31 marca 2024 r. mija 20. rocznica śmierci legendy Stomilu Olsztyn - Józefa Łobockiego.
Kim był Józef Łobocki?
Piłkarzem, trenerem, trenerem młodzieży, kierownikiem, asystentem trenera, wiceprezesem... Przede wszystkim był stomilowcem z krwi i kości. Takim prawdziwym, dla którego klub był prawdziwą miłością. Któremu poświęcał nie tylko swój czas, ale i zdrowie. Był ze Stomilem do ostatnich swych dni...
Młodość
W 1959 r. wraz z rodzicami przeprowadził się do Olsztyna. Miał zostać księdzem, ale - jak sam o sobie później mówił - z księdza została mu jedynie postura proboszcza. Jako nastolatek Józef Łobocki uprawiał kilka dyscyplin sportu: koszykówkę, biegi i kolarstwo, natomiast jego największą pasją była piłka nożna. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Reprezentował barwy OKS-u Olsztyn, Polonii Bydgoszcz podczas dwuletniej służby wojskowej; karierę piłkarską zakończył w barwach OZOS-u, występując jako obrońca lub boczny pomocnik. Z przygody z piłką mógł wycisnąć więcej niż III ligę, ponieważ w 1971 r. sprowadzeniem go do Gdańska zainteresowana była Lechia, jednak zmiany właścicielskie w klubie, przejście pod finansowanie przez fabrykę, a także namowy trenera Aleksandra Kupcewicza przekonały Łobockiego do pozostania w Olsztynie. Jak sam mówił, w osiągnięciu czegoś więcej w piłce nie pomogło mu trenowanie innych dyscyplin, w których odnosił sukcesy: walczył o awans do I ligi koszykówki, wygrywał biegi przełajowe, a kolarz reprezentacji olimpijskiej wróżył mu wielką przyszłość na dwóch kółkach.
Największy sukces - awans do Ekstraklasy
Po karierze zawodniczej Józef Łobocki zajął się pracą trenerską, w której osiągał liczne sukcesy, wprowadzając wielu młodych zawodników do seniorskiej piłki. Prowadził drużyny młodzieżowe Stomilu, z którymi zdobywał medale na ogólnopolskich turniejach. Jednak za swój największy sukces uważał ten z 1994 r. z pierwszą drużyną Stomilu.
- Zrobiliśmy z Bogusiem Kaczmarkiem to, na co od wielu lat czekał ten region - mówił o awansie do I ligi. - To było historyczne wydarzenie dla tej ziemi. Trzeba pamiętać o tym, że był to nasz regionalny zespół, w którym jedynymi ludźmi z zewnątrz byli Boguś Oblewski i Czesiu Żukowski.
To był wielki sukces, chociaż Łobocki śmiało mógłby na równi postawić trzecie miejsce na mistrzostwach Europy juniorów do lat 16 (był asystentem Wiktora Stasiuka). Zawodnikami tamtej reprezentacji byli m.in. Jarosław Talik, Arkadiusz Onyszko, Jacek Chańko czy Krzysztof Ratajczyk.
- Był bardzo pomocny w sprawach logistycznych i organizacyjnych, ponieważ świetnie znał środowisko - wspomina swojego asystenta Bogusław Kaczmarek. - Jeśli chodzi o sprawy czysto szkoleniowe, to większy wkład miał Boguś Oblewski.
Łobocki jako samodzielny trener Stomilu
Jesienią 2000 roku prezes Piotr Wieczorek zdymisjonował z funkcji pierwszego trenera Stanisława Dawidczyńskiego po trzech porażkach z rzędu, a prowadzenie zespołu zarząd klubu powierzył Łobockiemu. Pierwszym meczem miało być wyjazdowe starcie z Ruchem Radzionków, tyle że na drodze ku takiemu rozwiązaniu stanął... Polski Związek Piłki Nożnej, który nie wyraził zgody na zwolnienie Dawidczyńskiego. Było to zapewne skutkiem interwencji odsuniętego szkoleniowca, ponieważ zapowiadał wizytę w PZPN-ie, by wyjaśnić zapis kontraktowy gwarantujący mu prowadzenie Stomilu w roli I trenera, a nie trenera koordynatora, bo na takie mało znaczące stanowisko został przesunięty. Dodatkowo tuż przed meczem do klubu wpłynęło pismo z centrali, z którego wynikało, że na ławce rezerwowych mogą przesiadywać wyłącznie osoby uprawnione, tj. trener, asystent, lekarz, masażysta, kierownik i menedżer. Dyrektor klubu Zbigniew Miklas wpadł na iście genialny pomysł, by Józefa Łobockiego wpisać do protokołu meczowego jako kierownika. Żeby było ciekawiej, na ławce rezerwowych i na konferencji prasowej pojawił się Dawidczyński, jednak wszystkie decyzje podejmował Łobocki.
Do końca roku nie było tragicznie; Stomil raz wygrał, trzykrotnie zremisował i raz przegrał. Zarząd nie zdecydował się na zmianę trenera i Łobocki przygotowywał olsztynian do rundy rewanżowej, zapowiadając walkę w każdym meczu o punkty, by utrzymać się w I lidze. Najważniejszym elementem zimowych przygotowań była praca nad motoryką, za którą odpowiedzialny był asystent trenera Dariusz Janowski. Sugerowano, że Stomil nie pasuje do najwyższej ligi i być może inne zespoły będą grały na jego spadek.
- Nie bawię się cudzymi klockami - odgrażał się Łobocki. - W każdym meczu czeka nas twarda walka o punkty. Trzeba postępować według przysłowia: umiesz liczyć, licz na siebie.
W roli trenera piłkarskiego trzeba także liczyć na piłkarzy. Drużyna pod jego wodzą na wiosnę nie radziła sobie zbyt okazale, przegrała wszystkie cztery mecze: z Odrą Wodzisław Śląski w lidze i trzy razy z Polonią Warszawa (raz w lidze i dwukrotnie w ćwierćfinale Pucharu Polski). To oznaczało, że należy ratować ligę wszelkimi sposobami.
O pisemny raport o stanie drużyny wraz z wnioskami został poproszony przez zarząd trener Łobocki. To oznaczało, że jego posada jest zagrożona, a dodatkowo drużynie od pewnego czasu przyglądał się Mieczysław Broniszewski, specjalista od sytuacji beznadziejnych.
- Być może tak się stanie, bo takie jest przecież życie trenera - mówił o swoim zwolnieniu Józef Łobocki. - Wszystko musi być podporządkowane temu, żeby w Olsztynie była pierwszoligowa drużyna piłkarska. Dlatego nie zdziwię się, jeśli zarząd podejmie taką decyzję.
Ostatecznie Józef Łobocki został odwołany ze stanowiska, a jego miesce zajął... Dariusz Janowski, asystent Łobockiego, a nie - jak sugerowały media - Broniszewski. Ten ostatni został konsultantem zarządu, Jarosław Bako drugim trenerem i trenerem bramkarzy, a Daniel Dyluś kierownikiem zespołu. Józef Łobocki został oddelegowany do koordynowania sekcją i wyszukiwania talentów w regionie.
- Jeśli będzie potrzeba, zatrudnimy dziesięciu trenerów - mówił o zmianach prezes Wieczorek. I tej liczby było blisko, bo po Janowskim sezon kończył Zbigniew Kieżun. Liczby Józefa Łobockiego nie wypadały okazale: 1 zwycięstwo i 3 remisy w 7 ligowych występach.
Życie prywatne
Jaki był na co dzień Józef Łobocki? Wszyscy jego znajomi powtarzają te same zalety: pogodny, sympatyczny, wesoły i towarzyski.
- Znałem się z Józkiem od 1968 r., gdy ja zaczynałem trenować piłkę nożną, a Józek grał wtedy w seniorach OKS-u Olsztyn - wspomina Lech Pawlus, były piłkarz Stomilu Olsztyn. - Przez pewien okres był później moim trenerem, gdy Stomil grał w III lidze, i mimo że miałem trudny charakter i swoje zdanie, to z Łobockim nigdy się nie pokłóciłem. Łobocki nie widział niczego innego poza piłką. To był ogólnie przesympatyczny facet. Trenerem może nie był wybitnym, ale nie był też złym trenerem, bo ja uważam, że trener jest uzależniony od zawodników i świetny trener może osiągnąć sukces z piłkarzami, a za trzy lata oni się wypalą i już niczego nie osiągnie z tymi samymi przecież zawodnikami. Był wybitną osobowością, był przesympatyczny, miał rubaszne poczucie humoru. Takich ludzi jak Józek się pamięta. Tych grzecznych, cichych się zapomina, ale łobuziaków nie, oni zapadają w pamięci.
- Trener był świetnym organizatorem, co chwila robił nam ogniska albo kuligi - powiedział o swoim trenerze Jacek Chańko, były piłkarz Stomilu. - Wspominam go jako symbol Stomilu i świetnego szkoleniowca. Zawsze był za piłkarzami i nawet, jak ktoś zaliczył jakąś wpadkę, to trener dosadnie tłumaczył, co myśli, ale zawsze z uśmiechem na ustach.
Józef Łobocki słynął z tego, że uwielbiał rywalizację.
- Nasze drogi z trenerem Łobockim często się przecinały - powiedział Piotr Zajączkowski, były piłkarz, a obecnie trener Stomilu Olsztyn. - Gdy grałem jeszcze w Jezioraku Iława i miałem 19 lat, trener Łobocki przyjeżdżał mnie obserwować. Później grałem w Jagiellonii i też utrzymywaliśmy kontakt, nie będę ukrywał, ale to w głównej mierze dzięki "Ziutkowi" trafiłem do Stomilu Olsztyn. Później jeszcze nasze losy spotkały się w Jezioraku. Pamiętam, że "Ziutek" lubił zjeść. Czasem, gdy mieliśmy jakieś ogniska integracyjne, to siadał z dziesięcioma czy piętnastoma kiełbasami przewieszonymi na szyi i tak pętko po pętku potrafił w ciągu wieczora zjeść wszystkie.
- Niewiele osób wie, ale w wojsku "Ziutek" był... komandosem - mówił portalowi dwadozera.pl przyjaciel trenera Zbigniew Adamowicz. - To "kozactwo" z okresu służby zostało mu na całe życie. Zawsze lubił rywalizować i imponował odwagą.
Dlaczego w ogóle znajomi i przyjaciele mówili o Łobockim "Ziutek"? Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać. To po prostu zdrobnienie od imienia Józef. Ot, bez szczególnej historii.
- Nie pamiętam w którym roku, ale pojechaliśmy na letni obóz przygotowawczy, prawdopodobnie do Wągrowca - zaczyna opowieść Adam Zejer, były piłkarz Stomilu, a obecnie członek sztabu szkoleniowego. - Niedaleko było jezioro i pływaliśmy dwójkami w kajakach i nie wiem dlaczego, trener Łobocki wziął mnie do pary, bo ja wtedy ważyłem z 65 kilogramów, a trener ze 165. Ja wiosłowałem w powietrzu, a trener musiał się namachać - dodaje, śmiejąc się. - Waldemar Ząbecki i śp. Andrzej Biedrzycki podpuścili trenera, żeby zorganizować wyścigi. "Ziutka" nie trzeba było długo namawiać. Wystartował, uderzając z całą siłą w taflę wody i łamiąc wiosło. Próbował potem takim pagajem "zasuwać", ale to niewiele dało.
- Ktoś wyścig wystartował, a trener po złamaniu wiosła krzyczał "stój, stój, falstart!" - doprecyzowuje historię Zajączkowski, kolega Zejera z drużyny.
Na parkiecie radził sobie znacznie lepiej niż za sterami kajaka, jednak życia z kobietą sobie nie ułożył. Trudno było o wyrozumiałą partnerkę, jeśli największą miłością Łobockiego była piłka nożna.
- Jego życie toczyło się wokół piłki - mówi Zajączkowski. - Piłka była najważniejsza, a kobiety, żony na dalszym planie. Piłka nożna, spotkania z działaczami, rozmowy z kibicami, wyjazdy integracyjne... To była dusza towarzystwa, która wszędzie chciała być i którą wszyscy lubili.
- Z żoną wytrzymałem tylko cztery lata, albo raczej ona ze mną tyle wytrzymała - mówił o swoim życiu towarzyskim. - Potem było kilka nieformalnych związków. Jedna z pań powiedziała mi kiedyś: "Józiu, u ciebie na pierwszym miejscu jest piłka, potem pies, a na końcu żona".
Śmiertelne zapalenie płuc
W 2004 r. wraz z zespołem Warmii i Mazur Olsztyn, trenowanym od miesiąca przez Andrzeja Biedrzyckiego, Józef Łobocki pojechał przeziębiony na obóz przygotowawczy. Nie brał wtedy udziału w treningach na powietrzu. Po powrocie do Olsztyna zdiagnozowano u niego zapalenie płuc. Józef Łobocki zmarł 31 marca 2004 r. Spoczywa na cmentarzu komunalnym w alei zasłużonych przy ul. Poprzecznej w Olsztynie.
Tekst napisaliśmy w marcu 2019 roku
03.04.24 16:35 zjs
Zawsze 31 marca i w Dzień Wszystkich Świętych jestem przy Jego grobie ze zniczem. Barwna i niezapomiana postać, zakochany na śmierć w swoim klubie. Mnóstwo wspomień. Taki jeden obrazek. Ostatni rok Stomilu w ówczesnej 1 lidze to była mordęga. Józek był niepoprawnym optymistą- " utrzymamy się !". Zdenerwowal się kiedy zauważył moje wątpliwości- "zakładamy się o półlitra?" Zakład stanął. Kiedy spadek stał się faktem siedzieliśmy w minorowych nastrojach u Czyżewskiego. Zjawił się Józek, siadł przy stoliku i wyciągnął flaszkę. "Co Józef stypa? Ano stypa- odpowiedział". Wypiliśmy. Tak było.
02.04.24 14:57 Owsian
Ziutek miał naprawdę te biało niebieskie serce ❤️.
31.03.24 21:26 zorro
piękny tekst, ku pamięci, to był dobry człowiek oddany Stomilowiec