70-lecie Stomilu zmotywowało mnie do pogrzebania nieco w historii klubu. Mam nadzieję, że wielu kibiców dzięki temu przypomni sobie stare czasy, a inni dowiedzą się, jak to kiedyś było. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie.
Tym razem pod lupę wziąłem trenerów Stomilu, którzy prowadzili nasz zespół w Ekstraklasie. Z czym musieli się mierzyć i co osiągnęli, przeczytacie poniżej. Tym razem również wszyscy szkoleniowcy zostali opisani chronologicznie. We wstępie chciałbym także dodać, że ten artykuł nie powstałby tak szybko (i nie byłby tak dokładny), gdyby nie informacje, które podesłali mi Emilozo i MMKS, za co jestem bardzo wdzięczny.
Z Kaczmarkiem do Ekstraklasy
Kiedy w 1994 roku Stomil wywalczył awans do I ligi, Bogusława Kaczmarka noszono w Olsztynie na rękach. Świętowanie nie mogło trwać jednak zbyt długo, ponieważ przed trenerem postawiono niezwykle trudne zadanie: utrzymać Stomil na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. I choć organizacyjnie, finansowo i kadrowo olsztyński klub nie mógł się równać z większymi firmami, to na koniec sezonu znów można było świętować odetchnąć z ulgą – biało-niebiescy zajęli 14. miejsce, tuż nad strefą spadkową. Bogusław Kaczmarek poprowadził Stomil we wszystkich 34 meczach, z których tylko siedem było wygranych przy aż szesnastu remisach. Na koniec sezonu tę samą zdobycz punktową (30 oczek) miała płocka Petrochemia, jednak musiała spaść ze względu na gorszy bilans bramkowy. Obie drużyny strzeliły po 35 goli, jednak Stomil stracił 40, a Petrochemia 43. W bezpośrednich spotkaniach między obiema drużynami dwa razy padł bezbramkowy remis.
Bogusław Kaczmarek przed startem rozgrywek miał jeden problem z głowy: nie musiał zgrywać drużyny, bowiem utrzymał skład, który wywalczył awans do pierwszej ligi. Jedynym nowym nabytkiem Stomilu był Adam Zejer, który powrócił do Olsztyna po pobycie w Zagłębiu Lubin, Turcji (m.in. mistrzostwo z Besiktasem) oraz Niemczech. Na początek olsztynianie dostali trzy mocne firmy. Pierwszą z nich było Zagłębie Lubin. Stomil dwa razy wychodził na prowadzenie w tym meczu, ale cieszył się nimi łącznie z dziesięć minut. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów i remisem 2:2. Tydzień później nadeszła pechowa przegrana 2:1 w Łodzi z Widzewem, a następnie świetny rezultat 3:3 z Legią Warszawa. Olsztynianie jesienią nie przegrali żadnego meczu u siebie, nadal jednak mieli spore problemy w meczach wyjazdowych, gdzie wygrali tylko z Sokołem Pniewy.
Rundę wiosenną Stomil rozpoczął dużo słabiej. W pierwszych ośmiu meczach podopieczni Kaczmarka zaledwie raz schodzili z boiska jako zwycięzcy, po wygranej u siebie z Wartą Poznań 3:1. Widmo spadku coraz bardziej zaglądało w oczy olsztyńskim piłkarzom, a piękna przygoda z pierwszą ligą mogłaby się skończyć już po roku. Pięć kolejek przed końcem Stomil miał tylko jeden punkt przewagi nad znajdującym się w strefie spadkowej Rakowem Częstochowa. Nad Łyną zaczęło się robić niezwykle nerwowo, czego efektem były słuchy o rzekomych dziwnych powiązaniach członków zarządu w pewne niezbyt czyste interesy. Ci kontrowali, że dziennikarze tworzą niesprzyjającą atmosferę i przez złą prasę drużyna nie może się skupić na walce na boisku.
Presja tylko rosła. Wszystko miało się wyjaśnić w ostatniej kolejce sezonu rozgrywanej 14 czerwca 1995 roku. Stomil przystępował do niej z 11. miejsca. Spadkiem zagrożona była połowa drużyn. Olsztynianie musieli walczyć jak lwy o pozostanie w Ekstraklasie, próbując zmazać plamę po przegranej 0:7 z Ruchem w Chorzowie ledwie trzy dni wcześniej. Niestety w 34. kolejce Stomil okazał się gorszy i przegrał u siebie z Rakowem 0:1, który dzięki tej wygranej utrzymał się w lidze. O ligowy byt drżeli olsztynianie – ostatecznie okazało się, że wbrew pogłoskom o układzie GKS Katowice wygrał ze Stalą Stalowa Wola i to nie Stomil musiał spaść z Ekstraklasy. Takie wyniki spowodowały, że – właśnie różnicą bramek w całym sezonie – z ligą pożegnała się płocka Petrochemia.
Po ostatnim meczu trener Kaczmarek zapowiedział, że nie przedłuży wygasającego pod koniec czerwca kontraktu ze Stomilem. Zdradził, że w planach ma trzymiesięczny urlop i prowadzenie innego klubu. Emocje na koniec przygody ze Stomilem na pewno kosztowały go pojawienie się kilku siwych włosów.
Z Polakiem nie do samego końca
Popularny „Bobo” zrobił, co do niego należało, lecz na kolejny sezon w Olsztynie już nie został. Tutejsi działacze zdecydowali się powierzyć drużynę Ryszardowi Polakowi, znanemu najbardziej z prowadzenia Łódzkiego Klubu Sportowego, z którym kilka lat później – do spółki z Markiem Dziubą – wygrał polską ligę. Asystentem Polaka został Mieczysław Korzeniowski, co oznaczało, że trenerzy związani z regionem poszli w odstawkę.
Przedsezonowe zgrupowanie w Zakopanem miało swoją historię. Kilku piłkarzy poprosiło o odejście z klubu, a zaskoczeni taką reakcją trenerzy również zapowiedzieli swoje odejście. Prasa miała już następców: Andrzeja Strejlaua, Mirosława Jabłońskiego, Jerzego Masztalera, Wiesława Lendziona czy Zbigniewa Kieżuna. Ostatecznie doszło do zmian w zarządzie, a trenerzy pozostali na swoich stanowiskach. Obrażony Piotr Wieczorek zabrał ze sobą sześciu zawodników do Jezioraka Iława, a także trenera Józefa Łobockiego. Stomil zaczął popadać w długi, chociaż drużynę wzmocnili m.in. Kazimierz Sidorczuk, Paweł Gadziała czy Arkadiusz Klimek.
Świetny start w lidze spowodował, że pod adresem Polaka i zawodników zaczęły spływać słowa uznania. Stomil w sześciu meczach zdobył aż 15 punktów i wydawało się, że zamiast na strefę spadkową trzeba będzie patrzeć w stronę pucharowej. Olsztynianie wówczas zajmowali pozycję wicelidera rozgrywek i z coraz większym apetytem patrzyli na miejsca na podium na koniec sezonu. Świetna passa została przerwana porażką z Lechią/Olimpią Gdańsk. Późniejsze przegrane ze Stalą Mielec, Hutnikiem Kraków, Pogonią Szczecin i Górnikiem Zabrze spowodowały, że z końcem jesieni olsztynianie odpadli z boju o europejskie puchary, spadając aż na dziesiąte miejsce w tabeli.
Na wiosnę trzy kolejne wygrane z Rakowem Częstochowa, Lechią/Olimpią i Amiką Wronki spowodowały, że na nowo odżyły marzenia o Pucharze UEFA. Szybko jednak marzyciele zostali sprowadzeni na ziemię – w kolejnych trzech meczach Stomil ugrał tylko punkt we Wrocławiu ze Śląskiem. Zwycięstwo u siebie z Siarką Tarnobrzeg na moment pozwoliło zapomnieć o problemach. Na krótko – cztery porażki z rzędu i fatalny występ u siebie ze Stalą Mielec znowu nałożyły na piłkarzy dodatkową presję. Kibice żądali głowy trenera Ryszarda Polaka, który po przegranej 1:4 ze Stalą z powodu rozstroju nerwowego poprosił o urlop. To miało oznaczać, że do końca sezonu Polak nie pojawi się w Olsztynie, a w przyszłym sezonie drużynę poprowadzi ktoś inny.
To niech kończy Korzeniowski
W Olsztynie nie wykonano żadnych spektakularnych ruchów, a dzieło Ryszarda Polaka miał dokończyć Mieczysław Korzeniowski, jego dotychczasowy asystent. Korzeniowski do pomocy wziął Bogusława Oblewskiego i wspólnie poprowadzili Stomil do końca rozgrywek. W sześciu meczach, dzięki zwycięstwom nad Lechem Poznań, Zagłębiem Lubin i Hutnikiem Kraków, olsztynianie zdobyli dziesięć punktów, co na koniec sezonu zagwarantowało bardzo dobre, szóste miejsce. Drugi sezon w Ekstraklasie bez problemów można zaliczyć do udanych. A przecież wcale się na to nie zanosiło…
Z Masztalerem na szczyt?
W Stomilu nastąpiło kilka zmian w kadrze. Istotną kwestią było to, kto zasiądzie na ławce trenerskiej. Media tradycyjnie miały swoich kandydatów, a wśród nich takie nazwiska jak: Andrzej Strejlau, Mirosław Jabłoński, Jerzy Masztaler czy Zbigniew Kieżun. Ze Stomilem łączono także Bogusława Kaczmarka, ale ten nie miał najmniejszej ochoty na powrót. Ostatecznie w Olsztynie umowę podpisał były trener drugoligowego Świtu Nowy Dwór Mazowiecki Jerzy Masztaler, który z juniorami Stomilu dobre 20 lat wcześniej zdobył mistrzostwo Polski.
To właśnie ten trener prowadził Stomil tylko w pierwszych 11 kolejkach Ekstraklasy. Niestety przegrana prawie w co drugim meczu, ledwie trzy zwycięstwa i miejsce pod kreską spowodowały, że z trybun niemiłosiernie lżono Masztalera. I to był prawdziwy koncert wulgaryzmów i epitetów pod jego adresem, co w porównaniu z dzisiejszym zagłuszaniem przez spikera każdego nieparlamentarnego słowa wydaje się być czymś trudnym do wyobrażenia. Wracając do Masztalera, to może on się pochwalić tym, że powstrzymał dwa kluby będące wówczas na fali: Amikę Wronki (1:1 na wyjeździe, pierwsze stracone punkty rywali w sezonie, zakończona seria czterech zwycięstw z rzędu) i Legię Warszawa (bezbramkowy remis u siebie). Okazałe zwycięstwo 4:1 w Częstochowie z Rakowem dało Stomilowi nawet szóste miejsce w tabeli. Z czasem zaczął zaostrzać się konflikt między Jerzym Masztalerem a Adamem Zejerem, co doprowadziło do zwolnienia z klubu tego piłkarza.
Cierpliwość olsztyńskich działaczy skończyła się po serii trzech meczów bez zdobycia punktu. Porażki z ŁKS-em, Górnikiem Zabrze i GKS-em Bełchatów zakończyły trenerską przygodę Masztalera w Krainie Tysiąca Jezior.
Od kapitana do trenera
Sezon dokończył i uratował Bogusław Oblewski, były stoper Stomilu Olsztyn, który reprezentował Dumę Warmii w 29 spotkaniach na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Oblewski wywindował Stomil z 15. miejsca aż na czwarte. Ostatecznie latem Stomil mógł cieszyć się z bezpiecznej 9. lokaty na koniec rozgrywek. Oblewski do końca sezonu wygrał 9 z 23 meczów, a ofensywne ustawienie z trójką obrońców przełożyło się na pozytywny bilans bramkowy, jakim nie mogli poszczycić się Kaczmarek i Polak (29:28). Dziewiąta lokata latem mogła być satysfakcjonująca, jednak dzięki serii zwycięstw jeszcze jesienią Stomil przetrwał przerwę zimową na czwartym miejscu.
Świetny debiutancki sezon w roli szkoleniowca pozwolił Oblewskiemu zachować posadę… tylko do połowy października. W przerwie między sezonami zmieniły się przepisy dotyczące wymogów trenerskich na prowadzenie drużyny i Oblewski został menedżerem Stomilu, a odpowiednie dokumenty przedkładał Dariusz Janowski, wcielający się w rolę trenera-słupa. Niemniej to nadal Oblewski prowadził drużynę i brał odpowiedzialność za wyniki, dlatego też to jego uważamy za osobę rzeczywiście podejmującą decyzje. Bogusław Oblewski prowadził więc Stomil w dziewięciu meczach nowego sezonu. Zanotował cztery zwycięstwa i jeden remis, a Stomil pod jego wodzą uplasował się w górnej połówce tabeli, tracąc tylko sześć oczek do liderującego ŁKS-u. Przewaga nad strefą spadkową wynosiła co prawda tylko trzy punkty, ale nie było powodów do niepokoju. Ostatnim meczem Oblewskiego było wyjazdowe spotkanie z Legią, której Stomil uległ aż 4:1. W Olsztynie od dłuższego czasu mówiono o zastąpieniu Oblewskiego kimś innym.
W październiku 1997 r. w czasie przerwy na mecze reprezentacji działacze OKS-u postanowili zatrudnić Mieczysława Broniszewskiego, który chwilę wcześniej prowadził Polonię Warszawa. Z Bogusławem Oblewskim Stomil rozstał się w przerwie zimowej, ponieważ klub nie chciał utrzymywać trójki trenerów.
Pierwsze podejście Broniszewskiego
Po raz pierwszy Mieczysław Broniszewski poprowadził Stomil w czasie wspomnianej przerwy na mecze reprezentacji w sparingu przeciwko… Polonii Warszawa. Broniszewski dokończył sezon 1997/98, ale Stomil nieco osunął się w ligowej tabeli, na koniec zajmując jedenastą pozycję. Pod wodzą Bronka pana Mieczysława nasi piłkarze do końca rozgrywek odnieśli osiem zwycięstw, zanotowali osiem remisów, a dziewięć razy musieli uznać wyższość rywali. Nad Petrochemią, która znowu zajęła pierwsze miejsce pod kreską, Stomil miał siedem punktów przewagi.
Całkiem średnie wyniki i brak ambicji olsztyńskich działaczy o podbijaniu ligi i europejskich pucharów pozwoliły Broniszewskiemu zachować posadę. Klubowa kasa świeciła pustkami, a trener zażyczył sobie, by drużyna się nie osłabiała. Przed sezonem Stomilowi groził jeszcze… PZPN straszący degradacją za nierozliczenie się z transferów za poprzedni sezon.
Jesień w 1998 roku nie była udana dla naszych piłkarzy. Po 15 kolejkach Stomil zajmował 15. pozycję i zimę musiał spędzić na miejscu gwarantującym spadek w zmniejszonej do 16 drużyn Ekstraklasie. W czasie rozgrywek piłkarze strajkowali, ponieważ nie otrzymywali zaległych wypłat. Słabiej od Stomilu (14 oczek jesienią) punktowała jedynie Odra Wodzisław Śląski, która na koniec sezonu i tak się utrzymała, bo wiosną zdobyła aż 23 punkty. Broniszewski zostawił Stomil zimą z punktem straty do bezpiecznej pozycji. Jak się okazało, nie zostawił Stomilu na długo.
Wydostać się spod kreski
Wśród kandydatów na stanowisko po Broniszewskim wymieniano: Jerzego Jastrzębowskiego, Romualda Szukiełowicza, Bogusława Baniaka, Bogusława Kaczmarka i Eugeniusa Rabovasa. Działacze MOKS zdecydowali się na Litwina, który jednak nie mógł prowadzić Stomilu, gdyż… nie uzyskał zgody rodzimej federacji na pełnienie funkcji pierwszego trenera olsztyńskiej drużyny. A skoro nie wypaliło z Litwinem, to pracę na Warmii podjął Romuald Szukiełowicz, były trener Hutnika Kraków i Śląska Wrocław, które prowadził w drugiej lidze.
W tym samym okresie w Stomil zaczął pompować pieniądze Roman Niemyjski, właściciel Haleksu. W przerwie zimowej do Stomilu przyszli m.in. Uładzimir Klimowicz, Piotr Matys i Marcin Florek. Przygoda Szukiełowicza z trenowaniem olsztyńskiej drużyny trwała raptem cztery miesiące i zakończyła się po czterech meczach, w których Stomil musiał mierzyć się z czołówką ligi. Olsztynianie zaczęli od zwycięstwa z GKS-em Katowice, ale później było już tylko gorzej. Zespół musiał zdobywać punkty zawsze i wszędzie, więc powinien był przywozić jakieś zdobycze nawet z obcych boisk. Tak jednak nie było – trzy porażki z rzędu (rosnące od 0:1 do 0:3) kolejno z: Legią Warszawa, GKS-em Bełchatów i Wisłą Kraków przesądziły kwestię Szukiełowicza w Stomilu. Nie pomogło nawet zimowe zgrupowanie na Cyprze – Stomil wypadał bardzo blado, a do tego po porażce w Krakowie okupował dno tabeli.
Zwolnienie trenera w Stomilu odbiło się szerokim echem w ogólnopolskich mediach. Ekscentryczny inwestor Roman Niemyjski zarzucał Szukiełowiczowi naciąganie go na transfery Matysa i Klimowicza. W odpowiedzi trener informował o haniebnych praktykach lokalnych działaczy, m.in. miał on otrzymać polecenie poinformowania piłkarzy o tym, że nie otrzymają premii za wygrany mecz, ponieważ… za te pieniądze działacze ten mecz kupili; albo za stawianie na konkretnych graczy miał otrzymać 40- lub 50-procentowy opust na… kupno samochodu.
Nie szło ci na jesieni, to próbuj na wiosnę
Szukiełowicza z zadaniem uratowania pierwszej ligi zastąpił… Mieczysław Broniszewski. 5 kwietnia 1999 r. na treningu Stomilu zjawiło się aż czterech trenerów: Szukiełowicz, Bogusław Kaczmarek, Dariusz Janowski i Broniszewski. Pracę w końcu otrzymał ten ostatni, a Romuald Szukiełowicz, obrażony na zaistniałą sytuację, postanowił opuścić zespół. Pod wodzą Broniszewskiego do końca sezonu olsztynianie tylko raz przegrali w lidze – 0:2 z ŁKS-em Łódź. Stomil potrafił wygrywać z wiceliderem, silnym Widzewem Łódź, czy bardzo solidną Polonią Warszawa. Wrażenie robiła imponująca seria dziewięciu meczów bez porażki z rzędu na finiszu rozgrywek, która pozwoliła skazywanemu na spadek Stomilowi zająć miejsce w środku tabeli. Jeśli wierzyć słowom Romana Niemyjskiego wypowiedzianym kilka miesięcy później – a właściwie nie ma powodów, by nie wierzyć – olsztynianom pomagały także ściany i różne zbiegi okoliczności.
W trzy lata do Ligi Mistrzów
Niedawno zachwycano się Józefem Wojciechowskim, właścicielem Polonii Warszawa, że taki z niego prawdziwek, kupuje, kogo chce, i robi, co mu się podoba. Gdy jeszcze nikt w Polsce o Wojciechowskim nie słyszał, swoje pieniądze w Stomil inwestował Roman Niemyjski. Nasz lokalny prawdziwek obiecał kibicom, że w ciągu trzech lat zobaczą Dumę Warmii grającą w Lidze Mistrzów.
Zaczęło się od poszukiwania trenera, z którym Stomil miał wygrać ligę i ruszyć na podbój europejskich pucharów. Wśród kandydatów media wymieniały Dariusza Wdowczyka i Pawła Janasa. Niemyjski zapewnił jednak, że żaden z tej dwójki nie znajduje się na jego celowniku, a oprócz nich także nie jest zainteresowany ani Grzegorzem Latą, ani… Romualdem Szukiełowiczem. W Olsztynie pojawił się dobrze znany i lubiany Bogusław Kaczmarek. Ale nie tylko trenerem chciano podbić świat. Wiadomości o bogactwie Niemyjskiego szybko się rozeszły, więc dziennikarze co i rusz łączyli ze Stomilem kolejnych piłkarzy. Ale oddajmy głos naszemu bohaterowi, czyli Niemyjskiemu:
- Nigdy w życiu. Oni są zepsuci Legią i atmosferą w tym klubie – obruszał się właściciel Haleksu na pytanie o możliwość sprowadzenia z powrotem do Olsztyna Sylwestra Czereszewskiego i Tomasza Sokołowskiego. - Nie interesują mnie zawodnicy ich pokroju, lecz młodzi, utalentowani i nie utaplani jeszcze w piłkarskim bagnie.
Idealnie Romanowi Niemyjskiemu do wymarzonego profilu piłkarza pasował Cezary Kucharski, 27- letni napastnik z… Legii Warszawa, w której nie łapał się do wyjściowego składu. To wesołe czasy, a w Olsztynie na meczach było bardzo przaśnie – grała orkiestra dęta, a wodzirej prowadził doping przez stadionowe nagłośnienie. Piłkarze też byli zadowoleni, szczególnie z nowych warunków finansowych, na które Niemyjski przystawał kiwnięciem głowy. Warto dodać, że pan prezes zawsze pojawiał się na meczach w towarzystwie pięciu łysych odzianych w garnitury ochroniarzy, z których każdy wyróżniał się brakiem szyi.
Wróćmy do tematu trenerów. Pieniądze od Haleksu pozwoliły Stomilowi tylko pół roku opływać bogactwem, więc zimą Bogusław Kaczmarek stracił m.in. Aidasa Preikšaitisa czy Macieja Bykowskiego. Brak funduszy był powodowany zatrzymaniem na granicy transportu węgla z Rosji przez decyzję rządu Jerzego Buzka. To zniszczyło biznes Niemyjskiemu, a Stomil zaczął klepać biedę. O dziwo udało się zatrzymać na rundę rewanżową Kucharskiego, co było dla prezesa sprawą honoru i mydleniem oczu wszystkim wokół, że nie jest tak źle, jak mówią. Po świetnym początku sezonu nadzieje były bardzo duże, ale głównie problemy finansowe właściciela Haleksu przeszkodziły Stomilowi w walce o tę zapowiadaną Ligę Mistrzów. Ósme miejsce na koniec sezonu wyglądało nie najgorzej, jednak zaległości finansowe wobec piłkarzy nie napawały optymizmem przed kolejnymi rozgrywkami w krajowej elicie.
Stomil bardzo dobrze prezentował się w meczach u siebie, w których nie zaznał porażki. Udało się nawet pokonać Legię 1:0 i to w rundzie rewanżowej, a także wywalczyć trzy remisy z trzema najlepszymi zespołami tamtego okresu, tj. z Polonią Warszawa, Wisłą Kraków i Ruchem Chorzów. Pod wodzą Bogusława Kaczmarka Stomil ugrał 37 punktów w 30 kolejkach.
Po sezonie Kaczmarek został zwolniony dyscyplinarnie. Poszło o słynny transfer Zbigniewa Małkowskiego do Feyenoordu Rotterdam, do którego bramkarz został sprzedany za 400 tys. marek. Pieniądze z Holandii przyleciały wraz z Kaczmarkiem i senatorem Pawłem Abramskim z AWS. „Bobo” rozdysponował 100 tys. między siebie i sztab szkoleniowy, a resztą podzielili się piłkarze. Według opowieści, z których każda kolejna dokładała nowe wątki, cała sytuacja mogłaby być podstawą scenariusza filmu sensacyjnego – Kaczmarek miał uciekać przed polującymi na jego walizkę z pieniędzmi działaczami MOKS-u i ludźmi Niemyjskiego. Pościg miał być, o wybuchach czy strzelaninach nic nie wiadomo. W każdym razie, gdyby znalazł się pod ręką jakiś „reżyser kina akcji”, to z pewnością mógłby ten wątek zawrzeć w swojej kolejnej produkcji.
Podedworny za dobry na Stomil
19 czerwca 2000 roku pierwszy raz trening miał poprowadzić nowy szkoleniowiec Zdzisław Podedworny. To jednak się nie udało, ponieważ piłkarze postanowili zastrajkować, żądając od włodarzy klubu zmiany sposobu rozwiązania umowy z Bogusławem Kaczmarkiem.
- Gdyby nie on, nie byłoby już w Olsztynie I ligi – tłumaczył Andrzej Biedrzycki, kapitan Stomilu. – Dlatego żądamy, żeby zwolnienie z pracy nie odbyło się w trybie dyscyplinarnym, ale w normalny, cywilizowany sposób.
Wiceprezes MOKS Stomil Henryk Sitek przekonywał opinię publiczną, że klub jest „niesterowny” z powodu zachowania kilku piłkarzy, którzy rzekomo mieli przejąć w nim władzę. Podedworny zaś, nie zobaczywszy kompromisu na horyzoncie, spakował torbę i wyjechał. Wrócił tydzień później i – uwaga – tym razem zrezygnował po czterech dniach. Zdzisław Podedworny po meczu towarzyskim z Jeziorakiem Iława stwierdził, że on Stomilu nie poprowadzi, gdyż w tej drużynie nikt nie potrafi grać w piłkę.
Trenerze Pawle, prowadź ku utrzymaniu!
Nieco więcej potencjału w piłkarzach dostrzegł Stanisław Dawidczyński, który zwał się Pawłem Dawidczyńskim, chociaż na drugie mu było Kazimierz. W Olsztynie nie był trenerem znikąd, bo to właśnie on do spółki z Józefem Łobockim prowadził Stomil przed awansem z drugiej ligi siedem lat wcześniej. Następnie do klubu przyszedł Bogusław Kaczmarek i ten awans niejako przypieczętował.
W sezonie 2000/2001 Paweł Dawidczyński poprowadził z ławki trenerskiej naszą drużynę dziesięciokrotnie, wygrywając cztery mecze i pięć przegrywając. Po siedmiu kolejkach Stomil znajdował się na piątym miejscu z ośmiopunktową przewagą nad dwoma miejscami spadkowymi i jednym gwarantującym grę w barażach. Niestety po dobrym początku sezonu przyszły trzy porażki: z Wisłą Kraków, Legią Warszawa i Zagłębiem Lubin. Ósme miejsce w tabeli nadal było więcej niż satysfakcjonujące, mimo że przewaga nad znajdującym się na miejscu barażowym Ruchem zmalała do czterech punktów. Paweł Dawidczyński odchodził ze Stomilu skonfliktowany z… Wojciechem Zubryckim, specjalistą od odnowy biologicznej, który miał mieszać się w cudze sprawy.
- Przy całym szacunku dla jego ciężkiej pracy, którą wykonuje dotychczas, może by tak pan Zubrycki zmienił zawód, może by się zapisał na kurs trenerski i objął jakąś drużynę, powiedzmy w klasie B – mówił rozgoryczony Dawidczyński. – I jeśli odniesie z nią oszałamiające sukcesy, wtedy niech aspiruje wyżej. Na razie ma swoją konkretną, taką a nie inną, robotę. I tyle.
Z Łobockim na zero
Do końca rundy drużynę prowadził Józef Łobocki, trener-legenda. W pięciu ostatnich kolejkach jesieni ugrał sześć punktów, co było całkiem niezłym wynikiem. Stomil pod wodzą Łobockiego prezentował niezwykle zachowawczy styl; olsztynianie zdobyli ledwie dwie bramki, tyle samo tracąc. Szczególnie sytuacja w tabeli wyglądała więcej niż imponująco – olsztyński bankrut z kłopotami finansowymi, organizacyjnymi i kadrowymi przerwę w rozgrywkach przetrwał na wysokim siódmym miejscu w tabeli. Porażki z Odrą Wodzisław Śląski i Polonią Warszawa na inaugurację wiosny spowodowały ruchy na ławce trenerskiej.
Czas na Janowskiego
Łobockiego zastąpił Dariusz Janowski. Niektórzy mówili, że Stomil prowadził duet Janowski – Broniszewski, ale ten drugi był tzw. trenerem-koordynatorem, prawdopodobnie nie chcąc brudzić sobie nazwiska możliwym spadkiem. Janowski prowadził Stomil w czterech meczach i w debiucie ograł 2:1 Amikę Wronki. Następnie przyszły trzy przegrane z rzędu, w tym porażka 1:4 w Chorzowie i znów musiało dojść do roszad na stanowisku dowodzącym, ponieważ Stomil niebezpiecznie zbliżał się do drugiej ligi. Janowski zostawił zespół na trzecim miejscu od dołu, które gwarantowało udział w barażach, jednak będący pozycję niżej i mający tyle samo punktów Ruch Radzionków wcale nie zamierzał odpuszczać w boju o utrzymanie.
Wieczny kandydat w końcu trenerem
Na trenera wybrano przymierzanego wcześniej kilka razy Zbigniewa Kieżuna. Do końca sezonu pozostało dziewięć kolejek, a Stomil miał zawsze walczyć o zdobycze punktowe. I udawało się połowicznie, bardzo dobre wyniki notował Stomil na własnym boisku, wygrywając cztery z pięciu meczów, w tym m.in. z Legią 2:1 czy Ruchem Radzionków 1:0. Niestety na wyjazdach olsztynianie regularnie zbierali oklep, wszystkie cztery spotkania skończyły się zwycięstwem rywali. Duże znaczenie miała porażka w Zabrzu z Górnikiem, bo – jak się potem okazało – rywal ze Śląska na koniec sezonu zgromadził także 34 punkty, ale zadecydowały mecze bezpośrednie i przez to Stomil zakończył sezon na pozycji barażowej. Warto by jeszcze zwrócić uwagę na ostatnią kolejkę: Stomil grał u siebie z Pogonią Szczecin, walczącą o wicemistrzostwo Polski, a Górnik Zabrze pojechał na wyjazd, gdzie przy Bukowej musiał walczyć o ligowy byt z GKS-em Katowice. Stomil od samego początku przegrywał 0:1, zresztą Górnik również stracił bramkę w pierwszym kwadransie. Pewne utrzymanie zabrzanie zapewnili sobie w 89. minucie. Wtedy piłkę do siatki z rzutu karnego posłał Piotr Gierczak i Górnik uratował remis i pewny ligowy byt. A w Olsztynie stan przedzawałowy przeszło pewnie kilka tysięcy kibiców obecnych na konkursie rzutów karnych z Górnikiem Polkowice…
Reforma Bońka i (bez)nadzieja Chojnackiego
Polską ligę zreformowano zgodnie z zaleceniami Zbigniewa Bońka. Nowy pomysł miał ukrócić korupcyjny proceder w rodzimym futbolu. Drużyny biorące udział w rozgrywkach zostały podzielone na dwie grupy: A i B, każda po osiem zespołów. Po meczu i rewanżu cztery najlepsze z każdej tworzyły grupę mistrzowską, a pozostałe grupę spadkową. Jak widać na pierwszy rzut oka, z niektórymi drużynami można było zagrać aż czterokrotnie, a z innymi ani razu.
Zbigniew Kieżun w Stomilu zrobił swoje (czyt. utrzymał Ekstraklasę po barażach), a na jego miejscu w roli trenera pojawiła się legenda łódzkiego ŁKS-u, Marek Chojnacki. Pod jego rządami Stomil spisywał się jak czerwona latarnia ligi, w dziewięciu meczach olsztynianie wygrali tylko raz i dwukrotnie zremisowali. Warto jeszcze odnotować blamaż na własnym stadionie 1:6 z Legią Warszawa i mamy pełen obraz całkowitej degrengolady. Stomil okupował dno tabeli grupy B bez większych szans na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce. A początek był całkiem niezły – Stomil ugrał pięć punktów w czterech meczach.
Niestety potem przyszła smutna rzeczywistość i pięć porażek z rzędu zepchnęło Stomil w otchłań grupy B.
Fiutowski miał stawać na uszach, by utrzymać Ekstraklasę
Chojnacki nie dotrwał nawet do października. Cała nadzieja olsztyńskich kibiców spoczywała teraz w Jerzym Fiutowskim i podziale punktów na pół przed startem rozgrywek w grupach mistrzowskiej i spadkowej. Z grupy spadkowej do drugiej ligi leciały dwie najgorsze drużyny, a dwie kolejne musiały walczyć w barażach. Najpierw jednak trzeba było dograć rundę jesienną i ewentualnie pomyśleć o wzmocnieniach.
Stomil z Fiutowskim w pięciu meczach zdobył pięć punktów, co nie wystarczyło na skuteczny pościg. Po podziale na grupy, Stomil startował z pięcioma punktami, sześć miały Widzew Łódź i Górnik Zabrze, a kolejne trzy ekipy po osiem. Niestety, żeby gonić, to trzeba wygrywać, a Stomil potrafił zanotować serię pięciu remisów z rzędu. Zwycięstwo z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski w 20. kolejce znowu wlało nadzieję w serca olsztyńskich kibiców. Duma Warmii odbiła się od dna i znalazła się na całkiem niezłym piątym miejscu, co prawda wciąż dającym jedynie miejsce w barażach. Po kolejnych sześciu spotkaniach Stomil okupował ligowe dno do spółki ze Śląskiem Wrocław. Wtedy, w przedostatniej kolejce, w meczu o wszystko z Dyskobolią – notabene prowadzoną przez Bogusława Kaczmarka – miało się wyjaśnić, czy Stomil spadnie, czy zdoła się utrzymać. Olsztynianie musieli wygrać, jednak… bez Fiutowskiego na ławce, który poszedł na L4. Dzisiaj pewnie napisalibyśmy, że wódz „obsrał zbroję”, ale czy rzeczywiście tak było, głowy uciąć nie damy. Stomil w tym jedynym meczu poprowadził Czesław Żukowski i poległ. 1:2 i pewny już spadek do drugiej ligi.
Pozostał tylko jeden mecz, z Widzewem w Łodzi, który stał pod znakiem zapytania, bowiem nie było większego sensu rozgrywać tego spotkania przy olbrzymich kłopotach finansowych drużyny. Ostatecznie uniknięto walkowera, ale Stomil i tak przegrał trzema golami – Widzew wygrał 4:1 i umocnił swoją pozycję w grupie spadkowej. A Stomil kolejny sezon zaczął w II lidze. Bez Fiutowskiego, który po ostatnim meczu pożegnał się z drużyną.
Odnośnie spadku musimy przywołać Roberta Kiłdanowicza, w przeszłości piłkarza Stomilu Olsztyn, bowiem z perspektywy czasu udzielił mediom bardzo interesującej wypowiedzi. Cofnijmy się do rzeczywistości sprzed kilkunastu lat. - Spadek Stomilu z I ligi to nie tylko efekt słabej gry zespołu, ale i słabego zarządzania klubem – powiedział wówczas Robert Kiłdanowicz, były piłkarz Stomilu, szkoleniowiec młodzieży w Warmii Olsztyn, obecnie pracujący w biurze marszałka województwa warmińsko-mazurskiego. - Nie rozumiem, dlaczego zimą sprzedano Krzysztofa Kowalczyka i dlaczego nie grał Piotr Tyszkiewicz. Nie wiadomo też, ile naprawdę wynosi zadłużenie klubu. Przy takim zarządzaniu opatrzność nie mogła dłużej czuwać nad Stomilem.
No i nie czuwała. Po zapowiedziach Romana Niemyjskiego zamiast Ligi Mistrzów w ciągu trzech lat w Olsztynie przywitano drugą ligę...
Statystyki:
34 mecze
7-16-11
35:40
28 meczów
10-6-12
27:36
6 meczów
3-1-2
5:5
11 meczów
3-3-5
16:18
32 mecze
13-6-13
39:39
40 meczów
12-10-18
41:56
4 mecze
1-0-3
2:7
11 meczów
5-5-1
13:9
30 meczów
8-13-9
33:43
10 meczów
4-1-5
10:16
7 meczów
1-3-3
3:7
4 mecze
1-0-3
4:9
9 meczów
4-0-5
5:9
9 meczów
1-2-7
7:18
18 meczów
3-9-6
13:25
1 mecz
0-0-1
1:2
MECZE:
64 Bogusław Kaczmarek
51 Mieczysław Broniszewski
32 Bogusław Oblewski
28 Ryszard Polak
18 Jerzy Fiutowski
11 Jerzy Masztaler
10 Stanisław Dawidczyński
9 Zbigniew Kieżun
9 Marek Chojnacki
7 Józef Łobocki
6 Mieczysław Korzeniowski
4 Romuald Szukiełowicz
4 Dariusz Janowski
1 Czesław Żukowski
PUNKTY NA MECZ:
1,67 Mieczysław Korzeniowski
1,41 Bogusław Oblewski
1,33 Zbigniew Kieżun
1,3 Stanisław Dawidczyński
1,29 Mieczysław Broniszewski
1,29 Ryszard Polak
1,16 Bogusław Kaczmarek*
1,09 Jerzy Masztaler
1 Jerzy Fiutowski
0,86 Józef Łobocki
0,56 Marek Chojnacki
BRAMKI ZDOBYTE NA MECZ:
1,45 Jerzy Masztaler
1,22 Bogusław Oblewski
1,06 Bogusław Kaczmarek
1,06 Mieczysław Broniszewski
1 Stanisław Dawidczyński
0,96 Ryszard Polak
0,83 Mieczysław Korzeniowski
0,78 Marek Chojnacki
0,72 Jerzy Fiutowski
0,56 Zbigniew Kieżun
0,43 Józef Łobocki
BRAMKI STRACONE NA MECZ:
0,83 Mieczysław Korzeniowski
1 Zbigniew Kieżun
1 Józef Łobocki
1,22 Bogusław Oblewski
1,27 Mieczysław Broniszewski
1,29 Ryszard Polak
1,3 Bogusław Kaczmarek
1,39 Jerzy Fiutowski
1,6 Stanisław Dawidczyński
1,64 Jerzy Masztaler
2 Marek Chojnacki
STOSUNEK BRAMEK ZDOBYTYCH DO BRAMEK STRACONYCH:
1 Bogusław Oblewski
1 Mieczysław Korzeniowski
0,89 Jerzy Masztaler
0,83 Mieczysław Broniszewski
0,82 Bogusław Kaczmarek
0,75 Ryszard Polak
0,63 Stanisław Dawidczyński
0,56 Zbigniew Kieżun
0,52 Jerzy Fiutowski
0,43 Józef Łobocki
0,39 Marek Chojnacki
PROCENT WYGRANYCH MECZÓW:
50 Mieczysław Korzeniowski
44 Zbigniew Kieżun
41 Bogusław Oblewski
40 Stanisław Dawidczyński
36 Ryszard Polak
33 Mieczysław Broniszewski
27 Jerzy Masztaler
23 Bogusław Kaczmarek
17 Jerzy Fiutowski
14 Józef Łobocki
11 Marek Chojnacki
PROCENT PRZEGRANYCH MECZÓW:
31 Bogusław Kaczmarek
33 Jerzy Fiutowski
37 Mieczysław Broniszewski
41 Bogusław Oblewski
43 Ryszard Polak
43 Józef Łobocki
45 Jerzy Masztaler
50 Stanisław Dawidczyński
50 Mieczysław Korzeniowski
56 Zbigniew Kieżun
67 Marek Chojnacki
STOSUNEK WYGRANYCH MECZÓW DO PRZEGRANYCH:
1 Bogusław Oblewski
1 Mieczysław Korzeniowski
0,89 Mieczysław Broniszewski
0,83 Ryszard Polak
0,8 Zbigniew Kieżun
0,8 Stanisław Dawidczyński
0,75 Bogusław Kaczmarek
0,6 Jerzy Masztaler
0,5 Jerzy Fiutowski
0,33 Józef Łobocki
0,17 Marek Chojnacki
NAJLEPSZY TRENER WG STATYSTYK**:
66,9 Bogusław Oblewski
65,9 Bogusław Kaczmarek
65,7 Mieczysław Broniszewski
63,3 Mieczysław Korzeniowski
57,5 Ryszard Polak 51,4
Jerzy Masztaler 50,8
Stanisław Dawidczyński
50,2 Zbigniew Kieżun
44,2 Jerzy Fiutowski
35,7 Józef Łobocki
27,5 Marek Chojnacki
* w przypadku Bogusława Kaczmarka punkty na mecz są liczone wg aktualnych przepisów, tj. 3 za zwycięstwo i 1 za remis;
** liczone wg proporcji do najwyższego wyniku i mnożone przez 10, przy czym wyniki za liczbę meczów zostały pomnożone przez 1,5;
*** w statystykach wzięto pod uwagę trenerów, którzy prowadzili Stomil w minimum pięciu meczach ligowych.
Drugi artykuł o historii Stomilu już napisany. Teraz tylko poprawki i będzie można publikować. #70latStomilu
— Łukasz Kotowski (@PanKot88) March 25, 2015
31.03.15 13:25 Wielki Stomil
jak widzimy minelo prawie 30 lat a tu nic sie niezmienia ca przerwa w rozgrywkach to balagan syf i burdel niema ludzi zeby to ogarnac oby tym razem wszystko sie poukladalo bo inaczej to okregowka za rezerwy
30.03.15 21:54 A.
Brawo Kolego Kot za kawał dobrej i zapewne czasochłonnej roboty. Czekam na ewentualne kolejne artykuły. Tak 3'mać :)
30.03.15 17:45 Piekarz/OKS
Szacunek dla autora i zestawienia statystyczne :)
30.03.15 15:36 RafalOKS
Dzisiaj pewnie napisalibyśmy, że wódz „obsrał zbroję” dobre :) hehehehhehe