Przed potyczką z „Nafciarzami” dawało się zauważyć jej specyfikę. Przy Piłsudskiego było multum osób z klubowymi gadżetami, a z autobusów co rusz wysypywała się kolejna biało-niebieska grupka. Czuć było rzeczywiście klimat wydarzenia; podwyższony wskaźnik liczby kibiców pokazał, że Olsztynianie częściej wybierali Stomil, niż atrakcje pobliskiego wesołego miasteczka. Ale jak to mówią, ad rem…
OKS zagrał ponownie jednym napastnikiem. Filipek był nijako wspomagany przez Alana, który pełnił rolę „łącznika” z drugą linią, na skrzydłach ponownie Kowalski i Renusz – oto nasz arsenał na spotkanie z pretendentem do awansu. Trener Kaczmarek od początku spotkania stał często przy linii bocznej, aktywnie kierował ustawieniem zespołu, ale ten w początkowych fragmentach przypominał jedenastkę, która ostatnio podejmowała Znicza Pruszków. Kibice przeżyli deja vu…znowu mało ekscytujący początek i Pan dmuchający w trąbkę. Może to ona spowodowała, że z biegiem czasu, Stomil troszkę się przebudził? Nieco lepiej zagrał Michał Renusz, choć do formy z jesieni mu jeszcze brakuje. Jak zwykle aktywnie poczynał sobie Kowalski, chociaż często obrońcy Wisły potrafili odeprzeć jego rajdy. Zabrakło trochę kapitału w napadzie; Filip sprawiał wrażenie, jakby uciekła mu troszkę forma, albo jakby potrzebował wsparcia innego gracza. Takim starał się być Alancewicz, którego widać było w wielu miejscach na boisku. Po sytuacji Filipka (główka po centrze Kowalskiego) oraz właśnie Kowala, sprawy w swoje ręce wziął ponownie najskuteczniejszy tej wiosny gracz. Po centrze z lewej strony, pokonał „na raty” Kamińskiego. Znowu mieliśmy okazję zobaczyć, jak fajnie Alan potrafi się cieszyć z bramek. Tym razem uciszył trybuny i starał się zwrócić uwagę na swoją „dwudziestkę” na plecach. Pamiętam, że wcześniej grał z „piątką”, którą odziedziczył po Grzegorzu Lechu; teraz, z nowym numerem i…nowymi pomarańczowo-białymi korkami, zaliczył szóste trafienie w tej rundzie. Nie każdy mógł spodziewać się takich rozstrzygnięć! Na trybunach z sektora nr 1 słychać było gromkie śpiewy obydwu zakumplowanych ekip. Przełożyło się to i na grę zawodników. Byli wobec siebie życzliwi, często przepraszali za ostrzejsze zagrania – super.
W przerwie, jak to w przerwie, kiełbaski, telefony i …rzuty karne! Ponownie naprzeciwko Erwina Saka stanął reprezentant najmłodszego pokolenia kibiców, ale uzyskał mniejszy aplauz, aniżeli jego dzielny kolega sprzed dwóch tygodni. Dzieci były górą także podczas losowania „Stomilowskiej” koszulki. Swoją drogą, niezłego psikusa swoim rzutem zrobił Paweł Łukasik :)
W drugiej połowie, lepiej zagrali goście, którzy przez długi czas starali się pokazać, że wyrównanie „wisi w powietrzu”. OKS miał okazję po centrze Renusza i główce Filipka, a także po zagraniu młodego Szarańca. Pierwsza zmiana była dla mnie początkiem odpowiedzi na pytanie „w jakiej formie jest Suchy”. W końcu otrzymał od trenera Kaczmarka szansę gry w napadzie, mając później za partnera Pawła Łukasika. Z bólem muszę stwierdzić, że owa już klasyczna dwójka (którą bardzo lubię) nie zachwyciła. Suchocki ładnie przepuścił piłkę, która powędrowała do Kowalskiego wychodzącego na pozycję „sam na sam” i wcześniej troszkę powalczył na zaraz po wejściu na murawę, tyle. Gol Twardowskiego przypomniał mi trochę trafienie Alana; także „na raty” – bardzo blisko zablokowania strzału był A.Koprucki. Warto dodać, że to jego (Twardego) trzecie trafienie w ostatnich pięciu meczach – wszędzie grał w roli rezerwowego. Szkoda, bo szykował się dobry wynik, po słabszej grze.
Spotkanie ponownie nie było popisowe, ale punkt z „Nafciarzami” powinien cieszyć. Widać rękę trenera Kaczmarka – piłkarze odważają się wybrać czasem rozwiązanie trudniejsze, które w rezultacie może doprowadzić ich do korzystniejszej sytuacji. Martwi jednak forma napastników. Alancewicz prowadzi w bramkach 6:4 z całą drużyną, jeśli chodzi o trwającą wiosnę! Gra dwoma zawodnikami z przodu nie wyglądała wcale lepiej, niż z osamotnionym Filipkiem. Przed nami mecze z dwoma kandydatami do awansu (w tym derby) oraz z Wigrami, z którymi są rachunki do wyrównania za poprzedni sezon (te 0:4, kiedy to po przeciwnej stronie byli jeszcze: trener Kaczmarek i Kuba Kowalski). Reasumując, wierzę w warsztat „Zibiego” Kaczmarka!
Tekst w oryginale nadesłał Michał Fedusio
02.05.11 15:47 kilabez
Również wierzę w warsztat zibiego, ale zaraz po przeczytaniu tego pojawia mi się odrazu odpowiedź na formę napastników... Łukasz Tumicz i jego skuteczność!!