Chwilę po ostatnim gwizdku sędziego rozmawialiśmy z Tomaszem Aziewiczem, opiekunem drużyny rezerw Stomilu Olsztyn.
Nad ranem wróciliście z Katowic. Ile spałeś przed tym meczem?
- Cztery godziny...
Jak na gorąco ocenisz spotkanie, które przed chwilą się zakończyło?
- Widać było, że większość składu niedawno wróciła z Katowic. Wyglądali ciężko fizycznie. Położyli się spać po czwartej, piątej rano, a tu za chwilę trzeba być gotowym na mecz. W głowach na pewno siedziały myśli po wczorajszym meczu. Dla tych chłopaków było to duże wyzwanie zagrać dzisiaj na sto procent i tych stu procent nie było widać. Cieszy fakt, że mimo tego, że byliśmy w słabszej dyspozycji fizycznej wykonaliśmy zadanie i wygraliśmy mecz. Czasem tak trzeba. Bez pięknej gry zainkasować komplet punktów.
Trochę szczęścia też było. Pod koniec drugiej połowy piłka zatrzymała się na poprzeczce i mecz mógłby się skończyć remisem 2:2.
- Oczywiście, ale szczęście w piłce też jest potrzebne.
Tego szczęścia wczoraj zespołowi zabrakło w Katowicach?
- Nie wiem czego zabrakło... Może i trochę szczęścia. Jest to dla nas jakaś nauczka.