Andrzej Biedrzycki pracuje w Stomilu Olsztyn do końca lipca. Przeprowadziliśmy wywiad podsumowujący działalność w klubie popularnego "Biedrzy".
Pana odejście ze Stomilu najbardziej zaskoczyło olsztyńskich kibiców. Pożegnał się pan z klubem w zgodzie, czy było nerwowo?
- Przeprowadziliśmy męską rozmowę. Ja powiedziałem, co mi się w tym wszystkim nie podobało, do czego mam duże wątpliwości. Jak odchodziłem z klubu będąc jego szkoleniowcem, gdzie wtedy prezesem był Marian Świniarski, to odchodziłem w zgodzie. Pan Marian powiedział, że jeszcze może wrócę do klubu. Ja nigdy nie mówię nigdy, a po drugie zawsze trzeba rozmawiać i przedstawiać swoje argumenty. Padło kilka mocnych zarzutów co do mojej osoby, ale te sprawy się wyjaśniły. Ja mam nadzieję, że pani Ewa Bagińska z komisji rewizyjnej na ten temat się wypowie, bo zarzuty jakie na walnym padały dotyczące sprawach finansowych nie dotyczyły mojej osoby. Nie chciałbym, żeby to było odebrano, że wypowiadam się w swojej sprawie, ale pani Ewa miała przygotowane sprawozdanie co do mojej osoby. Myślę, że niektórym osobom otworzyłoby to oczy. Ja zawsze pracuje tam gdzie mnie chcą, i tam gdzie ja chce. Nie mam żalu. O pewnych sprawach trzeba mówić otwarcie i przekonywać poprzez argumenty. Dla mnie liczy się najbardziej aspekt ludzki. Nie chciałbym mówić o szczegółach rozmowy z nowym zarządem, to zostanie między nami.
Żalu pan nie ma, ale jakieś uczucia muszą się wiązać z odejściem. Co pan czuje? Można to jakoś porównać z odejściem pana do Jagiellonii Białystok, jeszcze z czasów jak był pan czynnym piłkarzem.
- To są dwie różne sprawy. Wtedy robiłem wszystko, żeby zostać w Stomilu. Chciałem tylko zapewnienia spłat zadłużenia, bo wiedziałem, że jak wtedy tego nie załatwię, to nic nie odzyskam. Nie dostałem tego zapewnienia. Potem poszedłem na rękę klubowi i podpisałem ugodę, żeby Stomil nie dostał zakazu transferowego. Teraz przyszedł nowy zarząd i mogą podejmować swoje decyzje. Do mnie wcześniej już dotarły takie informację, że odejdę. Spotykając wcześniej kandydatów do zarządu nikt mi nie potrafił tego powiedzieć. Wiem dlaczego, ale to też zostawię dla siebie. Jak powiedziałem wcześniej: ja pracuję tam gdzie mnie chcą. Mi także musi być po drodze.
Otrzymał pan propozycję zostania w klubie w innej roli?
- Taka propozycja padła między wierszami pod koniec naszego spotkania, jednak nie było to nic konkretnego. Jeżeli pracując jest się za coś odpowiedzialnym, a później byłaby to inna funkcja to dla mnie byłaby to degradacja. Nie chciałbym żeby to było odebrane, że muszę być tutaj za wszelką cenę. Większość życia poświęciłem temu klubowi. Ja zawsze robiłem wszystko, żeby ten klub robił progres, żeby szedł do przodu. Pracowałem w określonych warunkach. Nie powiem, że było łatwo i przyjemnie.
Co pan teraz planuje?
- Jestem obecnie na okresie wypowiedzenia umowy (do końca lipca - red.). Chciałbym też chwilę odpocząć, bo od trzech lat nie byłem na urlopie. Gdy piłkarze mają wolne, to dla mnie wtedy były najtrudniejsze dni. Trzeba było dogrywać obozy, negocjować z zawodnikami. W tym okresie było najwięcej pracy. Czas pokaże, co będę robił. Ja zawsze dawałem sobie radę.
Proszę podsumować te trzy lata pracy w Stomilu.
- Część kibiców chyba zapomniała, że jak obejmowałem stanowisko dyrektora sportowego to z zespołu odeszło sześciu podstawowych piłkarzy. M.in. Jakub Kowalski, czy Michał Renusz. Personalnie zespół był lepszy przed moim przyjściem, ale nie udało się awansować. Weszliśmy do I ligi ściągając m.in. takich zawodników jak Michał Świderski, czy Dominik Kun. Na początku trener Zbigniew Kaczmarek miał obawy co to będzie, a ja byłem przekonany, że niema ludzi niezastąpionych, tylko są trudni do zastąpienia. Kibice mieli pretensje do mnie o niektóre transfery, że mogłyby być lepsze, ale większość moim zdaniem była trafiona. Np. Paweł Kaczmarek, Marcin Warcholak, Dominik Kun, Łukasz Jegliński, Grzegorz Lech, czy Mindaugas Kalonas. Bogatsze kluby mają większe manewry, a im też się przytrafiało ściągnąć zawodnika, który nie wkomponował się do zespołu. Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii Warszawa powiedział kiedyś fajne zdanie: z transferem jest tak jak z przeszczepem, niby wszystko pasuje, a organ zostaje odrzucony. Były pretensje o transfery zawodników z III ligi. My ich ściągaliśmy z myślą o przyszłości, po to żeby ich przygotowywać pod I ligę, chcieliśmy sprawdzić, czy są gotowi do gry na tym poziomie. Uważam, że przy odpowiednim przygotowaniu mogą rywalizować z pozostałymi zawodnikami Stomilu. Przychodząc do klubu zakładaliśmy sobie, że ściągamy najlepszych zawodników z regionu. Dopiero, gdy nie ma kogoś odpowiedniego na daną pozycję, to szukamy w Polsce. W ostatniej rundzie 22 piłkarzy na 26 było z Warmii i Mazur. Kibice chcą się utożsamiać z taką drużyną. To jest dobry kierunek. 20 lat temu pokazaliśmy, że przy takich założeniach można awansować do Ekstraklasy.
Dlaczego nie udało się w rundzie wiosennej podpisać nowych, dłuższych kontraktów z Marcinem Warcholakiem oraz Piotrem Darmochwałem.
- To nie jest takie proste. Darmochwała długo przekonywałem, żeby do nas przyszedł. Warunkiem jego przyjścia była klauzula odejścia po spadku z I ligi. Piotrek przyszedł do nas za darmo. To trzeba podkreślić. Większość naszych transferów była darmowa, albo za niewielką kwotę odstępnego lub na procenty z następnych transferów. Żeby pozyskać dobrego zawodnika trzeba mieć określone środki. Jeżeli chodzi o Warcholaka to był to od początku mój pomysł. Byłem przekonany, że wkomponuje się w zespół. On miał ważny kontrakt z Gryfem Wejherowo. Rozmawiałem z dyrektorem tego klubu i udało się go wypożyczyć na pół roku. To jest jeden z lepszych lewych obrońców I ligi. Szkoda, że Pogoń Szczecin się na niego nie zdecydowała, bo on spokojnie może skoczyć na poziom Ekstraklasy. Rozmawiałem kilkakrotnie o przedłużeniu kontraktu z Marcinem. Była propozycja kontraktu bez względu, w której lidze będziemy grać. Prezes Czałpiński nie do końca chciał wyrazić na to zgodę. Później rozbiło się o warunki na jakich miałby zostać, a na koniec zawodnik zaczynał otrzymywać propozycje z innych klubów. Do końca z Marcinem byliśmy w kontakcie, zawodnik przedstawił swoje warunki, ale klub nie był wstanie na nie przystać. Finansowe sprawy podejmuje zarząd. Ja mogę tylko przekonać zawodnika do gry w naszym zespole, reszta zależy od finansowych możliwości klubu. Przy okazji chciałem wyjaśnić i zamknąć sprawę Dominika Kuna. Z Adamem Łopatko udało się nam namówić rodziców, żeby zawodnik tutaj przyszedł. Warunek był taki, że w kontrakcie musi być mała suma odstępnego. Dominik wyjeżdżając na testy do Pogoni zrezygnował z tego punktu. Dzięki temu otrzymaliśmy więcej pieniędzy za wyszkolenie piłkarza. Chcieliśmy żeby odszedł na koniec sezonu, bo jestem przekonany, że jakby został, to sportowo byśmy się utrzymali. Ale jak wrócił z tych testów, to wiedzieliśmy, że bardzo chciał tam grać. Zawodnik zrezygnował nawet z sumy, która mu się należała od transferu. Klub zarobił ostatecznie sześć razy więcej, niż suma odstępnego, która była zapisana przy podpisywaniu kontraktu z piłkarzem.
Obserwując pracę klubu miałem takie wrażenie, że za dużo miał pan obowiązków niekoniecznie bezpośrednio związane z funkcją dyrektora sportowego. Nie przeszkadzało to panu w codziennej pracy?
- Musimy zdawać sobie sprawę w jakich warunkach funkcjonuje ten klub. Tu nie pracuje sztab ludzi jak w Legii Warszawa czy Wiśle Kraków. Na etacie jest pięć osób, a oprócz pierwszego zespołu trzeba jeszcze zająć się drużyną rezerw czy 13 zespołami juniorskimi. Ja jestem taką osobą, że jak mogłem pomóc, to pomagam. Wiem w jakich okolicznościach pracujemy. Mi to nie przeszkadzało w codziennej pracy, a błędów nie robi ten, kto nic nie robi.
07.07.14 12:56 franek dolas
przedłużenie kontraktu z korzeniowskim to chyba na koniec mały psikus po złości, w 4 lidze nie daje rady a co dopiero w 1 lidze, ale umowę trzeba przedłużyć, to taki kawał na odchodne
07.07.14 12:40 Martini
za Grześka Lecha moim skromnym zdaniem powinien grac Piotrek Głowacki potrzebny tylko napastnik ale naprawde klasowy typu Dariusz Zjawiński.
07.07.14 12:13 maniek86
Piceluk niech spada do Poznania. Lepiej gra Siemaszko i Żwir od niego.
07.07.14 12:11 maniek86
Kto zostanie teraz dyrektorem sportowym i klubowym? Kto za Grześka Lecha? Jaki napastnik przyjdzie? Czas leci szybko panowie. Mecz w Wigrami coraz bliżej a my jesteśmy w ....
07.07.14 12:07 Maniuś
Panowie dzis pilkarze maja moze trening na kortowie ? No i o ktorej godzinie? Slyszalem ze maja cos po 17 ? Dobrze slyszalem. Moze cos na ten temat pan Emil wie. A i z innej beczki podobno piceluk w tym tygodniu podpisuje kontrakt.
06.07.14 22:56 adam
Ooooooo, to na wyborach zarządu musiało być dużo dzieci;)
06.07.14 22:48 Pawlik
Przeciez to normalne ze jak ktos sie wyroznia to nie zostaje w Stomilu i na koniec rundy nie podpisze z nami konktraktu.Panie Andrzeju zadna ujma panu pracowac w Stomilu pelniac inna funkcje jesli takowa sie nadarzy,co pan sie honorem chce uniesc.Na ta chwile jest pelna amatorka nie ma sparingow nie ma kluczowych zawodnikow ,nie ma rozmow z miastem ani sponsorem tylko jakies wybory i oswiadczenia zarzadu .Kasy nie dostaniecie od miasta i sponsora i zarzad do dymisji sie poda szybciej jak zostal wybrany.Albo z tym Picelukiem co wy odwalacie ,malo ze jest tragedia to jeszcze nerwy kibicom szarpiecie,a te bajki z ekstraklasa to mozna dzieciom opowiadac.
06.07.14 20:16 SzEFoo
Wróbel w Rozwoju Katowice. Nie wiem kogo my ściagniemy na ostatnia chwile albo czy w ogole kogoś ściagniemy, kto będzie realnym wzmocnieniem. Przez te zawirowania w klubie możemy mieć duże problemy w tej rundzie...
06.07.14 18:42 zjs
Na razie jest tak. 2/3 sierpnia pierwsza kolejka, obóz przygotowawczy w Jarocinie odwołany, sparingi odwołane to rozgrywa się gierki kontrolne miedzy sobą a drużyny nie ma. Panowie! To nawet nie amatorszczyzna! To manufaktura.
06.07.14 18:11 Drinks
Jasne.Jak dyrektor mówi że zawodnik bedzie dobry i nam sie przyda to nie podpisuje sie kontraktu na rok a jak już to z opcją jego przedłużenia.Szanuje Biedrzyckiego za dawne czasy ale nic wiecej.