Mecz pomiędzy OKS-em Olsztyn a ŁKS-em Łomża zapowiadał się na pojedynek pełen walki i ostrych starć na boisku nie brakowało od pierwszej minuty.
Oba zespoły zaczęły nieśmiało i kibice musieli czekać kilkanaście minut na jakąś dobrą okazję. Pierwszą szansę do zdobycia gola miał były piłkarz Stomilu Piotr Orliński, który strzałem z 24. metrów wpakowałby futbolówkę w okienko olsztyńskiej bramki, jednak pewna interwencja Daniela Iwanowskiego zapobiegła zmianie wyniku. Na odpowiedź OKS-u nie trzeba było czekać długo, bowiem gospodarze zaczęli sobie stwarzać coraz więcej sytuacji: po akcji Łukasza Wróblewskiego i błędach defensywy przed szansą stanął Grzegorz Piesio, lecz w dogodnej sytuacji nie trafił w bramkę z kilkunastu metrów. Później kolejne strzały Łukasza Suchockiego, Pawła Łukasika, Arkadiusza Kopruckiego czy Pawła Alancewicza były albo nie celne, albo zbyt lekkie. W międzyczasie ŁKS mógł strzelić bramkę, bowiem olsztyńscy obrońcy jak i bramkarz minęli się z piłką wrzuconą z lewej strony, ale do bezpańskiej futbolówki jako pierwszy dobiegł Sebastian Spychała. Najlepsze okazje marnował Suchocki: najpierw minął bramkarza gości i zamiast strzelić do pustej bramki, to zaplątał się o własne nogi, a w 42. minucie pobiegł z piłką na bramkę, potknął się o nią i... zmarnował sytuację sam na sam, strzelając lekko i w dodatku obok lewego słupka.
Piętnastominutowa przerwa wyraźnie nie służy olsztynianom, którzy pierwszy kwadrans wchodzą w grę. Dopiero wejście na boisko Daniela Michałowskiego i Mateusza Różowicza znacznie poprawiło tempo rozgrywania akcji. W końcu zniecierpliwieni kibice zobaczyli piłkę w siatce, gdy Mateusz Różowicz ładnie wyszedł do prostopadłej piłki i w ostatniej chwili uprzedził bramkarza gości, przerzucając nad nim piłkę. W drugiej połowie dwie żółte kartki obejrzał Radosław Stefanowicz i dwie w dokładnie ten sam sposób - za faul przerywający kontrę rywala po własnej niepotrzebnej stracie. Mimo iż konsekwencją było zobaczenie czerwonej kartki, to niewątpliwie prawy obrońca OKS-u zasłużył na słowa pochwały za przeprowadzenie kilku groźnych akcji na skrzydłem. W drugiej połowie dwie okazje ŁKS-u mogły przynieść im gole, ale raz Orliński z rzutu wolnego nieznacznie się pomylił, a następnie Iwanowski z trudem wybronił lob pomocnika gości z kilkudziesięciu metrów. I chociaż to ŁKS grał z przewagą jednego zawodnika, nie potrafił stworzyć sobie dobrej okazji. Za to olsztynianie kontrowali często i groźnie, aż wreszcie cztery minuty przed końcowym gwizdkiem Daniel Michałowski został powalony i podcięty w polu karnym, a jedenastkę pewnie na bramkę zamienił Paweł Łukasik.
Autor: kom