Czwartek! Ten dzień tygodnia może oznaczać tylko jedno – wywiad z cyklu "Alfabet Stomilu". Tym razem przepytany przez naszą redakcję został dziennikarz Radia Olsztyn, a prywatnie wieloletni kibic Stomilu, Maciej Świniarski. Zapraszamy do lektury!
Awans. Przy okazji swojej kariery dziennikarskiej przeżyłeś parę z nich, który najbardziej Cię ucieszył i zapadł w pamięć?
- Chodzi o zawodowe, czy piłkarskie? Na poważnie, to zdecydowanie utkwił mi w pamięci awans Stomilu do Ekstraklasy w 1994 roku. Sprawa praktycznie była przesądzona po zwycięstwie z Radomiakiem 1:0 i ten mecz z tamtego czasu zapamiętałem najbardziej. Pewnie, że potrzeba było jeszcze kilku punktów, ale nikt już nie wierzył w czarny scenariusz. W podstawówce razem z kolegami z klasy przeżywaliśmy każdy mecz, a na boisku szkolnym jeden był Czereszewskim, drugi Sokołowskim, a jeszcze inny – Talikiem. To było szaleństwo.
Brzozowski Adrian. Od kilku dobrych lat relacjonujecie mecze, można powiedzieć, że również przez Stomil staliście się przyjaciółmi?
- Ostatnio moja żona po którejś z kolei wymianie SMS-ów zasugerowała, że chyba mam drugą małżonkę, która nazywa się Brzoza (śmiech – red.). Adrian to pasjonat i dobry dziennikarz sportowy, a do tego bardzo fajny i uczciwy człowiek. Często zaczynamy dyskusję sms-ową będąc na różnych wydarzeniach sportowych i potrafi trwać ona godzinami. Podobnie, kiedy śledzimy jakieś rozgrywki w domach przed telewizorami. Sport to zdecydowanie fundament naszej znajomości, ale bardzo często rozkładamy na atomy również innego rodzaju wydarzenia.
Czas. Uważasz, że uda się na czas uzupełnić wszystkie braki w procesie licencyjnym?
- Liczę na to! Jestem optymistą, bo w klubie są ludzie, którym zależy na Stomilu. I Mariusz Borkowski, i Rafał Szwed nie po to wchodzili do tej biało – niebieskiej rzeki, żeby po chwili z niej wyskakiwać, albo stawiać na niej tamy. Życzę im, żeby dopłynęli nią jak najdalej.
Dziennikarstwo. W pracy jesteś zawsze obiektywny, czy jednak czasem przemawia przez Ciebie to, że jesteś fanem Stomilu?
- Na antenie pewne rzeczy trzeba rozgraniczyć. Tak, jak dziennikarze zajmujący się polityką nie powinni ujawniać w swojej pracy sympatii i antypatii, to samo dotyczy dziennikarzy sportowych. Moim zdaniem jednak komentując mecze Stomilu, czy opisując wyniki naszych zawodników, byłoby sztucznością udawanie, że jest się bezstronnym. Jestem dziennikarzem regionalnym i uważam, że to nic strasznego. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, kiedy jest się dziennikarzem stacji ogólnopolskiej.
Ekstraklasa. Jak wspominasz czasy Ekstraklasy w Olsztynie? Byłeś stałym bywalcem na stadionie?
- No pewnie! Dzięki mojemu tacie zacząłem pojawiać się na stadionie w wieku dziewięciu albo dziesięciu lat, ale szybko role się odwróciły, bo to ja ciągnąłem tatę na każdy mecz, zanim sam zacząłem kibicować. W pierwszych bodaj trzech, czy czterech sezonach przegapiłem tylko jeden mecz przy Piłsudskiego. W 1995 roku z Lechią/Olimpią Gdańsk. Powód był nietypowy – na dwie godziny przed meczem miałem korepetycje z angielskiego. Sęk w tym, że pani anglistka wyszła do kuchni zrobić herbatę, zamknęła drzwi od salonu, a te... zatrzasnęły się na dobre. Zostało mi słuchanie Michała d'Obyrna w Radiu Olsztyn dopóki nie przyjechał ślusarz (śmiech-red.).
Feta. Czynnie uczestniczyłeś w fecie po awansie do pierwszej ligi zapowiadając zawodników wychodzących na scenę, wielkie przeżycie dla Ciebie, prywatnie kibica Stomilu?
- Jasne, że tak. Bo – tak jak wtedy powiedziałem – po wielu latach jest szansa, że dobre czasy olsztyńskiej piłki wracają. A świętujemy nie awans na zaplecze ekstraklasy, tylko początek drogi do samej ekstraklasy. Oby tak było.
Gol. Która bramka dla Stomilu zapadła Ci szczególnie w pamięci?
- Nie może być innej odpowiedzi – to 13 sierpnia 1994 roku, święto w Olsztynie, 3. kolejka ekstraklasy i przyjazd wielkiej Legii: z Leszkiem Piszem, Adamem Fedorukiem, Jerzym Pdobrożnym i Wojciechem Kowalczykiem. Wyrównujący na 3:3 gol Dariusza Jackiewicza w 87 minucie, strzelony prostym podbiciem z 40 metrów w samo okienko... Do dziś mam ciarki, jak sobie przypomnę to szaleństwo na stadionie!
Halex. Jak z perspektywy czasu ocenisz wejście do klubu tej firmy?
- Na plus poprzez ściągnięcie m.in. Cezarego Kucharskiego, czy jednak był to początek końca Stomilu? Mogę oceniać z punktu widzenia kibica. Myślę, że gdyby nie problemy sponsora, Stomil grałby w europejskich pucharach i mielibyśmy bardzo solidny zespół na lata. Niestety, nie udało się, ale plany były obiecujące.
Idol. Masz albo miałeś w przeszłości jakiegoś ulubionego piłkarza Stomilu?
- Od samego początku, aż do zakończenia kariery – Tomasz Sokołowski. Cały pokój był w plakatach „Sokoła”, a na boisku osiedlowym zawsze byłem „Sokołowskim” (śmiech –red.). Miał gość charakter i niesamowitą charyzmę na boisku!
Jabłoński Mirosław. Uważasz, że zakontraktowanie tego trenera to był najlepszy transfer Stomilu przed tym sezonem?
- Trener Jabłoński to znakomity fachowiec, który udowodnił, to nie tylko jesienią, ale przede wszystkim wiosną. Bez obozu przygotowawczego, bez odpowiednich warunków, sprawił że drużyna nadal zdobywa punkty i zapewniła sobie bez większych problemów ligowy byt. Oprócz pana trenera świetnym transferem było również ściągnięcie Wołodymyra Kowala. To napastnik o potencjale ekstraklasowym.
Kibic. Od kiedy jesteś kibicem Stomilu Olsztyn?
- Świadomym - od 1993 roku. Wcześniej bywałem na stadionie, ale byłem zdecydowanie za młody, żeby wszystko do mnie docierało.
Lato. Jaki to będzie okres dla Stomilu według Ciebie? Jakie zmiany zajdą w kadrze zespołu?
- Tego nie wie nikt i ciężko nawet cokolwiek prorokować. Najpierw niech klub dostanie licencję, poznajmy budżet i będzie można się zastanawiać. Na pewno zabraknie większości Ukraińców. Obawiam się, że trudno będzie zatrzymać Kowala i Maczułenkę. Ale może Berezowski zostanie? To dobry obrońca, choć w tym sezonie pokazał też, że potrafi w juniorski sposób zawalić mecz. Na szczęście – to tylko pojedyncze przypadki.
Mecze. Koledzy z telewizji skarżą się, że po bramkach dla Stomilu wyskakujesz w górę i często zasłaniasz kamerę. Rzeczywiście tak emocjonalnie reagujesz na meczach Stomilu?
- To jakieś dawne historie – teraz nauczyli się przesadzać mnie tam, gdzie nie będę na "linii strzału" kamery (śmiech - red.). Emocjonalne reakcje są naturalne – czy jestem na antenie, czy tylko obserwuję mecz. Podczas meczu w Katowicach z GKS-em, kiedy Łukasz Suchocki strzelił na 1:0, tak opisywałem tego gola na antenie, że niektórzy miejscowi dziennikarze zaczęli na mnie krzywo patrzeć. Potem niestety, to oni cieszyli się z bramek dla "Gieksy".
Nowość. Uważasz, że zawiązanie spółki akcyjnej to będzie taki przełom, zapowiedź nowych, lepszych czasów dla Stomilu?
- To naturalna kolej rzeczy. Dziwne, że tak długo nie udało się tego zrobić. Spółka powinna powstać trzy – cztery lata temu i dziś byłoby pewnie inaczej. Skoro się tak jednak nie stało, to trzeba się cieszyć, że jest teraz i liczyć na to, że środowisko będzie potrafiło to właściwie wykorzystać.
Olsztyn. Wśród dziennikarzy krążyły sprzeczne opinie w sprawie ratowania klubu przez miasto, jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
- Na ten temat można napisać chyba książkę. Albo przynajmniej nowelę. Odpowiem krótko: potrzebny był kompromis i udało się go znaleźć. Gdyby któraś ze stron nie chciała kompromisu, albo nie potrafiła go znaleźć, na pewno nie zostałby osiągnięty. Tyle mojego zdania.
Przeszłość. W młodości Maciej Świniarski trenował piłkę nożną, bądź jakiś inny sport?
- Piłkę nożną "trenowałem" całymi dniami na podwórku w czasach podstawówki. Na Pieczewie mamy z kolegami na koncie trzy zrobione od podstaw boiska. Wtedy kopało się od przyjścia ze szkoły aż do zmierzchu. Korkotrampki, zszycie łaty w piłce i na boisko! Teraz już wszystkie nasze boiska zarosły, dzieciaki albo przeniosły się na Orliki, albo przed komputery. Szkoda... Co do treningów, to poważniejsze zajęcia sportowe dotyczyły siatkówki na etapie liceum.
Radio. Dlaczego ze wszystkich dostępnych w Olsztynie mediów, wybrałeś akurat pracę w radiu?
- Jakiś czas temu rodzice odkopali kasety magnetofonowe, na których w wieku dziesięciu lat, grając na pamiętnym Commodore w symulację piłkarską, nagrałem swój komentarz. To były czasy srebrnej jedenastki Janusza Wójcika i najczęściej wymienianym nazwiskiem był oczywiście Juskowiak. Chyba zawsze chciałem pracować w radiu (śmiech – red.).
Szalik. Często na meczach można Cię spotkać z charakterystycznym, archiwalnym wręcz szalem Stomilu. Przybliż nam jego historię.
- Kosztował 800 tysięcy złotych i został kupiony za moje kieszonkowe na jesieni 1994 roku. Kilka miesięcy przed denominacją. To fajne uczucie zobaczyć na stadionie kibiców, którzy też mają swoje stare, ekstraklasowe szale. A takich pojawia się coraz więcej. Z drugiej strony – szkoda, że w barwach klubowych chodzi się u nas praktycznie tylko na mecze. W Olsztynie nie ma mody na biało-niebieskie koszulki, czapeczki, czy szaliki zimą. A przecież one pasują prawie do każdego ubioru.
Twitter. Posiadasz konto na tym portalu społecznościowym, Twitter jest nieodzowny w pracy dziennikarza?
- Może nie nieodzowny, ale na pewno bardzo się przydaje. To znakomite narzędzie do researchu i świetny pomost kontaktu z odbiorcami: słuchaczami, czytelnikami. Daleko mi jednak do wspomnianego Adriana Brzozowskiego, który chyba jest zameldowany w dwóch miejscach: w swoim mieszkaniu i właśnie na Twitterze (śmiech – red.).
Upadek. Zapewne pamiętasz upadek klubu, jak wspominasz to wydarzenie? Rzeczywiście była realna groźba, że historia zatoczy koło w tym roku?
- Nie wierzyłem w to i każdemu mówiłem, że nie można w to wierzyć. Ci, którzy mieli realny wpływ na losy klubu nie powinni do tego dopuścić i ufałem, że tak się nie stanie. Zbyt dużo pracy zostało włożonej przez wiele osób, aby futbol w Olsztynie odbudować. Nie chciałem nawet wyobrażać sobie ich min, gdyby Stomil znów miał zaczynać wszystko od początku. Poza tym, to część historii Olsztyna!
Warmia. Za czasów gdy Stomil trenowany był przez Bogusława Kaczmarka, mówiło się, że drużyna ma "warmiński charakter". Widzisz w obecnym zespole analogiczne cechy?
- Coś takiego zrodziło się w tej drużynie, kiedy znów wywalczyła awans na zaplecze ekstraklasy i trenował ją Kaczmarek, ale Zbigniew. Teraz – niby jest sporo zawodników z zewnątrz, ale byłoby wielce niesprawiedliwe, gdybym odmówił chłopakom przywiązania do klubu. Gdyby było inaczej, pewnie większość z nich po ostatnich zawirowaniach byłaby gdzie indziej. A oni – solidarnie zostali. Muszą mieć zatem Stomil w sercach i to się chwali!
Zawodnicy. Jak układa się Twoja współpraca z piłkarzami Stomilu? Miałeś kiedyś jakiekolwiek kłopoty z zawodnikami, być może jakieś zabawne sytuacje?
- Kłopotów nie było nigdy, bo zawsze mamy szczęście w Olsztynie do profesjonalistów pod względem kontaktu z mediami. Zabawne sytuacje są niemal zawsze, ponieważ po każdym meczu staram się zadać takie pytanie, którego rozmówca się nie spodziewa, a jednocześnie jest na tyle zabawnie sformułowane, aby odpowiedział na nie z uśmiechem na ustach. Wtedy rodzą się najlepsze wypowiedzi i jest najwięcej śmiechu.
29.05.15 16:53 Maniuś
Teraz może ze Szmitem zrobić taki wywiad :D spytać się jak tam walczył i robił te konferencje na temat Stomilu i ma go mocno w Sercu to niech pomoże ściągnąć sponsorów do klubu.