Po zwycięstwie w Opolu z Odrą (1:0) rozmawialiśmy z Grzegorzem Lechem, zdobywcą jedynej bramki w tym meczu.
Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Stomilu w tym sezonie stało się faktem. Czujesz się bohaterem tego spotkania?
- Nie, w żadnym wypadku i podkreślę to. Cieszymy się, że odnieśliśmy zwycięstwo. Zrealizowaliśmy założenia, które mieliśmy, zneutralizowaliśmy przeciwnika mocne strony i wykorzystaliśmy jedną sytuację, którą mieliśmy i wracamy z kompletem punktów. Zapracowaliśmy na to ciężko wspólnie dobrą organizacją gry w defensywie i możemy cieszyć się z pierwszego zwycięstwa na wyjeździe w tym sezonie.
Mocno się musieliście napracować w obronie. Specjalnie oddaliście pole Odrze, czy też może daliście sobie narzucić styl gry?
- Myślę, że trochę tego i trochę tego. Nie chcieliśmy aż tak może się cofnąć, aczkolwiek trener Rumak już potem zaryzykował i wystawił trzech ofensywnych zawodników, którzy praktycznie się nie wracali i mieli skupić się tylko na tym, by strzelić bramkę i dlatego i u nas poszły zmiany. Wszedł Hajda, żeby zabezpieczyć strefę defensywną i wybroniliśmy wynik. Wiemy, że jeszcze mamy jeszcze dożo elementów do poprawy, jeżeli chodzi o prowadzenie gry i nie ma się co oszukiwać.
Pewnie popsuła wam szyki kontuzja Waldka Gancarczyka, bo wyglądałoby to troszkę inaczej?
- Kontuzje są wpisane w sport i trzeba być przygotowanym na różne scenariusze. Szyba reakcja i wszedł Bartek (Niedziela-red.) i graliśmy dalej. Szkoda oczywiście Waldka, bo kontuzja zawsze skraca pole manewru dla trenera, jeśli chodzi o wybór zawodników do składu i ewentualnych zmian. Wiemy też, że Artur Siemaszko jest kontuzjowany i to już mocno ogranicza możliwości, ale są inni zawodnicy, chętni do gry i trzeba patrzeć na to w ten sposób.
Schodziłeś boiska zły na zmianę?
- Oj nie, ta zmiana była bardzo dobra. Świetnie taktycznie przeprowadzona zmiana, wszedł Wojtek, który miał zabezpieczyć tyły. "Pałasz" (Maciej Pałaszewski - red.) poszedł troszeczkę wyżej i zagraliśmy na trzech typowych pomocników o charakterystyce bardziej defensywnej. To zdało egzamin, dowieźliśmy wynik. To gra drużynowa i takie zmiany muszą być. Bardzo fajnie, że wszedł Wojtek i wywiązał się ze swoich zadań na te ostatnie minuty.
Zapytałem, bo kamery pokazywały jak schodzisz i wydawało się, że masz jakieś pretensje przy tej zmianie.
- (śmiech - red) Nie, to była jakby rozmowa z sędzia asystentem, który kazał mi szybciej schodzić, a nie było takiej potrzeby, bo i tak leżał zawodnik z Odry Opole. To była moja reakcja na asystenta i to nieporozumienie między nami. Nie chodziło o zmianę, bo nawet nie ma takiej możliwości, żeby tak było.
Już w środę kolejne spotkanie, do Olsztyna przyjeżdża Sandecja. Jaki to będzie mecz?
- Jeszcze nie zamknęliśmy, tak naprawdę, jednego spotkania, a już muszę mówić o kolejnym (śmiech-red.). Na pewno musimy najpierw wyciągnąć wnioski z tego wygranego meczu, bo na pewno mankamenty były. Były też dobre momenty. Sandecja jest kompletnie inną drużyną, będą nas chcieli zdominować, przede wszystkim w środkowej strefie boiska, bo maja przewagę zawodników w linii pomocy. Grają takim systemem innym niż większość drużyn w I lidze. Musimy się do tego dobrze ustawić i wykorzystać nasze mocne strony, żeby ukłuć przeciwnika. Jest jeszcze kilka dni do tego meczu i będziemy się nad tym zastanawiać
Regeneracja to będzie jakiś problem?
- Klub stara się nam zapewnić jak najlepsze środki, żebyśmy się jak najszybciej regenerowali i tutaj klub stoi na coraz wyższym poziomie, jeśli chodzi o ten aspekt. Myślę, że wszyscy będziemy do dyspozycji trener i zagramy dobre widowisko.