Z balonu reklamowego zeszło powietrze, gdy od niego odszedłem po pierwszych 45 minutach meczu z Sandecją (nie moja wina, nawet go nie dotknąłem). Ze mnie zeszło powietrze po ostatnim gwizdku, a rozdmuchany balon z napisem "1 liga" odleciał w siną dal i trzeba cudu byśmy go jeszcze dogonili...
Niestety, taka jest smutna prawda, mimo iluzorycznych szans. Trudno sobie wyobrazić po tym co zobaczyliśmy, żebyśmy wygrali trzy z ostatnich czterech spotkaniach. Dziś po prostu musieliśmy wygrać, więc czas snuć plany o drugoligowej rzeczywistości...
I oby tylko na niej się skończyło. Na pewno ktoś będzie się cieszył. Oświetlenia nie będzie trzeba montować, budować stadionu, bo dla kogo? I znów zawita w Olsztynie bylejakość jak prawie w każdej dziedzinie. Taki to już nasz dziwny los, inni umieją a my jak zawsze nie. A potencjał jest, jest wszystko co potrzeba...
Jeśli będzie inaczej, zdarzy się ten cud i zostaniemy w lidze, to wszystko odszczekam, chłopakom zaniosę po meczu karton piwa do szatni i będę chodził w koszulce z napisem "Nowy stadion dla Olsztyna".
Pierwszą połowę spędziłem na płycie, pod balonem, filmowałem doping olsztyńskich fanów. Zerkałem na to co działo się na boisku i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tą część spotkania po prostu przespaliśmy. Nie było darcia trawy, huraganowych ataków, mecz wyglądał bardzo ospale. Szkoda tej nieuznanej bramki Łukasika (po meczu ludzie, którzy widzieli linię bramkową, twierdzili, że piłka przekroczyła ją całym obwodem). Ze skrótu Orange Sport nic nie wynika.
Druga połowa już troszkę inna ale bramkę tracimy po szkolnej wprost kontrze Sandecji. I znów to co zwykle, niepojęta niemoc strzelecka. Stwarzamy sytuację, oddajemy strzały, a bramki nie padają. Warcholak zrobił co musiał, inni nie potrafili. Szkoda, że "Mafia" nie trafił z ekwilibrystycznego półwoleja. Szkoda, że Kato strzelał bezpośrednio po podaniu Lecha zamiast przyjąć i zapytać po japońsku, w który róg.
Na krytej dużo emocji, tych pozytywnych związanych z dopingiem, nadzieją czy radością, ale i negatywnych, przede wszystkim w związku z wynikiem oraz decyzjami sędziego. Chociaż po zastanowieniu, po faulu na Darmochwale, wcale "czerwa" nie musiał wyciągać. Mógł, ale nie musiał.
Z prawej strony biegł jeszcze obrońca gości mogący mieć wpływ na przebieg akcji. Tak mi się wydaje, chociaż powtórki nie było. Inną sprawą jest to, że w analogicznej sytuacji nasz zawodnik pewnie by ujrzał czerwony kartonik. Ja wysiedziałem z 10 minut, resztę przestałem jak wielu. Nerwy, nadzieja i w końcu zawód. Szedłem do domu ze zwieszoną głową. Sąsiadka z psem zapytała jak wynik. Remis. No to chyba dobrze? - zapytała. Pokiwałem smutno głową i wsiadłem do windy... Tylko, że winda pojechała w górę, Stomil niestety nie...
To nie tak, że nie mam nadziei. Mam, wielką. I tylko to nam kibicom zostało. Wiara, nadzieja, miłość. I bardzo chciałbym się pomylić w swoich ocenach. A na wnioski, konsekwencje i radykalne działania będzie jeszcze czas, my nie zapominamy. SPW!
ps. pisząc "(S)krytym okiem" słuchałem fantastycznej piosenki Illusion "Solą w oku". Nawet jeśli muza Wam nie podpasuje, to posłuchajcie tekstu. Świetny. A My Stomil to ta sól. Piter dzięki za tą płytę. I za wiele innych rzeczy też...
18.05.14 14:11 Joe Black
Zaczynając cykl "(S)krytym okiem" miało być o tym co się dzieje w trakcie meczu na trybunie krytej, a tutaj czytamy o balonach, sąsiadkach windach i wielu innych wydarzeniach, które nie mają nic wspólnego z trybuną krytą. O tym są dwa zdania. Kopiujecie wszędzie te same teksty. Jutro pewnie w analitycznym podsumowaniu będzie to samo i zapewne w "Bez napinki" też :(
18.05.14 10:43 Kot
Winda pojechała w górę, a Stomil w dół. Na razie nie ma co się martwić - ważne, że mamy lepszy bilans bezpośrednich meczów z Flotą.