Po pięknych meczach piłkarze OKS-u 1945 zwykle we frajerski sposób tracili punkty. Dziś przy al. Piłsudskiego swoją grą na kolana nie rzucali, jednak dzięki pewnej, spokojnej i rozsądnej postawie w drugiej połowie zapewnili sobie komplet punktów.
O pierwszych 45 minutach można by w ogóle nie pisać, bo właściwie to nic się nie działo. Dopiero w ostatnich kilku minutach OKS dwa razy trafił w słupek. Poprzednie akcje wszystkich zawodników ofensywnych kończyły się przed polem karnym Nadarzyna.
Do roboty olsztynianie wzięli się w drugiej połowie i choć może nie stwarzali zbyt wielu groźnych okazji, to stworzyli takie, po których padły bramki. Najpierw akcję ze środka pola wyprowadził zmiennik Eduardo i podał do niepilnowanego Michała Renusza, którego w polu karnym powalili obrońcy GLKS-u do spółki z bramkarzem. Gdy się już wydawało, że sędzia podyktuje rzut karny dla gospodarzy, Renusz, leżąc na murawie, zdołał umieścić piłkę w siatce. W 75. minucie rajd prawą stroną przeprowadził Łukasz Suchocki, po czym został ewidentnie sprowadzony do parteru przez obrońcę Nadarzyna. Jakub Kowalski podszedł do piłki ustawionej na 11. metrze i... na szczęście futbolówka znalazła się w bramce, chociaż otarła się o ręce bramkarza rywali. Na szczęście doszło do przerwania passy pięciu (!) niestrzelonych rzutów karnych z rzędu. Oby od teraz było już tylko lepiej.
Autor: kom