Zwycięstwa nad silniejszym, bogatszym rywalem zawsze smakują. Ich smak jest jeszcze lepszy, gdy zostały odniesione w momencie gdy drużynie nie idzie i każdy punkt jest na wagę złota.
Runda wiosenna sezonu 2000/20001 zaczęła się fatalnie. Po dwóch pierwszych spotkaniach, liczba punktów w tabeli nie zwiększyła się. Za porażki, utratą posady pierwszego treneru Stomilu zapłacił Józef Łobocki. Jego następcą został Dariusz Janowski wspierany przez trenera koordynatora Mieczysława Broniszewskiego. Całe szczęście, że ten duet również szybko został zdymisjonowany, bo drużyna prowadzona przez tych dwóch panów zmierzała wprost do II ligi. Kolejnym szkoleniowcem:Biało-niebieskich" został związany od lat z naszym regionem Zbigniew Kieżun. W debiucie, dowodzony przez niego zespół, zdobył jakże ważne trzy punkty, wygrywając przed własną publicznością z Orlenem (tak dziwnie w tamtym sezonie nazywał się klub z Płocka). Bramkę na wagę trzech punktów zdobył Marek Kwiatkowski.
W następnym meczu nasi piłkarze musieli uznać wyższość krakowskiej Wisły. Jednak z tej porażki nie robiono tragedii, gdyż Wisła była poza zasięgiem nie tylko Stomilu, ale i całej ligi. W 24 kolejce rywalem OKS-u był zespół warszawskiej Legii. Goście, których skład personalny był zdecydowanie silniejszy niż drużyny dowodzonej przez trenera Kieżuna, byli w powszechnej opinii faworytem spotkania. Olsztyńscy fani z kolei wierzyli w powtórkę wyniku z ostatniego spotkania w stolicy Warmii, gdy po raz pierwszy w historii udało się pokonać Legię. Spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze i to pod bramką Zbigniewa Robakiewicza, działo się więcej. Bliski strzelenia gola był Rafał Szwed, jednak piłka po jego strzale minęła bramkę gości. W 14 minucie spotkania, skuteczniejszy był Krzysztof Kowalczyk, który sfinalizował akcję Pawła Holca.
Czyżby zapowiadała się powtórka z zeszłego roku? Po stracie gola, warszawianie zaczęli dążyć do zmiany niekorzystnego dla nich wyniku i stopniowo przejęli inicjatywę na boisku. Najbliższy pokonania Andrzeja Krzyształowicza był Marek Citko, ale nasz bramkarz nie dał się zaskoczyć. Tuż przed gwizdkiem na przerwę, bliski podwyższenia był Edward Cecot, jednak jego strzał głową, zatrzymał się na poprzeczce. Pierwsza część spotkania zakończyła się wynikiem 1:0 dla Stomilu. W drugiej połowie na boisku pojawił się były zawodnik Stomilu - Cezary Kucharski. Pochodzący z Łukowa zawodnik, został przyjęty oklaskami przez kibiców, pamiętających o jego dobrej grze w biało-niebieskich barwach. Kilkanaście minut później olsztyńskich fanom, nie było w głowie oklaskiwanie Kucharskiego, który po dośrodkowaniu Citki, strzałem głową wyrównał wynik meczu. Legioniści coraz wyraźniej dominowali na boisku, wydawało się, że remis w tym meczu będzie sukcesem Stomilu.
W 76 minucie spotkania trener Kieżun, zdecydował się zmienić zmęczonego Piotra Matysa, na Abela Salamiego. Już trzy minuty później Nigeryjczyk zainicjował akcję, która ponownie wyprowadziła olsztynian na prowadzenie. Szybki napastnik, po odebraniu piłki jednemu z warszawskich obrońców, przebiegł z nią kilkadziesiąt metrów, przed polem karnym futbolówka trafiła do Edwarda Cecota, a następnie do Pawła Holca, który umieścił piłkę w siatce.
Euforię, która zapanowała na trybunach trudno opisać, faworyzowana Legia przegrywa 1:2. Chwilę potem mogło być już 3:1, ale Salami zmarnował doskonałą okazję, udowadniając, że jego zaletą jest szybkość, a nie skuteczność. Wynik już nie uległ zmianie i legioniści po raz drugi z rzędu, wyjechali z Olsztyna bez punktów. Droga do utrzymania była ciągle daleka, jednak kto by się tego dnia tym przejmował, skoro Legia znów była na kolanach.
Cdn.
Łukasz Żukowski
01.12.14 15:03 F.R.T.
legła to stara kurwa ....