Nie minęła jeszcze doba od zakończenia meczu z GKS-em Bełchatów, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie po porażce. Kolejny mecz z mocnym przeciwnikiem i kolejne dobre spotkanie naszych zawodników. Tyle co z tego skoro nie zdobyliśmy nawet jednego punktu?
Kolejny raz tracimy głupio bramkę, która powoduję stratę punktów. Nie jest to nic miłego dla nas kibiców, a tym bardziej zawodników i sztabu trenerskiego, widząc wysiłek, który idzie na darmo. Szczerze, na obecną chwilę nie chce mi się pisać o przebiegu meczu, ale jak już się zaoferowałem to postaram się coś mądrego napisać.
Zacznę od rozgrzewki. Znów mnie podejście trenerów i chłopaków do niej nie przekonała. Wolna, statyczna, monotonna, bez werwy i animuszu. Co innego zawodnicy Bełchatowa, biegali i szarpali jak szaleni. I kolejny raz obawy, że może być źle. Jednak znowu nie miałem racji, gdyż chłopaki weszli dobrze w mecz i przez 90 minut zasuwali sumiennie. Widocznie trenerzy mają odpowiedni sprzęt do sprawdzenia wydolności zawodników i znają już ich na tyle, że wiedzą ile im potrzeba do przystosowania organizmu do rytmu meczowego.
Trener Łopatko nastawił chłopaków na otwartą grę z liderem i miał rację. Lider liderem, ale nic specjalnego rywale nie pokazali. I mogę śmiało powiedzieć, iż momentami to Stomil miał przewagę i stwarzał ciekawsze sytuację podbramkowe. Kiedy trzeba było zawodnicy grali wyżej stosując pressing, a kiedy trzeba było odpuścić i się cofnąć to robili. Miło się oglądało jak obrońcy grają piłką, nie grają długich piłek za każdym razem, tylko czekali, aż zrobi się więcej miejsca by podać do pomocników, którzy wychodzili do piłki a nie uciekali w głąb boiska unikając gry i walki.
Jeżeli chodzi o ofensywę to za mocnej siły uderzenia w ataku nie mamy. Łukasik biegał, wałczył, starał się, ale co z tego jak efektu żadnego? Dobrze, to wyglądało jak gospodarze wyprowadzali piłkę, gdzie on wraz z Darmochwałem i Kato bądź Lechem, przesuwali się za piłką, nie dając im wyprowadzić piłki z własnej połowy podaniami tylko zmuszali grania długich zagrań na walkę, które padały nie rzadko naszym łupem. Jednocześnie wybijając GKS z rytmu. Mogło to się podobać, gdyż rywale nie myśleli ich Stomil postawi im takie warunki, zdarzało się, że denerwowali się i krzyczeli na siebie nawzajem co drużynie nie pomaga, a wręcz przeciwnie przeszkadza. Szkoda nie wykorzystania tych momentów dekoncentracji rywala, bo mogliśmy wracać do domu w zupełnie innych nastrojach, bo sytuacji ku temu było kilka. A tak dla nich bramka padła po błędzie wyprowadzania piłki z naszej połowy, w środkowej części boiska jak się nie mylę przez Grzegorza Lecha. Podanie poszło na lewą stronę (patrząc z perspektywy atakujących - red.) gdzie nie było Jasia Bucholca, który włączył się wcześniejszej akcji nie zdążył wrócić i nikt go niestety nie zaasekurował. Piłka dograna z boku, którą na rękach miał praktycznie Piotr Skiba, ale przez nieporozumienie z Arkadiuszem Mroczkowskim, spowodowało to, że futbolówka przeleciała pod rękami Piotrka co wykorzystał Adrian Basta i strzelił gola do pustej bramki. W pierwszym momencie wydawało mi się, że bramka padła ze spalonego. Po obejrzeniu powtórek, utwierdziły mnie one w tym przekonaniu.
Nie będę dziś oceniał zawodników w osobna bo wszyscy zagrali na dobrym poziomie. Więcej wymagać na pewno należy od napastnika czyli Łukasika, który walczył, biegał jak zawsze, ale znów 20-25 minut i nie ma sił. A sytuacja z drugiej części meczu przy stanie 0:0 i strzał na praktycznie pusta bramkę prosto w nogi Arkadiusza Malarza będzie mu się śnił jeszcze długo. Każdy widział jak biegał z językiem na wierzchu. Także od Kato należy wymagać więcej, bo stać go na więcej, co udowodnił już kilka razy we wcześniejszych spotkaniach. Piotra Darmochwała nie będę chwalił za wiele, bo wszyscy już wiedzą o jego możliwościach i zaangażowaniu. Nie pominę tutaj Dawida Szymonowicza. Kolejny mecz i kolejne super zawody na niewdzięcznej pozycji. Mimo 19 lat biegał przez pełne 90 minut z pełnym zaangażowaniem. Widać po nim dobre cechy motoryczne, ale to nie wszystko. Charakter do walki niesamowity, a ponadto technika na dobrem poziomie, taktycznie również spełniał określone zadania. Przede wszystkim defensywę, łatając dziury w obronie i pomocy. Ale to nie wszystko. Również do przodu potrafił się "bujnąć" stwarzając zagrożenie dobrymi podaniami. Jak tak dalej pójdzie to po zakończeniu należy siąść z nim do rozmów o nowym dłuższym kontrakcie, bo rywale nie śpią i swoich skautów wysyłają na mecze. Nie można pozwolić by z nim stało się to co z Dominikiem Kunem, który poszedł za "drobne" do Pogoni Szczecin. Z tym chłopakiem należy wiązać przyszłość.
Jestem dobrej myśli przed niedzielnym meczem z Tychami. Jeżeli chłopaki zagrają podobnie jak w Bełchatowem, z sercem, wiarą we własne możliwości i chęcią zgarnięcia trzech punktów o wynik jestem spokojny. Tylko panowie trzeba wierzyć jak kibice wierzą!
Ps. Jeszcze słowo do użytkownika "tojwek". W Bełchatowie też trener Łopatko lekko rzecz ujmując olał kibiców i nie podszedł pod sektor jak piłkarze. Niby pochopnie wysuwam wnioski?
24.04.14 20:34 barakuda
Można rzec że ilość nie przekłada sie na jakość ale nie o to w tym chodzi.każdy kibic jest ważny czy to piknik czy fanatyk!!!
24.04.14 19:49 tojwek
Ty piszesz o tym co widzisz, ja piszę o tym co widzę ja. Każdy z nas ma różny punkt widzenia, więc spostrzeżenia mogą być inne, a wnioski zupełnie odmienne. Ja jednak wystrzegałbym się kreowania opinii o postawie trenera po meczu w felietonie o taktyce zespołu, bo nijak tu nie pasuje. Poza tym ostatnio na ŁBN przychodzi 100-150 osób (popraw mnie jeśli się mylę), a na krytej jest ich ok. 1000 lub więcej. I tu i tu kibice...