Po meczu Olimpia Grudziądz - Stomil Olsztyn rozmawialiśmy z Danielem Mikołajewskim, który w spotkaniu obejrzał dwie żółte kartki, a w konsekwencji czerwoną.
Pierwsze punkty wyjazdowe w tym sezonie dla Stomilu stały się faktem, ty jednak tego meczu nie będziesz wspominał dobrze.
- Cieszy jeden punkt zdobyty na wyjeździe. W drugiej połowie meczu byliśmy dobrze zorganizowani, w pierwszej też dowieźliśmy to do końca. Gdy graliśmy po jedenastu, to Olimpia nie miała klarownych sytuacji do strzelenia gola. Jestem trochę załamany, tym, że dostałem drugą żółtą kartkę. To zagranie jak najbardziej na żółtą, ale nie w momencie, gdy już jedną mam na koncie. Zawodnik o mniejszych gabarytach, zrobiłem ten ruch, ale wpakował mi się w bark, a nie, że ja zrobiłem ruch łokciem. Nie powinienem za to wylecieć z boiska.
W poprzednim spotkaniu za podobne zagrania żółte kartki obejrzeli Wiktor Biedrzycki oraz Adrian Karankiewicz. Może to taka interpretacja teraz?
- Możliwe, nie mnie to oceniać. Jestem na siebie zdenerwowany, ale dobrze, że udało się dotrzymać wynik do końca.
Będzie ci się śnił po nocach ten strzał, w którym zamiast strzelić w bramkę, to trafiłeś w Pawła Baranowskiego, który był na spalonym?
- Przez chwilę będę o tym myślał, ale zapominam o tym. Trzeba się skupić na swojej grze przed następnym meczem.
To był pierwszy wyjazdowy mecz w tym sezonie, w którym Stomil potrafił podnieść się po stracie bramki.
- Zgrywamy się. Wiemy jak się asekurować, współpracujemy ze sobą, jesteśmy dobrze zorganizowani. Wyeliminowaliśmy własne błędy do minimum i to przynosi efekty.