Ostatni raz Stomil we Wrocławiu grał 21 lat temu, więc nadarzyła się doskonała okazja wyjazdu, tam gdzie nas jeszcze nigdy nie było. Ułożyło się wszystko: termin, pogoda, wynik i dobre towarzystwo. Zapraszamy do relacji z tego spotkania z serii "(S)ubiektywnie".
DROGA
Do Wrocławia autem można było dojechać na kilka sposobów, ale jak zawsze w tym przypadku zaufaliśmy amerykańskiemu monopoliście. Poprowadził nas przez Płońsk, koło Łodzi i potem na Wrocław. Bez zbędnych utrudnień i z kilkoma postojami dojeżdżamy pod stadion na około 40 minut przed spotkaniem. Pod bramami już znajome twarze, można było poczuć się jak na domowym meczu.
STADION
Rezerwy Śląska Wrocław swoje spotkania rozgrywają na stadionie przy ulicy Oporowskiej, czyli na obiekcie pamiętający lata świetności wrocławskiego klubu. Trzeba przyznać, że obiekt teraz by spełnił wymogi I ligi. Nie zazdrościmy takiego obiektu, bo nasza trybuna kryta jest na podobnym poziomie. Czym się jednak różnią? Budynkiem klubowym i zapleczem administracyjnym. Wszystko na poziomie, nie to co u nas w Olsztynie. Tam na pewno zimą nie jest zimno. A jeżeli nam nie wierzycie, to zapytajcie w jakich warunkach trenują szachiści Stomilu.
WARUNKI PRACY
Pracowało nam się bardzo dobrze. Tak możemy podsumować jednym zdaniem. Dla dziennikarzy czekało sporo wolnych miejsc, więc nie mieliśmy żadnych problemów z rozłożeniem laptopa i nie trzeba się ściskać jak w Olsztynie. Jak już się usadowaliśmy na swoim miejscu, to składy już były dostępne w wersji papierowej. Nie mieliśmy problemów z otrzymaniem akredytacji, Śląsk Wrocław to klub Ekstraklasowy (jeszcze), więc składaliśmy zapotrzebowanie za pomocą wygodnego serwisu accredito. Po meczu zaskoczyło nas jedynie to, że nie odbyła się tradycyjna konferencja prasowa. Trenera Szymona Grabowskiego nagraliśmy na żywo na tle trybuny krytej. Nikt też nie utrudniał dostępu do piłkarzy już po meczu, a nawet udało się nam zerknąć co się dzieje w szatni Stomilu po ostatnim gwizdku arbitra.
Pod stadionem byliśmy jeszcze bardzo długo w miłym towarzystwie dyskutując o spotkaniu, o liczbach czystych kont Jakuba Mądrzyka. Kierowaliśmy też ruchem, bo pod klubem stały dwa białe autokary i niektórzy piłkarze Stomilu szli nie do tego co trzeba.
Po meczu pojechaliśmy jeszcze zobaczyć w akcji olsztyńskich rugbistów, którzy niestety przegrali swoje spotkanie. Warto oglądać spotkanie zespołu Rugby Olsztyn, chociażby ze względu na grę kibiców Stomilu w tej drużynie. Szkoda, że ostatnie domowe spotkanie w Olsztynie, koliduje się wyjazdem do Krakowa.
Pogoda podczas tego dopisała idealnie, więc na sam koniec, pojechaliśmy zwiedzić starówkę. Nie da się wszystkiego zobaczyć w trzy godziny, ale już pewne wnioski można wyciągnąć, że warto odwiedzić to miasto w wakacje.
OCENA MECZU
Mecz we Wrocławiu spełnił nasze oczekiwania. Stomil zagrał mądrze, skutecznie i efektywnie. Akcje i zagrania, po których padły bramki, mogły się podobać, podobały nam się też akcje, po których nie padły (“setka” Karola Żwira). Duma Warmii zagrała w sposób, do którego już nas przyzwyczaiła i dzięki któremu ma na koncie 14 meczów bez porażki. To naprawdę robi wrażenie, tym bardziej, że każdy wie jak gra Stomil, ale jest on w swoich działaniach na tyle powtarzalny, że kolejna seria zwycięstw właśnie osiągnęła liczbę trzech.
Bardzo dobra gra w obronie, świetny powrót Lukasa Kubania po kontuzji, oraz bardzo fajna gra ofensywnego trio Krawczun - Kurbiel - Żwir. Środek pola często opanowywany przez Macieja Spychałę i Shuna Shibatę, ten drugi wywalczył rzut karny, ponownie pewnie zamieniony na gola przez Piotra Kurbiela. Hubert Krawczun udowadnia, że jest lisem pola karnego, a Karol Żwir znów przeżywa renesans formy. Kapitan Dumy Warmii zanotował asystę przy golu Krawczuna, początkowo błednie przypisaną przez Kynia Kurbielowi. Trzeba wybaczyć naszemu redakcyjnemu koledze, bo to z jednej strony wina “peselozy”, a z drugiej spore wymagania wobec napastnika w biało-niebieskich barwach. Nie zmienia to faktu, że kolejny raz zarówno Żwir, jak i Kurbiel, zagrali naprawdę fajne zawody. Troszkę gorzej tym razem wyglądały wahadła, rozruszane przez zmiany przeprowadzone przez trenera Grabowskiego. Powrót po ciężkiej kontuzji Mateusza Maćkowiaka też napawa optymizmem, tym bardziej, że tej kontuzji po zawodniku widać wcale nie było.
ps. o to talizman Kynia, który od pewnego czasu jest obecny na każdym meczu Stomilu. Od meczu z Motorem Lublin (wygrany 2:1), kiedy to parasol uratował sprzęt Kynia od przeciekającego dachu, to zabieramy go na każdy mecz.
28.04.23 00:23 tomaso
Byłem we Wrocławiu na parę dni z dziećmi. Kraków i Trójmiasto się umywają.
27.04.23 21:47 EXTRA
Kot Ty to masz pomysły 😁.
27.04.23 21:34 kot
Dobrze że parasol otwarty nad głową a nie tam, gdzie nie trzeba.
27.04.23 19:55 EXTRA
Kurczę dobrze że tym talizmanem jest otwarty parasol nad głową , a nie trzymanie palca w uchu , totalnie z humorem to piszę . Pozdrawiam