poza meczem z Olimpią Elbląg, w tabelce expected goals (xG - red.) mamy przewagę nad przeciwnikami i kreujemy w każdym meczu więcej tych sytuacji do zdobycia bramki, to też o czymś to świadczy. To na pewno nie świadczy o tym, że to ustawienie jest złe.
Nie od dziś wiadomo, że dobrzy zawodnicy zostają po treningach, by jeszcze indywidualnie szlifować pewne elementy gry, Myślał pan o tym, by zawodnicy Stomilu robili coś więcej, od siebie, by wyregulować celowniki?
- Tak, ale nie chodzi tylko o celowniki. Jest w tych zawodnikach dużo rezerwy w pewnych rzeczach, o których na tę chwile nie chcę mówić, ale na pewno potrzebujemy dodatkowych jednostek nie tylko czysto piłkarskich. Będziemy to sobie budować, bo teraz jest okres gorący, nawet z racji tego, że gramy co trzy dni, ale będziemy starali się sprawić, by ci zawodnicy mieli możliwości doskonalenia się w każdym aspekcie, a czy z tego skorzystają i w jakim stopniu, to już będzie w dużej mierze zależało od nich samych.
Na co aktualnie stać Stomil? Rzeczywiście dolne rejony tabeli?
- Nie. Tutaj musimy cały czas podchodzić racjonalnie, ale z wiarą i dobrą oceną swoich możliwości i umiejętności. Naszym zadaniem, moim zadaniem, jakie zostało przede mna postawione, było utrzymanie drużyny w drugiej lidze. Od samego początku mówię, że musimy to zrobić jak najszybciej i próbować walczyć o coś więcej. Cały czas tak do tego podchodzę. Ta liga pokazuje, że z piekła do nieba i z nieba do piekła jest bardzo krótka droga, więc na tę chwilę nie możemy się załamywać, czy, tak jak po pierwszych kolejkach uczulałem chłopaków, popadać w huraoptymizm, bo jeszcze nic nie wygraliśmy, ani niczego nie przegraliśmy, a głęboko w to wierzę, że jeśli się nam przytrafi, lub sobie na nią zapracujemy, seria dwóch, trzech meczów wygranych, to za chwilę będziemy w tych górnych rejonach tabeli i ten obraz naszych napastników, naszych finalizacji, naszej gry będzie zgoła odmienny od tego, jaki jest teraz, chociaż na pewno rozumiem ludzi, którzy chcą więcej, oczekują więcej, bo to jest normalne. Gorzej by było, gdyby do tej sytuacji naszej kibice podchodzili obojętnie, to byłoby najgorsze.
Jak pan podchodzi do systemu pro junior system. Da się to w olsztyńskich warunkach połączyć?
- To jest bardzo fajny system, jeśli chodzi o gratyfikacje dla klubów, bo nie ukrywajmy, dla takich klubów jak Stomil, z takim budżetem, z tym, że finanse nas ograniczają, jest to bardzo ważne. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że nie można popaść ze skrajności w skrajność, że nie możemy tylko i wyłącznie skupiać się na tym, bo zaraz może się okazać, że nie mamy na tyle silnej kadry, żeby walczyć o cele sportowe i o cele w PJS-ie. Nie śledzę dokładnie tej tabelki, bo chciałbym mieć możliwość wprowadzania większej liczby młodych zawodników w momencie, w którym mieliby większą łatwość i możliwość psychicznego zaaklimatyzowania się w drużynie, ale na to trzeba też wyniku. Chciałbym by mieli dobre warunki, by mocniej zaistnieć w pierwszej drużynie.
Obserwując mecze Wojewódzkiego Pucharu Polski zauważył pan kogoś na kim warto “zawiesić oko” wśród olsztyńskiej młodzieży?
- Na pewno jest Igor (Jędrzejczyk - red.), który do nas dołączył po tym pierwszym meczu Pucharu Polski i potwierdził to, że wart już jest tego, by być w treningu seniorami. Ukraiński zawodnik (Jarosław Iłkiw - red.) też mi się spodobał, bo to takie żywe sreberko było w tym ostatnim spotkaniu. Na pewno będziemy oberwowac i jestesmy w stałym kontakcie z trenerem prowadzącym tę grupę. Tak, jak mówiłem, żeby wprowadzać młodych ludzi do drużyny potrzebny jest odpowiedni klimat i odpowiedni moment. Bardzo łatwo nawet i zrazić młodego zawodnika, kiedy wchodzi do drużyny, a oczekiwania, może nie wobec jego osoby, a względem zespołu są już bardzo wygórowane czy na takich emocjach, niekoniecznie pozwalających na łatwość w funkcjonowaniu. Mam nadzieję, że zimą dokooptujemy czy będziemy mieli możliwość zaproponować treningi kilku zawodnikom młodszym, ale też nie ukrywam, że mamy kilku na wypożyczeniach i dobrze by było, gdyby ktoś na tyle się dobrze pokazał, że mógłby wrócić do nas zimą.
Jak pan ocenia przeskok jakościowy pomiędzy I a II liga i to, że w tym sezonie rozgrywki II ligi stoją na niskim poziomie?
- Przeskok jakościowy jest i to na pewno jest widoczne. Nie chcę oceniać, czy liga jest słaba, czy nie jest słaba. Myślę, że my mamy na tyle dobrą drużynę, żeby w tej lidze zaistnieć i tak do tego podchodzę. Patrząc na każdy mecz, którego nie wygraliśmy, analizując, dlaczego tak się stało, jakie były tego powody, to pokazuje nam tylko jedno, że potraciliśmy punkty w sposób, w jaki nie powinniśmy tracić. Skupiamy się na sobie a nie na lidze. Jeżeli sobie z tym nie poradzimy, to będzie to świadczyło o tym, że jeśli w opinii kibiców i komentatorów liga jest słabo, to z nami też jest coś nie tak. Pracą i wspólnym dążeniem do pełni formy w każdym spotkaniu sprawimy, w tej słabej lidze, że będziemy się na tyle dobrze prezentować, że dużymi momentami będziemy mocniejszym punktem niż średnia ligi.
Ściąganie obciążenia mentalnego z zawodników jest jednym z najważniejszych zadań sztabu trenerskiego. Jak pan radzi sobie z tą na pewno narastającą frustracją?
- Staram się podchodzić do tego cały czas tak samo i tej presji zbytnio na zawodników nie narzucać, bo to są młodzi ludzie, którzy nie do końca wszyscy funkcjonowali na tym poziomie piłkarskim i to bardzo często te osoby popełnia błąd w defensywie, nie przykryją - tracimy bramkę, źle przyjmują - tracimy bramkę, nie pocelują odpowiednio - nie strzelimy bramki. Nie chcę na tę chwilę, a zapewne będzie tak do końca, żeby zrzucać to na barki zawodników. Mam na tyle dobrą ocenę tej sytuacji i myślę, że jestem w stanie wykrzesać z tych zawodników, których mamy na tyle dużo, że ta frustracja za chwile będzie się przeradzała w zadowolenie, że nam wyszło i zawodnicy uwierzą jeszcze mocniej w swoje umiejętności, które powinny wystarczyć, abyśmy z meczu na mecz dawali więcej radości sobie i kibicom niż do tej pory.
A co z panem osobiście? Jak pan sobie z tym radzi?
- Staram, się z tym radzić i do pewnych rzeczy podchodzić z dystansem. Jestem na tyle ambitnym człowiekiem, że wiem w jakim miejscu się znajduję i przede wszystkim w jakim klubie jestem. Byłoby nie fair, gdybym przechodził nad tym do porządku dziennego wobec samego siebie. Ja sobie radzę w ten sposób, że cały czas wizualizuję ten zespół wygrywający, tych zawodników strzelających, tych zawodników dobrze broniących i nie chcę się “zamóżdżać”, że te rzeczy, które są złe, będą cały czas. Wiem, że moje funkcjonowanie, czy moje życie w szatni przekłada się na zawodników, więc cały czas będę do nich podchodził z optymizmem i będę wlewał moją wiarę w nich, żeby jeszcze mocniej wierzyli sami w siebie.
Jest pan już jakiś czas w Olsztynie. Miał pan czas lepiej poznać miasto i jak się panu w Olsztynie podoba?
- Poznaje miasto w momentach, kiedy są ze mną córki i żona, bo to one, kiedy ja jestem w klubie, przecierają szlaki, a potem mnie oprowadzają, więc to jest fajne i tylko mogę żałować, że jest to tak rzadko. Niemniej jednak miasto bardzo mi się podoba, Starówka jest przepiękna, gdyby nie ta rozkopana komunikacja czy remonty, to naprawdę byłoby mega. Nie będę już wspominał o tym, co daje nam natura w Olsztynie, bo to każdy wie, że tu jest pięknie, zapewne w każdej porze roku. Mogę się tylko w samych superlatywach wypowiadać o życiu w Olsztynie. Nie mogę pominąć też ludzi, bo to ludzie tworzą miasto i to ludzie tworzą klub. Podoba mi się to, co tutaj się dzieje i to co mówiłem, nie podchodzi sie tu obojętnie do tego co się dzieje, tu myślę stricte o klubie. Jeżeli jest dobrze, to jest fajnie, jeżeli jest coś źle, to jest rzeczywiście źle i to też pokazuje, jak bardzo oddanym ludziom w tym mieście należy się to, by mieć więcej radości niż ostatnio.