Podopieczni Andrzeja Nakielskiego wywieźli z trudnego terenu w Ząbkach jedno oczko. Z jednej strony remis może cieszyć, z drugiej strony jednak to kolejna strata punktów, która może zaważyć na naszym awansie do nowej 2. ligi.
Podopieczni Andrzeja Nakielskiego do podwarszawskiej miejscowości po ostatniej porażce z Ruchem Wysokie Mazowieckie jechali w nie najlepszych humorach, ale bardzo zdeterminowani. Przed spotkaniem pod znakiem zapytania stały występy Dariusza Frankowskiego i Łukasza Suchockiego, którzy narzekali na urazy. Ostatecznie na boisko wybiegł jedynie Suchocki. Największą niespodzianką był brak w podstawowym składzie Grzegorza Lecha, lidera drużyny. Jego absencja w tym pojedynku spowodowana była słabszą dyspozycją w rewanżowej rundzie. Na środku pola zastąpił go Maciej Szostek, a jego partnerem był Daniel Michałowski. Zresztą to niejedyne zmiany, bo sztab szkoleniowy na prawej obronie i pomocy skorzystał odpowiednio z usług z Jarosława Rzeźnikiewicza i Pawła Podhorodeckiego (po raz pierwszy w III lidze grał od pierwszych minut). Z drugiej strony placu gry natomiast zaprezentowali się Sebastian Spychała i Jacek Gabrusewicz.
Jak to zwykle bywa w meczach o takiej randze początek nie zapowiadał emocji, których później nie brakowało. Piłkarzom w konstruowaniu akcji przeszkadzali nie tylko rywale, ale także fatalny stan murawy. Goście z prowadzenia cieszyli się już w 15 minucie - w zamieszaniu podbramkowym Podhorodecki strzałem głową pokonał Dariusza Matusiaka, golkipera z Ząbek. Kibice zasiadający na kameralnym stadionie Dolcanu byli przekonani, że samobójczego gola zdobył Rafał Grzelak. Euforia ekipy ze stolicy Warmii i Mazur nie trwała długo, bo futbolówkę w środku pola otrzymał Marcin Korkuć (wychowanek Tęczy Biskupiec) i pięknym strzałem z ponad 20 metrów nie dał szans Bartkowi Grygorowiczowi - piłka odbiła się jeszcze od wewnętrznej strony słupka. Od tej pory obydwie drużyny ruszyły do ataku. Ich występy przypominały walkę bokserów nawzajem zadających sobie mocne ciosy. Nokautu miłośnicy tej dyscypliny sportu jednak nie zobaczyli. Bliscy strzelenia kolejnych goli dla OKS byli Łukasik (po strzale z głowy) i Gabrusewicz, który minął kilku rywali, ale na oddanie mocniejszego strzału nie starczyło mu sił. Gospodarze także nie byli dłużni, z linii bramkowej piłkę wybił Rzeźnikiewicz, a w kilku sytuacjach pewnie interweniował Grygorowicz. Wyjazd do Ząbek źle skończył się dla Daniela Michałowskiego, bo z powodu kontuzji musiał opuścić murawę już w 33 minucie. W drugiej części meczu gra się nieco uspokoiła i inicjatywę na krótki czas przejął zespół z Mazowsza. Lecz to olsztynianie mogli wywieźć z trudnego terenu komplet oczek. W doliczonym czasie z dystansu strzelali (po rzutach rożnych) Rzeźnikiewicz i wprowadzony do gry Łukasz Harmaciński, ale za każdym razem na wysokości zadania stawał Matusiak. Wynik nie zmienił się, zaś goście kończyli spotkanie w "osłabieniu"... za dyskusję z sędziami na trybuny został odesłany Łukasz Kościuczuk, II szkoleniowiec OKS.
Źródło: Gazeta Wyborcza