Po niedzielnym sparingu w Mrągowie przeprowadziliśmy krótką rozmowę z Lukášem Kubáňem z olsztyńskiego Stomilu.
Trochę czasu minęło od sobotniego meczu z GKS-em Tychy. W twojej ocenie dwie żółte kartki były słuszne?
- Nie powinienem komentować takich spraw, ale z tego, co pograłem w życiu w piłkę, to powinien przynajmniej raz dostać ostrzeżenie. Tak nie było bo dwa faule i dwie żółte kartki. Niestety tak się stało, żal mi tego, i nie wrócę już do tego meczu.
Do tej 40. minuty Stomil solidnie się prezentował w obronie. Zapewne mieliście pomysł jak pokonać zespół gospodarzy.
- Nie mieliśmy w ogóle w planach i myślach tam przegrać. Dużo zmieniło na boisku moja czerwona kartka, biorę to na klatę. Jednak tak jak mówiłem, już nie wrócimy do tego i nic nie zmienimy.
Praktycznie z marszu wskoczyłem do pierwszego składu i zaaklimatyzowałeś się w drużynie.
- Koledzy z drużyny bardzo dobrze mnie przyjęli. Bardzo pomaga mi to, że potrafię rozmawiać po polsku.
Gdzie się lepiej czujesz na boisku? W Tychach zagrałeś na lewej stronie, w Mrągowie na prawej. Na środku też możesz zagrać.
- Środkowy obrońca to ostatnia opcja. Trochę lepiej czuje się na prawej stronie, ale gra na lewej mi nie przeszkadza.
W sparingu z Mrągowią też dostałeś żółtą kartkę.
- I to znowu był mój pierwszy faul! Wiem, że był trochę twardszy, ale biegłem już o ostatnich siłach. Zdążyłem tylko wystawić nogę i zawodnik wpadł na nią.
Waleczność to twoja największa cecha piłkarska?
- Grałem kiedyś twardo i dostawałem dużo żółtych kartek. Troszkę sobie to przemyślałem i przestałem grać tak twardo i agresywnie. W Ekstraklasie natomiast trener mi mówił, że jestem za miękki i muszę być takim "boiskowym chamem".
Kolejny mecz dopiero za dwa tygodnie z Górnikiem Łęczna.
- Ja wiem, że to trochę ciężka sytuacja, bo do tego jeszcze nic nie zagraliśmy u siebie. Poradzimy sobie z tym i wierzę w to, że się utrzymamy w I lidze.