Witam ponownie wszystkich kibiców. Spotkanie ze Zniczem rozpocząłem znowu z opóźnieniem, mimo że chęci, aby je zobaczyć miałem aż nadto. Piłkarze wiosną grają przecież nieźle. Starają się grać kombinacyjnie, kusić oko kibiców, zdobywając przy tym sporo punktów.
Wchodząc na teren stadionu dostrzegłem, że wielu kibiców dowożą jeszcze empeki, spodziewałem się niezłej frekwencji. Rzeczywiście, całkiem sporo „wiary” (jak to mawiają na Wielkopolsce) - weekend, niezła pogoda, przeciwnik też atrakcyjny – warto zawitać na Piłsudskiego. Zaskoczeniem było dla mnie przesunięcie Filipka do drugiej linii. Ostatnio prezentował się rzeczywiście nieźle na szpicy i chyba tam jego miejsce. Wysunięty Łukasik, nie był tak „żywotny”. Do pierwszego składu wrócił też Renusz, który znowu miał troszkę słabszy dzień.
Na początku spotkania zadzwonił do mnie kolega. Moment wybrał feralny, ale przedłużałem go, bo na boisku nie działo się zbyt wiele. Gdy po oskrzydlającej akcji lewą stroną, bliski szczęścia był Łukasik, pierwszy raz ożyła trybuna kryta. To pierwsze westchnięcie, pobudzenie, prolog do spodziewanych emocji; ja też od razu zakończyłem połączenie. Troszkę się jednak zawiedliśmy. Na uwagę zasługiwała jeszcze późniejsza akcja Kowalskiego i Filipka, którzy wolejami próbowali rozmontować obronę przeciwnika. Zebrali za to spore brawa, akcja rzeczywiście klasowa, Krzysiek uderzył lekko nad poprzeczką. Z tej połowy na dłużej zapamiętam tylko Pana z trąbką i grzechotką wspomagającego sektor pierwszy, a także spore problemy w defensywie Pawła Głowackiego. Szczególnie w walkach o górne piłki.
W przerwie bohaterami rzutów karnych był dzielny Pan strzelający jedenastki w klapkach oraz sympatyczny trzylatek, który zebrał grad braw za swoje próby :) Na trybunach czuć rozprężenie, kibice typują pozostałe wyniki kolejki, służby porządkowe udają się na zasłużonego dymka.
Druga odsłona była chyba jeszcze słabsza. Wprowadzony jako pierwszy Eduardo nie był efektowny i efektywny tak, jak pamiętaliśmy chociażby z meczu z Ruchem Chorzów czy Jeziorakiem. Tutaj muszę przyznać, że lekko irytuje mnie to poruszenie na widowni po tym, gdy spiker ogłasza z podwójną mocą, że na boisko wkracza „Eduardooooo”. Trochę, jakbyśmy nie dorośli do pewnych rzeczy. Wracając na murawę, oprócz kilku strzałów „na wiwat” albo sytuacji po rzutach wolnych czy główce Alana, trudno mi sobie przypomnieć pozytywne momenty. Mniej produktywny był Kuba Kowalski, który miał jednak niezłe pierwsze trzy kwadranse. Przeciętnie wiosnę zainaugurował też Bogdan Miłkowski. Sytuację starał się zmienić wprowadzony „Suchy”. Bardzo lubię, gdy ten chłopak daje z siebie maksa – widziałem już na rozgrzewce, że ćwiczy sprinty szybko zmieniając kierunek biegu. Dziś zagrał na skrzydle i chyba dał radę. Miał mało czasu na pokazanie się, oddał jeden groźny strzał.
Koniec i mimo że graliśmy z silną ekipą, a remis nie jest zły, brakowało czegoś. Ten sam remis odbieralibyśmy pewnie inaczej, gdyby padły jakieś bramki. Drugi raz w tym sezonie zaliczamy na własnym boisku „klozet”. Szkoda. Pozostaje powtórzyć za kibicami z sektora pierwszego „czy wygrywasz, czy nie...”, aby w końcu nasz Stomil „zagrał, jak za dawnych lat”.
Michał Fedusio
18.04.11 09:13 daro123
Ten 3-latek był świetny daj Boże żeby kiedyś zagrał w STOMILU w ekstraklasie SPW
18.04.11 09:09 Kot
Zgadzam się z autorem. Wchodzi "Eduardoooo!!!!!!", a kupa jak była na boisku tak dalej jest.
17.04.11 22:31 ARDIAN
Murzyn jest traktowany jak wspomniany 3-latek :)