Z okazji 19-lecia portalu OKS Stomil on-line porozmawialiśmy z Emilem Mareckim, redaktorem naczelnym serwisu. O naszym klubie wie niemal wszystko. Zapraszamy do przeczytania wywiadu nie tylko o piłce, ale także o prowadzeniu strony internetowej, o stomilowskich inicjatywach, komentowaniu meczów czy budowie nowego stadionu.
21 maja 2000 r. to ważna data dla ciebie?
- Oczywiście, choć tak naprawdę z portalem stomil.olsztyn.pl jestem związany, od kiedy pamiętam. Ta data jest umowną datą, bo wcześniej ja i Kruszek prowadziliśmy swoje drobne stronki o Stomilu i w pewnym momencie na jednym z kółek informatycznych w LO6 zgadaliśmy się, by robić coś wspólnie, i zaczęliśmy prowadzić stronę, która obecnie funkcjonuje pod adresem stomil.olsztyn.pl. Któregoś dnia ustaliliśmy po prostu, że datą powstania serwisu będzie 21 maja 2000 r. i oficjalnie od tego dnia OKS Stomil on-line funkcjonuje w sieci.
Jak wyglądały początki serwisu? Skąd na początku czerpaliście informacje? Wyczekiwaliście pod stadionem czy braliście je z innych źródeł?
- W tamtych czasach znacznie więcej informacji o Stomilu ukazywało się w gazetach czy w Radiu Olsztyn, a kto miał więcej czasu, to rzeczywiście chodził do klubu. Wtedy jeszcze funkcjonował w Stomilu rzecznik prasowy i od niego też pozyskiwaliśmy tematy. W większości na początku były to przedruki, jednak staraliśmy się robić także własne materiały. Pamiętam, że swój pierwszy wywiad przeprowadziłem z Piotrem Tyszkiewiczem, który był trenerem, czyli gdzieś koło zimy 2003 r. Niektórych młodszych piłkarzy znaliśmy ze szkoły, bo w naszym liceum uczyli się Piotr Skiba, Grzegorz Lech czy Michał Trzeciakiewicz.
Początki rzeczywiście były ciężkie, bo trzeba było znać się na HTML-u, a na tamte czasy były to poważne kwestie informatyczne, choć teraz może się to wydawać śmieszne. Samo techniczne aktualizowanie strony zajmowało więcej czasu niż zbieranie informacji do opublikowania. Łączyłem się z Internetem za pomocą modemu, a po godz. 22 połączenie było tańsze, więc często zbieraliśmy sobie newsy z całego dnia, żeby wieczorem zaktualizować stronę.
Przez te 19 lat istnienia portalu dużo osób pomagało w tworzeniu portalu? Ta liczba zakręci się bliżej 15 czy 20?
- Licząc z fotoreporterami i osobami odpowiadającymi za techniczne aspekty strony, będzie to koło 13 osób.
Jakie są mocne strony stomil.olsztyn.pl?
- Jesteśmy najszybsi w podawaniu informacji o Stomilu, choć może ostatnio przez moje sprawy zawodowe już najszybsi nie jesteśmy, to mamy największą siłę rażenia i nawet jeśli o czymś poinformujemy godzinę później, mamy największy oddźwięk. Przez te 19 lat wyrobiliśmy sobie jakąś markę, mimo pewnych zawirowań, że raz strona działa lepiej, a raz trochę gorzej. Trzeba mieć na uwadze, że my to robimy hobbystycznie po godzinach naszych codziennych zajęć, ale staramy się robić wszystko jak najbardziej profesjonalnie.
Co chciałbyś poprawić w działaniu portalu, jakie jego elementy wymagają usprawnień?
- Ubolewam, że nie generujemy żadnej własnej treści video. Promujemy co prawda filmy tworzone przez klub, nie są to jednak nasze treści. Tu jest pole do poprawy. I jeszcze brakuje jakichś urozmaiceń graficznych, których można by używać w social mediach.
Jaka przyszłość czeka portal?
- Na 20-lecie chciałbym odświeżyć portal, negocjuję z Zicoo i zacząłem temat już rok wcześniej. Fajnie by było, gdyby ktoś do nas dołączył, drzwi są otwarte. Oczywiście wszyscy najchętniej chcieliby pisać felietony i raz na miesiąc oceniać sytuację klubu, a do takiej typowo reporterskiej pracy jest naprawdę mało chętnych osób, by np. iść porobić zdjęcia na meczu juniorów, robić z kimś wywiady czy chodzić do biblioteki. Trudno znaleźć kogoś takiego, ale dobrze by było, gdyby np. trafił do nas jakiś grafik, ale zdaję sobie sprawę, że to wszystko zależy od mojego zaangażowania, żebym ja kogoś poszukał, bo wydaje mi się, że raczej nikt sam z siebie nie przyjdzie do redakcji.
A czy jest coś, co ciebie irytuje w prowadzeniu strony? Albo coś, do czego musisz się zmuszać, bo nie lubisz tego robić?
- Są takie newsy, które pisać trzeba, a które nie są za ciekawe, np. o żółtych kartkach czy jaki arbiter będzie sędziował mecz. Nie są to informacje chętnie czytane, ale portal musi być regularnie aktualizowany i czasem trzeba wrzucić coś, co się nie czyta. Nie wyobrażam sobie, by nie napisać, kto będzie sędziował, bo jest to jakaś wartościowa informacja. Z drugiej strony, gdy podaliśmy, że mecz w Opolu będzie sędziował Sebastian Jarzębak, to było dużo wyświetleń. Przede wszystkim nie robimy jednak tego wszystkiego dla odsłon.
Skoro jesteśmy przy mniej przyjemnych rzeczach... Dlaczego ostatnio była blokada komentarzy na stronie?
- Osobiście byłem już zmęczony ich moderacją i tysiącami telefenów z przeróżnych stron, dlaczego ktoś mnie obraża i wyzywa, itd. Wyłączenie komentarzy nie było moją decyzją, a przedstawiciela kibiców Stomilu w naszej redakcji, choć ja tę decyzję poparłem. Był to ciężki moment dla klubu, nie było wiadomo, co dalej z nim będzie, a okres grudniowo-styczniowy jest ubogi w informacje, bo piłkarze nie wrócili do treningów i niewiele się działo, a był to czas bardzo nerwowy i była straszna nagonka na klub. Uważam, że kibice powinni pomagać klubowi, a nie - jak niektórzy - przeszkadzać. Ale też my chcieliśmy odpocząć od tego portalu, by nie zaglądać co chwilę w te komentarze, poza tym ja też jestem odpowiedzialny za te komentarze i ja odpowiadam swoim nazwiskiem za ten portal i te treści, które na nim są. Podjęliśmy decyzję o wyłączeniu możliwości komentowania, a ludzie potem tworzyli przeróżne teorie spiskowe, że nam ktoś kazał albo za to zapłacił. Słyszałem np. od kogoś w autobusie, że powinniśmy zatrudnić studenta do moderacji... Czytałem też, że nam reklamodawcy kazali blokować komentarze... Reklamodawcy? Jacy reklamodawcy? Są jedynie reklamy Google'a, dzięki którym możemy opłacić serwer.
A nie miałeś wrażenia, że przez tę blokadę komentarzy strona umierała? Nie było przełomu w rozmowach miasta z inwestorami, nie ukazywały się żadne wiadomości i tak naprawdę nie było potrzeby, by na nią wchodzić. W pewnym sensie zablokowano społeczność i zabrakło jej głosu w komentarzach, przez co ukazywały się jedynie same suche wiadomości.
- Masz po części rację, ale przecież można było komentować np. na Facebooku, tam nie ma jednak takiej anonimowości. To mnie najbardziej drażni, że niektórzy chcą być możliwie jak najbardziej anonimowi i chcą mieć najwięcej do powiedzenia. Oczywiście, przez tę blokadę ruch na stronie spadał, jednak nie analizowałem dokładnie danych. Jest jednak coś smutnego w tym, co mówisz, bo po co ludzie wchodzą na stronę: czytać komentarze czy treści, które generujemy? Smuci mnie, że co bym nie wrzucił, to chodzi o to, by poczytać komentarze.
Z tym bym się nie zgodził, bo jeśli treść jest czytana przez powiedzmy 1000 osób, a wywoła ona jakąś burzliwą dyskusję, to te same osoby będą generować kolejne wejścia.
- A widziałeś na naszym portalu jakąś merytoryczną dyskusję?
Nie pamiętam i nie mogę sobie przypomnieć. Zdaje się, że wraz ze wzrostem liczby komentarzy proporcjonalnie maleje poziom dyskusji.
- Zawsze tak jest, że jak się dzieje źle, to jest 1000 komentarzy, a teraz gdy Stomil się utrzymał czy gdy wygrywał mecze, to jest mniej komentarzy.
Dlaczego już nie ukazuje się "Bez napinki"?
- Nie mam weny. Nie mam weny, nie mam czasu... Może kiedyś wrócę do tego. Prowadzę portal dla przyjemności, a jeśli miałbym pisać na siłę, to nie ma sensu. Przez nową pracę nie mam też wystarczająco czasu na takie pisanie, bo to nie jest kwestia 10 minut, choć można stworzyć takiego gniota, tylko po co?
Jak się zapatrujesz na obecną sytuację Stomilu po utrzymaniu I ligi?
- To jest olbrzymi sukces, że Stomil się utrzymał, bo wszyscy wiemy, w jakich warunkach tego dokonał. Nie było pewne, czy Stomil wystartuje w rundzie wiosennej, a jak już wystartował, to zaczął grać lepiej. Przede wszystkim piłkarze grają z większym zaangażowaniem, a trener Piotr Zajączkowski nieprzypadkowych zawodników ściągnął sobie do drużyny. Też nie jest prawdą to, co się mówi, że ta drużyna została cała ściągnięta na 48 godzin przed meczem. Niektórzy jak bracia Gancarczykowie, Kraczunow czy Niedziela byli w kontakcie z trenerem Zajączkowskim znacznie wcześniej, trenowali na obozie, więc nie zgrywali się ze sobą jedynie podczas meczów. Trener Zajączkowski ma taką drużynę, która pójdzie za nim w ogień, i on za nimi zresztą też, dlatego ciągle na nich stawia. Wszyscy trzymali się tego, o czym mówił Grzegorz Lech, że jak w klubie sytuacja się unormuje, to oni spokojnie się utrzymają w I lidze i trzeba przyznać, że zrobili to dość spokojnie, bo kolejkę przed końcem, dużo szybciej niż choćby rok temu.
A jak blisko upadku był Stomil zimą?
- W pewnym momencie byłem załamany i nie widziałem żadnych nadziei. To był ten weekend, gdy w klubie był Michał Brański i powiedział, że to już koniec, bo nie dogadał się z prezydentem. Wtedy rozpoczęły się przeróżne drastyczne akcje, które miały wywrzeć presję na właścicielu. Straciłem nadzieję, bo jak taki człowiek jak Michał Brański przychodzi tutaj i chce wyłożyć własne pieniądze, a zostaje odesłany z kwitkiem, to nie mogło być dobrze. Myślę, że gdyby nie ta presja z wielu stron, te pożyczki i zgłoszenie nowych piłkarzy, to nie udałoby się uratować ligi, bo tymi grając tymi juniorami, których mamy, spadlibyśmy do II ligi i nie wiem, czy by nas Garbarnia nawet nie wyprzedziła.
Po ewentualnych zmianach właścicielskich widzisz przyszłość Stomilu w różowych barwach? Jesteś optymistą?
- Spokojnie. Na początek Stomilowi na pewno przyda się taka zwykła stabilizacja, bo trzeba budować tak naprawdę wszystko od nowa, pracować nad frekwencją, nad promocją klubu w regionie. Mamy pojedyncze przykłady, jak np. ta impreza w Smykówku, która była genialną promocją. Takich rzeczy brakuje, zresztą nie tylko w regionie, ale nawet w Olsztynie. To zostało zaniedbane, ale przez ostatni rok w klubie trzeba było gasić pożary, trupy z szafy pewnie wypadają nadal, nawet nie chcę wiedzieć jakie. Samo to, że wszyscy będą mieli płacone na czas, daje podstawy do spokojnego grania o środek tabeli i budowania zespołu. Nie podpalajmy się, bo jeszcze nie ma nic pewnego. Mam nadzieję, że Michał Brański przejmie klub, bo wiem, że chce i tak się zajarał klubem, że nawet gdybyśmy spadli do II ligi, to i tak chciałby przejąć Stomil. Do świetlanej przyszłości jest jeszcze daleka droga. Pamiętajmy, że same pieniądze nie gwarantują sukcesu. Mamy przykład GKS-u Katowice, który jest dla mnie przykładem klubu miejskiego, który wyszedł z większych długów niż Stomil, a w mieście wszyscy są zadowoleni z zarządzania jako korporacji. W Katowicach postawili na jedną nazwę, na GKS, skupili wiele sekcji i to fajnie działa, tylko nie ma wyników sportowych w piłce nożnej.
Będąc blisko Stomilu, na pewno widziałeś mnóstwo różnych sytuacji, których nie upubliczniałeś. Widząc to, nie nabrałeś niechęci do klubu jako organizacji?
- Wiele rzeczy z Kyniem zatrzymaliśmy dla siebie, bo nie chcieliśmy klubowi zaszkodzić. Mamy taką filozofię, żeby klubowi pomagać, a nie przeszkadzać. Czasami miałem dość niesienia pomocy, bo czegokolwiek człowiek by nie zrobił, nie było rezultatów. Wszystko szło przez tyle lat w jednym kierunku, by to wszystko zaorać i na to się zanosiło, ale zawsze Stomil jakimś fartem się utrzymywał, jakiś cud się pojawiał, jakieś pieniądze za wygranie Pro Junior System, zawsze kibice ratowali i wszyscy się mobilizowali w najtrudniejszych momentach.
Ostatnie zbiórki pieniędzy na przetrwanie Stomilu pokazały, że kibice też mają dość ciągłego zrzucania się na klub.
- Tak, przede wszystkim zaprzepaszczono szansę drugiej zbiórki, która nie została profesjonalnie rozliczona. Pierwszą zbiórkę, którą zorganizowałem, rozliczaliśmy, udostępniając skany faktur, stresowałem się, czy dobrze policzyłem wszystkie wpłaty i wydatki, bo nie mógłbym żyć ze świadomością, że mógłbym oszukać swoich kolegów i swoje koleżanki, którzy wpłacali swoje pieniądze na ten klub. To było bardzo wyczerpujące psychicznie, dużo zdrowia straciłem przez tę zbiórkę, sporo czasu poświęciłem, by ją zorganizować i porządnie rozliczyć. Do tej pory nikt do mnie nie ma pretensji o rozliczenie zbiórki i to mogę sobie zapisać do zasług, że ją porządnie rozpisałem. Podczas drugiej zbiórki zebrano dużo pieniędzy, ale...
Rozliczono ją na jednym slajdzie podczas wystąpienia Mariusza Borkowskiego na jakiejś konferencji.
- Tak, a potem była zbiórka Milion dla Stomilu, na którą nadal można wpłacać pieniądze, i następnie Ratujmy nasz Stomil, która nie przyniosła wielu środków, ale co jakiś czas ukazywały się informacje, na co zostawały wydawane pieniądze, a ta ostatnia zbiórka zorganizowana przez Socios nie pamiętam, czy została rozliczona (część zbiórki została rozliczona na FB Socios Stomil - red.).
A czy z jakimś działaczem popadłeś w konflikt? Przez tyle lat musiały się zdarzać jakieś zgrzyty.
- Jakiegoś otwartego konfliktu nie miałem z nikim, bo nie należę do osób konfliktowych, ale zdaję sobie sprawę, że poprzedni prezesi za mną i tym, co robię, nie przepadali. Do nikogo nie mam żalu, a jeśli oni uważają inaczej, to musiałbyś ich się spytać.
Gdzie się podziały pieniądze z Pro Junior System?
- Nie chcę o tym rozmawiać. Gdybanie na temat budżetu Stomilu, ile ma pieniędzy...
Mariusz Borkowski był właściwą osobą na właściwym miejscu?
- W 2015 r. to była jedyna osoba, która chciała podjąć się tego zadania. Przede wszystkim brakowało czasu, bo nie można prowadzić klubu w I lidze po godzinach. Zawsze słyszałem, że ktoś nowy będzie prezesem. Mariusz Borkowski doprowadził do powołania spółki akcyjnej i właściciel ponownie na niego postawił. Brak kontroli nad klubem sprawił, że to wszystko cały czas trwało, i tutaj upatrywałbym winnych, bo przecież Mariusz Borkowski sam się nie powołał.
Czy uważasz, że Maciej Radkiewicz, przejąwszy stery w klubie, wpadł w bagno, które go wciągnęło?
- A skąd on mógł wiedzieć, że będzie aż tak źle? Prezes Radkiewicz podjął się tego zadania i były na nim psy wieszane od samego początku i musiał sobie z tym jakoś radzić. Trzymam kciuki, by za jego rządów wszedł do klubu nowy inwestor. Pamiętam sytuacje, że gdy rok temu Stomil wygrał klasyfikację Pro Junior System, to chętnych na prezesa było bardzo dużo. Wszyscy liczyli te wirtualne pieniądze, na kartkach wyliczali budżet, to, tamto, a skąd ktokolwiek mógł wiedzieć, jaki jest budżet, nie będąc w środku...
Tym bardziej nie znając wydatków i niespłaconych długów.
- Tak, bo nie wiesz, kto ile zarabia, możesz tylko teoretyzować i szacować. Możesz założyć, ile kosztuje wyjazd do Nowego Sącza... Myślę, że gdyby Maciej Radkiewicz wiedział, co go czeka, to może by się nie podjął, ale jak w to wszedł, to nie chciał rezygnować. Z mojego punktu widzenia jego dymisja w lutym była elementem presji na prezydencie, a nie chęcią ucieczki, ale to jest tylko moja teoria. Każdy wtedy walczył, jak mógł; jedni zabetonowali wejście na stadion, a drudzy składali rezygnacje.
Maciej Radkiewicz, obejmując stanowisko, miał bardzo dobrą prasę, ale zaczął co najmniej niefortunnie, od trudnych relacji z miastem, akademią.
- O konflikcie z akademią nie chcę się wypowiadać. Samo powołanie Akademii Sportu jako fundacji, uważam, że jest w porządku, ale to wszystko, co na ten temat chciałbym powiedzieć. Niech futbol młodzieżowy ocenią ci, którzy się na tym znają.
Jak piłkarsko oceniasz ten sezon? Nie można jednak zapomnieć o mocno przeciętnej jesieni.
- I to pokazuje, że słuszną decyzją prezesa Radkiewicza było rozstanie z tyloma piłkarzami i z trenerem Kieresiem. Owszem, trener zrobił dobrą robotę w rundzie wiosennej, bo uratował I ligę, ale później coś siadło, prawdopodobnie też przez sytuację finansową. Myślę, że zeszło z niego powietrze, bo myślał, że będzie tutaj walczył o awans. Jeśli dłużej zostałby trenerem, Stomil spadłby na ligowe dno, bo nie było już widać tego, co zespół pokazywał wcześniej. Dlatego też decyzja o zatrudnieniu Piotra Zajączkowskiego, Sylwka Czereszewskiego i Adama Zejera była słuszna, a do tego doszły dobre transfery, co spowodowało, że Stomil zdobył naprawdę sporo punktów.
Czy wg ciebie nowi piłkarze się sprawdzili, czy Stomil powinien szukać kolejnych wzmocnień? Tak jak wcześniej powiedziałeś, sprawdziło się czterech-pięciu, a inni dostali na boisku kilkadziesiąt minut albo w ogóle nie zadebiutowali w pierwszej drużynie. Kto powinien zostać na kolejny sezon?
- Przede wszystkim powinni zostać ci, którzy grali w pierwszym składzie. Trudno będzie zatrzymać Maćka Pałaszewskiego, który trafił do Olsztyna na wypożyczenie, być może zostanie Kraczunow, choć on może otrzymać jakieś oferty, myślę, że bracia Gancarczykowie chętnie tu zostaną, Szymon Sobczak też, tak samo jak Kowalski. Tych zawodników chciałbym, by Stomil zatrzymał. Z perspektywicznych zawodników być może Patryk Baran.
A czy to nie jest paradoks, że Stomil zimą ściąga 14 zawodników, w składzie jest ok. 15 pomocników, a w podstawowym składzie grają regularnie Łukasz Jegliński i Paweł Głowacki, którzy przecież do niedawna byli rezerwowymi?
- Ale gołym okiem widać było brak Pawła Głowackiego i dopiero, gdy go zabrakło, został doceniony. "Igła" długo się rozkręcał w tej rundzie, ale bardzo dobrze zagrał w Niepołomicach. Zawsze w trudnych sytuacjach nasz zespół ciągnie starszyzna i jak ona zakończy niedługo karierę, a my nie wychowamy sobie następców o takiej charakterystyce jak Lech, Skiba, Bucholc, to może być ciężko, bo tu armia zaciężna się nie sprawdzała i się nigdy nie sprawdzi. Ci zawodnicy, którzy tu trafili zimą, są nieprzypadkowi i przede wszystkim wcześniej znali się z trenerem Zajączkowskim, który na nich postawił, na swoich żołnierzy, a oni mu się odpłacili utrzymaniem w I lidze. Nie jestem też zwolennikiem teorii, że wszyscy piłkarze powinni być z regionu, bo to też przesada. Uważam, że w Stomilu sprawdzają się wychowankowie i piłkarze, którzy będą pasowali charakterem do tej drużyny.
Czego Stomilowi brakuje, by wejść na wyższy poziom organizacyjny?
- Spokoju. I wyjścia z długów, by można było skupić się na pracy i budowie wszystkiego prawie od zera. Brakuje także porządnego stadionu.
Pierwszą stomilowską inicjatywą, w której uczestniczyłeś, było Stowarzyszenie Sympatyków Klubu Stomil 1945 Olsztyn. Chcieliście wtedy przede wszystkim powrotu klubu do nazwy Stomil. Pamiętasz, jak to wtedy organizacyjnie wyglądało?
- Były cotygodniowe spotkania we wtorki w restauracji "Stadion", różne zebrania zarządu u kogoś w domu, ogólnie bardzo miło wspominam te czasy, bo tych stowarzyszeń przewinęło się sporo, ale SSK wspominam z sentymentem. Dzięki temu poznałem wiele osób, z którymi się przyjaźnię do dziś.
Trudna to była droga do zmiany nazwy? Cały protest trwał wiele lat, a początki rozmów z OKP nie należały do łatwych.
- Negocjacje ze śp. Alojzym Jarguzem nie należały do łatwych, ale ja w tym nie uczestniczyłem, bo byłem wtedy bardzo młody. To zadanie wzięli na siebie głównie Gisbern z Cielarzem, którzy doszli z władzami klubu do jakiegoś konsensusu, który wszyscy zaakceptowali, i powstał OKS 1945. Potem przez długie lata wszyscy bali się wrócić do nazwy Stomil. Po drodze powstała drużyna OKS Stomilowcy Olsztyn, która miała pokazać, że kibice też potrafią stworzyć klub. Wtedy też pojawiały się głosy, by nie dzielić środowiska, ale chcieliśmy mieć jakąś alternatywę, bo cały czas nie było zaufania do działaczy, którzy mogli przecież kopnąć w tyłek kibiców i powiedzieć, że nie chcemy zmiany nazwy. We wszystkich wypowiedziach zawsze mówili, że prędzej czy później zmienimy nazwę, ale to szło bardzo opornie.
Stomilowcy wywalczyli nawet awans do IV ligi. Jaka była twoja rola przy tym klubie? Wiem, że byłeś także piłkarzem bez debiutu. Możesz teraz obsmarować trenera, który nie dał ci wejść na boisko.
- Była szansa, żebyśmy z Kyniem wyszli na boisku w meczu, gdy robiliśmy awans z okręgówki do IV ligi, ale ważniejsze było zwycięstwo w meczu derbowym z Warmią Olsztyn. Jeszcze bliżej gry byłem w meczu Wojewódzkiego Pucharu Polski w Wielbarku, już się rozgrzewałem i nawet kartka była wypisana ze zmianą. Graliśmy wtedy przeciwko drużynie złożonej na potrzeby pucharu i tak się chłopaki męczyli z nimi i był remis do 90. minuty. Takie było założenie, że wejdę, gdy zespół będzie spokojnie prowadził, ale niestety nie było mi dane zagrać w Stomilowcach.
Później było przejęcie Stomilowców przez OKS 1945.
- Stomilowcy stali się oficjalnie rezerwami OKS-u po awansie do okręgówki, bo wymogiem było posiadanie drużyny juniorów. Jeszcze w A klasie sobie poradziliśmy umową z Andrzejem Nakielskim, który nam gwarantował juniorów, a później trzeba było podjąć jakieś decyzje. Zakładając klub, mieliśmy na myśli Stomil i to wchłonięcie było całkiem naturalne, by wywierać presję na klub w sprawie zmiany nazwy.
Nie żal było patrzeć na to, jak później ten zespół przez różne konflikty się rozpadał, zmieniał skład i dostawał baty od rywali?
- Pewnie, że było żal. Wtedy był trudny czas. Michał Alancewicz zastąpił Dariusza Maleszewskiego na stanowisku trenera, a wszystko szło w kierunku odłączenia się od Stomilu, bo niektóre osoby nie chciały mieć z nim nic wspólnego i ciągle robiły swoje. Z drugiej strony prowadzenie klubu w IV lidze jakoś po godzinach nie miało sensu i musiał być ktoś na etacie. To miało być naturalne, że Stomilowcy będą drużyną rezerw. Przez pewien okres fajnie to funkcjonowało.
Później było jeszcze stowarzyszenie o nazwie OKS Stomil Olsztyn, które po przekształceniach zmieniło się w Stomilanki.
- Tak naprawdę to było przekształcone stowarzyszenie prowadzące Stomilowców, potem się poprzekształcało i obecnie jest, co jest, ale w międzyczasie to stowarzyszenie zrzekło się nazwy Stomil, ale ogólnie to wszystko jest skomplikowane i szczerze mówiąc, nie pamiętam szczegółów. W każdym razie miało to pokazać, że nazwa Stomil może funkcjonować i że nikt się nie zgłosi po długi. Działacze zawsze mówili, że ktoś przyjdzie po pieniądze, a to pokazało, że jednak nie.
Następnie powstał bodajże największy kibicowski projekt, czyli Socios Stomil. Z dużych oczekiwań i nadziei pozostało chyba takie samo rozczarowanie. Obaj uczestniczyliśmy w pierwszych spotkaniach i zdaje się, że nie poszło to w kierunku, który był założony na samym początku.
- To stowarzyszenie powinno być założone wcześniej, przynajmniej rok za późno. Były ciekawe założenia, ale okazało się, że do działania jest za mało chętnych osób. Sama idea socios nie sprawdziła się w Olsztynie.
Potem z Socios powstała Akademia Sportu i chyba oba podmioty zaczęły się dublować w działaniu, m.in. z akcją 100 po 100, szkoleniem młodzieży przez Akademię Sportu, boiskiem czy świetlicą zbudowanymi przez Socios.
- Na pewno Socios coś po sobie zostawiło: boisko, świetlicę... Takie celowe zbiórki w Olsztynie najlepiej się sprawdzają. Później też stowarzyszenie dublowało się z niektórymi akcjami ze Stomilem, np. w organizacji Dnia Dziecka, itp.
W ostatnich latach mało wychowanków Stomilu wskakuje do pierwszej drużyny. Myślisz, że w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się może nie całego pokolenia dającego nam awans do Ekstraklasy, ale choćby pojedynczych przypadków, którzy przebiją się do pierwszego składu albo chociaż będą regularnie grać w Ekstraklasie?
- Gdy będzie stabilizacja w klubie i odważniej będzie się stawiać na młodzież, to myślę, że jest jakaś szansa, by ktoś wypłynął. Muszą koniecznie poprawić się warunki treningowe, bo młodzież nie ma gdzie trenować, mimo że jest jedno nowe boisko.
Wierzysz w powstanie nowego stadionu? Pierwsze konsultacje odbywały się, gdy trenerem był Jerzy Budziłek...
- Pomidor! (śmiech)
A może uważasz, że lepszym rozwiązaniem byłaby rewitalizacja obecnego obiektu?
- Słyszałem, że coś ma się dziać w tej sprawie, że na trybunie odkrytej mają się pojawić krzesełka. Już podobno były wstępne wyceny co do elewacji i montażu krzesełek, także możliwe, że niedługo pojemność stadionu przy al. Piłsudskiego się zwiększy. Zaprzepaszczono dobry czas na budowę nowego stadionu i już dawno byłby skończony.
Skoro jesteśmy przy stadionie, to co się dzieje z zinem "Stadion"?
- Oficjalnie wydawnictwo jest zawieszone. Brakuje chętnych do pisania, składania... To trochę też z naszej winy, bo sobie stawialiśmy coraz wyżej poprzeczkę, zrobiliśmy kolorową gazetkę, a to pochłaniało masę czasu: pisanie, złożenie, wydruk i potem jeszcze kolportaż. Robiliśmy to po nocach, a ja po prostu nie jestem w stanie wszystkiego dopilnować. Może ktoś się znajdzie do reaktywacji gazetki, ale jeśli przez rok się nie znalazł, to raczej prędko nie doczekamy reaktywacji.
Może po prostu kibice nie czytają, nie kupują lub nie chcą wspierać takich inicjatyw kolegów z trybun?
- Wszyscy teraz chcą czytać wszystko w Internecie. Produkowaliśmy się, wymyślaliśmy różne teksty, nie można powiedzieć, że zin był biedny w treści. Był taki okres że był kopiowany 1:1 z sieci, ale później narzucaliśmy sobie zadanie, by teksty się nie powielały. Były wywiady z kibicami, relacje z meczów dużo obszerniejsze niż w sieci. Dużo też zależało od siły sprzedających, czasem zin nie trafiał do wszystkich potencjalnie zainteresowanych.
Zajmujesz się także komentowaniem meczów Stomilu dla portalu sport.egit.pl. Czy to spełnienie marzeń z dzieciństwa?
- Nie wiem, czy to spełnienie dziecięcych marzeń, ale sprawia mi to olbrzymią frajdę. Nie zawsze mogę to robić, nie angażuję się też w komentowanie jak Krzysiek, bo muszę też obsługiwać relacje od strony technicznej. Niektórzy zarzucają nam, że powinniśmy szkolić nasz warsztat, itp., ale chodzi o to, że my nie chcemy komentować jak zawodowcy, bo komentujemy mecze jako kibice Stomilu.
Jakaś śmieszna historia związana z komentowaniem zapadła ci w pamięć?
- Ostatni mecz sezonu, niezwykle ważny, w Kluczborku. Koło 70. minuty zachciało mi się do toalety i byłem strasznie skupiony, a wszyscy myśleli, że Emil jest smutny i zmartwiony mimo korzystnego wyniku. A po prostu mogłem przeprosić i wrócić za dwie minuty i mógłbym już spokojnie komentować. Ale to były nasze początki, kiedy mocno się spinaliśmy i denerwowaliśmy przy relacjach. Czy jakieś śmieszne sytuacje były jeszcze? Nie przypominam sobie.
A gdy chciałeś na boisko wchodzić?
- Nie pamiętam.
Kiedy Leszczyński kopnął w zawodnika Ruchu i piłka wleciała do bramki. Rzuciłeś wtedy słuchawkami i powiedziałeś, że nie będziesz dalej komentował, bo sam byś lepiej grał. (śmiech)
- Ach, tak. (śmiech) Wtedy mocno się zirytowałem, ale to wyszło tak naturalnie, nie że mam coś przeciwko Michałowi. Jeszcze gdy Michał Góral nie strzelił rzutu karnego w Jastrzębiu, odechciało mi się komentować i przez dłuższą chwilę milczałem.
Jesteś człowiekiem od zadań specjalnych i nawet kiedy trzeba, chwytasz za mikrofon i jesteś spikerem. W jaki sposób zagłuszałbyś wulgaryzmy z trybun? Podawałbyś wyniki innych meczów czy prosiłbyś o kulturalny doping?
- Pewnie coś tam bym przeczytał. Ale raz na meczu z Wisłą Puławy nie zagłuszałem i dostałem opieprz od delegata za to. Niewdzięczna robota, nie lubię jej, ale mam papiery na Ekstraklasę i czasami Stomil się ratuje, dzwoniąc do mnie. Ostatnio przed meczem z Podbeskidziem ratowałem Stomil w podbramkowej sytuacji, bo się okazało, że Andrzeja Brzozowskiego nie będzie i jeszcze kogoś, i co miałem odmówić? Bez spikera mecz się nie odbędzie.
Już na sam koniec: ulubiony piłkarz Stomilu z obecnej kadry i z historii.
- Robiłem kiedyś ranking i tam wygrał Cezary Kucharski, który był moim ulubionym piłkarzem z czasów Ekstraklasy głównie dlatego, że strzelił cztery bramki Widzewowi. Wiadomo, że legendą był Andrzej Biedrzycki i każdy go podziwiał na boisku. Z obecnej kadry nie mam jednego ulubionego zawodnika, wskazałbym Piotrka Skibę albo Grześka Lecha.
Mecz i wydarzenie, które zapadły w pamięć.
- Największe emocje budził mecz barażowy przeciwko Górnikowi Polkowice. Tego spotkania na pewno nigdy nie zapomnę. Oprócz tego jeszcze na pewno pierwszy wyjazd kibicowski do Legionowa i dwie bramki Tomka Zahorskiego. Jeszcze zapamiętam mój pierwszy mecz w Ekstraklasie z Legią 3:3, bo na meczu z Zagłębiem Lubin 2:2 mnie nie było. Najbardziej żałuję, że nie pamiętam swojego pierwszego meczu na Stomilu, ale to było jakoś we wrześniu 1993 r. w II lidze, gdy tata zabrał mnie na Stomil.
Czego można ci życzyć na kolejne 19 lat portalu?
- Żebym doczekał się następcy i żeby ktoś w przyszłości mógł przejąć ode mnie tę przyjemność.
23.05.19 23:50 kubik
Oczywiście Dzięki tam samo dla wszystkich zaangażowanych ! Bez Waszego wkładu tak samo ciężko by było Dzięki ze jesteście !
23.05.19 23:44 kubik
Emil to człowiek jeden z niewielu którzy robią czarna robotę bez której Stomilu by nie było. Jest wielu zaciętych Stomilowcow ale On przebija wyszystkich tyle lat tyle poświęcenia. Emil Twój wkład jest nie do zapomnienia ! Wielkie Dzięki za wszystko co zrobiłeś i robisz dla Stomilu i dla Nas. Nigdy się nie poddawaj! Szacunek się Tobie należy !!!
22.05.19 07:59 Levante
Emilu - po prostu dziękujemy za to co zrobiłeś i robisz nadal dla Stomilu
21.05.19 20:52 Tiger
U mnie strona ustawiona właściwie jako startowa, codziennie z małymi wyjątkami od lat a zaczęło się w 2002 za Oceanem bo to było jedyne źródło informacji. Dzięki i oby tak dalej! Pozdrowienia
21.05.19 20:43 paragon
Emil - mój ty bohaterze :) brawo ty, wielki szacunek, Stomilowcem jest się przez 24h na dobę, a co do obiecanych meczów to razem mieliśmy zagrać w pewnym ostatnim meczu, trenejro nie dał....
21.05.19 17:56 Piekarz/OKS
Przyłączam się do słów Kolegów poniżej. Jednak komentarze mogą być merytoryczne... :) Szacunek dla Ciebie i całej Redakcji. Dla mnie ta strona to tak naprawdę jedyne, wiarygodne źródła informacji o klubie i dodana do ulubionych na wszelkich nośnikach elektronicznych. Szkoda faktycznie Zin Stadionu. Chyba najdłużej wydawany zin klubowy... Oby powrócił na trybuny.
21.05.19 17:34 yaca12
Pozdro Emil. Szacunek za tyle lat prowadzenia serwisu.
21.05.19 14:28 MD
Dzięki za wszystko, nie jest łatwo robić coś tyle lat, w dodatku hobbystycznie. Wiadomo, że raz chce się bardziej, a raz mniej, ale 13 czy 14 osób na 19 lat do pomocy to bardzo bardzo mało, dlatego gratuluję wytrwałości i jeszcze raz dziękuję.
21.05.19 12:12 A.
Ach ten czas leci, pamiętam wszystkie te odsłony... Drogi Emilu robisz (z resztą ekipy) kawał bardzo dobrej i przede wszystkim pożytecznej roboty. Solidna marka od lat, w dodatku hobbistycznie. Na pohybel... :) SZACUNEK i pozdrawiania!