W Aleksandrowie Łódzkim spotkali się dwaj beniaminkowie trzeciej ligi. W składzie OKS zabrakło Jacka Gabrusewicza, który narzeka na drobny uraz. Dlatego Andrzej Nakielski, szkoleniowiec olsztynian, pozostawił kapitana na ławce rezerwowych.
Pierwszą bramkę zdobyli gospodarze - po rzucie rożnym Arkadiusza Świętosławskiego (byłego zawodnika m.in. Widzewa Łódź) nie upilnował Dariusz Frankowski. Piłkarze z Warmii i Mazur raz po raz marnowali doskonałe okazje do strzelenia gola, choć trzeba zaznaczyć, że piłka trafiała do bramki rywali. Najpierw Tomasz Zakierski strzelił z głowy, jednak sędzia odgwizdał faul na jednym z zawodników Sokoła. Następnie Łukasz Suchocki pokonał golkipera rywali uderzeniem z 20 m, ale arbiter wcześniej dopatrzył się spalonego.
- Łukasz Suchocki być może był na minimalnym spalonym, ale Tomek Zakierski na pewno strzelił bramkę zgodnie z przepisami - mówi Andrzej Nakielski. - Byliśmy zespołem lepszym, jednak znów zawiodła skuteczność. Cieszę się z tego punktu, ale zawsze pozostaje niedosyt. Musimy się wreszcie przełamać i wierzę, że tak się stanie już w kolejnym meczu.
Na wyrównanie olsztynianom przyszło poczekać do 30 minuty - Daniel Michałowski zagrał do Sebastiana Spychały, który z ostrego kąta zdobył swojego pierwszego gola na tym szczeblu. Piłkę lecącą od bramki próbował jeszcze uratować zawodnik Sokoła.
Podopieczni Andrzeja Nakielskiego nie wykorzystali jeszcze kilku dogodnych sytuacji, co więcej - mecz kończyli w dziesiątkę, ponieważ dwie żółte i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Tomasz Zakierski (od 61. minuty Sokół grał z przewagą jednego zawodnika).
Piłkarze do Olsztyna wrócili w późnych godzinach nocnych, ponieważ na trasie mieli nieoczekiwany postój. Pomiędzy Płońskiem a Mławą wandale rzucili kamieniem w przednią szybę autokaru. Na komisariacie policji sztab szkoleniowy i zawodnicy dowiedzieli się, że do takiego zdarzenia w tym miejscu doszło nie pierwszy raz.
Źródło: Gazeta Wyborcza