Z okazji 75. urodzin Stomilu nasza redakcja nagrała Hyde Park. Emilozo i Kyniu rozmawiali z Arkadiuszem Klimkiem, byłym napastnikiem Dumy Warmii.
Pamiętasz okoliczności swojego transferu z Jezioraka do Stomilu?
- Kiedyś były organizowane mecze kadry województwa przeciwko gwiazdom województwa. Grałem w tej pierwszej drużynie, która była zespołem U-23, i Rysiu Polak mnie tam wypatrzył, a ja strzeliłem w tym meczu chyba trzy bramki Jarkowi Bace. To była powiązana transakcja, bo wtedy chyba sześciu zawodników Wieczorka trafiło do Jezioraka, a w zamian ja poszedłem do Stomilu.
W pierwszym twoim sezonie w Stomilu, 1995/96, nie strzeliłeś żadnego gola. Dlaczego? To był za duży przeskok?
- Pierwszy mecz był rewelacyjny, naprawdę dobrze zacząłem, a później było trudniej. Może gdybym strzelił już w pierwszym meczu, inaczej by się to potoczyło. Później była blokada i tę bramkę trudno było mi strzelić. Mimo że pierwsze mecze wyglądały obiecująco, to potem presja spowodowała, że też nie było mi łatwo tę bramkę zdobyć.
Grałeś w sezonie, który był najlepszy w historii Stomilu, gdy zajęliście 6. miejsce. Mogliście być wyżej i zagrać w europejskich pucharach?
- Było kilka takich meczów, w których mogliśmy sobie spokojnie poradzić z przeciwnikami, ale były też takie, w których nie zasługiwaliśmy na zwycięstwa, a wygrywaliśmy. I odwrotnie. Trudno powiedzieć. Myślę, że jako klub nie byliśmy na to gotowi. Piłkarsko nie wyglądało to najgorzej, ale jako klub... na pewno nie. Z perspektywy czasu zasłużyliśmy na trochę więcej niż 6. miejsce, bo takiej ekipy już tutaj nie było. Myślę, że 4. miejsce było w naszym zasięgu.
Przez kolejne półtora roku strzeliłeś 10 goli, po raz pierwszy w Częstochowie. Który gol był dla ciebie jakimś szczególnym i zapadł ci w pamięci?
- Chyba ten pierwszy w Częstochowie. Wszedłem na boisko w okolicach 70. minuty, a wcześniej trener Janowski powiedział mi, żebym w końcu strzelił tę bramkę. Ta pierwsza była najważniejsza, utęskniona i wymarzona. Dzięki niej czułem się lepiej na boisku, mogłem odetchnąć i nie myśleć o tym, że nie mam jeszcze bramki w I lidze. Oprócz premierowego trafienia - dwie bramki z Ruchem Chorzów zapamiętałem, zremisowaliśmy 2:2. Dzięki moim golom zremisowaliśmy, bo przegrywaliśmy już 0:2.
Z kim w Stomilu się trzymałeś i czy nadal się z kimś przyjaźnisz?
- W Stomilu na pewno z Sylwkiem Czereszewskim. Od początku się zakumplowaliśmy. Z nim miałem największy kontakt, do tej pory mamy jakiś kontakt, czasami do siebie dzwonimy i pytamy co słychać. Także z Andrzejem Biedrzyckim mieliśmy dobry kontakt, ale niestety Andrzeja już nie ma z nami.
Sylwek wprowadzał cię do szatni?
- Chyba tak, jednak pochodziłem z Warmii i Mazur, więc tych chłopaków się znało z innych meczów, gdy grałem w Jezioraku, więc trudno nie miałem w szatni, ale dzięki Sylwkowi było mi łatwiej, bo sporo mi pomógł.
Oferta z Zagłębia Lubin była taką z gatunku tych nie do odrzucenia?
- Chyba nie. Dostałem podwyżkę, ale przecież Stomil jako zespół był dobry i przynajmniej porównywalny z Zagłębiem, jeśli chodzi o miejsce w tabeli. Na pewno zyskałem finansowo. Przychodząc do Stomilu, nie miałem wielkich warunków. Zagłębie bardzo mnie chciało, co też miało duże znaczenie dla mnie. Stomil też mnie nie zatrzymywał, zarobił na mnie pieniądze.
Tak bardzo chciało ciebie Zagłębie, że aż zrezygnowało z kupna autokaru.
- I jest to prawda. Dowiedziałem się o tym dopiero, gdy przyjechałem do Lubina. Po zapoznaniu się z kolegami dostałem ksywkę Autobus, bo Zagłębie miało dostać nowy autokar, z którego zrezygnowali, żeby mnie kupić.
Potem przyjechałeś z Zagłębiem do Olsztyna na mecz, w którym strzeliłeś nam bramkę, i pod koszulką Zagłębia miałeś koszulkę Stomilu.
- Było tak, bo w sercu nadal został mi Stomil. To stąd poszedłem dalej, zostawiłem tu przyjaciół, znajomych. Kibice też wiedzieli, że są mi bliscy kibice i ten klub. Odszedłem, ale nadal o Stomilu pamiętałem.
Jeszcze w barwach Stomilu strzeliłeś kiedyś w Lubinie gola w 1. minucie meczu. Pamiętasz okoliczności tej bramki? Która to była sekunda?
- Strzeliłem w 22. sekundzie. Zaczęliśmy akcję od środka, zaczął ją Jacek Chańko, później Jacek Płuciennik, ja dostałem piłkę, uderzyłem i wpadło w 22. sekundzie. Była to chyba najszybsza bramka w ekstraklasie. Później była taka akcja, że kto strzeli najszybszego gola w lidze, dostaje nagrodę. Miałem dostać zegarek, ale ostatecznie dostałem jakieś pieniądze.
Czy Stomil wypłacił wszystko czy miał wobec ciebie jakieś zaległości?
- Stomil miał zaległości. Później zrzekłem się części pieniędzy, nie pamiętam okoliczności, jak to się skończyło, ale chyba Stomil miał zakaz transferowy. W każdym razie do końca ze mną się nie rozliczył. Chyba Daniel Dyluś był wtedy dyrektorem i po rozmowach z nim część dostałem, a część nie.
Czy powołanie od Jerzego Engela do reprezentacji to był twój szczyt czy mogłeś osiągnąć coś więcej?
- Trudno z perspektywy czasu to powiedzieć. Na pewno mogłem coś więcej osiągnąć. Powołanie było jedno, ale nie było debiutu. Kontuzje też mi przeszkadzały. Po tym powołaniu w najgorszym dla mnie momencie złapałem taką kontuzję kolana, że przez rok nie grałem w piłkę w najlepszym dla piłkarza wieku, bo miałem 26 lat. To chyba był szczyt. Kontuzje nie pozwoliły mi się już rozwinąć. Życie takie pisze scenariusze, więc trzeba brać to, co los daje. Co było, to nie było złe.
Teraz takie kontuzje dla piłkarzy to chleb powszedni. Jakiś zabieg, operacja i wraca się do gry.
- Tak, medycyna poszła do przodu. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Gdy w Zagłębiu miałem zerwane więzadła, to wyjeżdżałem do Niemiec. Później jeszcze miałem kontuzję chrząstki. Wcześniej po takiej kontuzji nie wracało się już do gry, ale ja miałem przeszczep chrząstki, tylko że rok nie grałem w piłkę. Cieszę się, że w ogóle mogłem wrócić na boisko i grać.
Co teraz porabia Arek Klimek?
- Prowadzę jednoosobową działalność. Miałem mały epizod trenerski, ale nie da się z tego wyżyć, więc prowadzę małą działalność niezwiązaną z piłką.
Którego z trenerów Stomilu najlepiej wspominasz?
- Z żadnym trenerem nie miałem problemów. Najbardziej jednak Rysia Polaka, bo on mnie ściągnął do Stomilu i był we mnie zakochany. Z trenerem Broniszewskim też długo utrzymywaliśmy kontakt. Tych dwóch bym wyróżnił.
01.08.20 08:06 czerkasow
Tomaso nonie.do końca. Arkadiusz Klimek przyszedł do Stomilu no został wykupiony z Jezioraka przez Piotra Wieczorka w rozliczeniu za piłkarzy, których zabrał do Iławy. Wtedy były inne czasy bo właściciel karty zawodnika mógł zrobić niemalże wssystko, dopiera sprawa Bosmana (mogłem.przekręcić nazwisko) zmieniła sytuację.
01.08.20 06:52 tomaso_b
To była ekstraklasa, a mimo to udawało się znaleźć w regionie piłkarzy, którzy nadawali ton grze. Dzisiaj skauting Stomilu nie istnieje
01.08.20 00:40 Tiger
Te frontalne ataki skrzydłami w debiucie to każdy pamięta, bramkę na Legii też, gdzie trener Polak tak się darł:-) a Rafal Kaczmarczyk to po prostu ośmieszał techniczne Legię, ale tego tranferu do Lubina to też nie zapomnę, naprawdę był szok.