To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Kolega z klasy ciągle opowiadał o Jankowskim, Sokołowskim, Czereszewskim, Taliku aż w końcu namówił mnie bym wybrał się z nim na mecz.
Było to spotkanie drugiej ligi pomiędzy Stomilem a Bełchatowem. Olsztynianie wygrali 2:1, kumpel szczęśliwy, a mnie jakoś spektakl nie zachwycił. Zimno, piłkarze anonimowi i chyba nie połknąłem bakcyla. Mecze oglądane w telewizji były wtedy zdecydowanie dla mnie ciekawsze i w dalszym ciągu nie mogłem zrozumieć dlaczego ludzie się tak fascynują tym Stomilem.
Pół roku później - 9 kwietnia 1994 - znowu trafiłem na mecz. Pogoda już lepsza, otoczka zdecydowanie ciekawsza, bo pojedynek z Radomiakiem Radom miał pokazywać Polsat. I magiczne słowo, które słychać było wszędzie – Ekstraklasa. Olsztyn, Warmia i Mazury nigdy przedtem nie miały swojego reprezentanta w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zawsze czegoś brakowało.
Teraz awans był coraz bliżej, tylko ten Radomiak psuł nastrój. Mieli (chyba) więcej pieniędzy, znanych piłkarzy (Czykier, Siadaczka) i mogli pokrzyżować plany. Gdy już zasiadłem na swoim miejscu, czekając na pierwszy gwizdek sędziego czułem, że jestem świadkiem czegoś wyjątkowego. Doping, piosenka "Stomil Pany" lecąca z głośników i twarze ludzi siedzących dookoła.
Olsztyn to zawsze była Polska B, szczególnie jeśli chodzi o piłkę nożną. Pierwsza liga była do Śląska, Warszawy, Łodzi, Krakowa i innych. Z północnego wschodu kraju tylko Jagiellonia grała kilka lat o mistrzostwo Polski, ale Olsztyn to była maks druga liga. Teraz wszyscy liczyli, że marzenia się ziszczą, że Legia, Górnik czy Widzew za chwilę tu przyjadą. Chyba wtedy dopiero poczułem, to jest mój klub, jestem stąd, jestem Stomilowcem.
Nie pamiętam poszczególnych akcji, tylko momenty. Stadion oszalał już w 2 minucie, gdy Jankowski umieścił piłkę w siatce. Z każdą sekundą sukces się zbliżał. W międzyczasie bodajże Sokołowski nie wykorzystał karnego. Końcowy gwizdek, który nie oznaczał jeszcze Ekstraklasy dla Olsztyna, ale znacznie ją przybliżał, wywołał euforię. Wychodząc ze stadionu wiedziałem jedno, będę tu wracał. Żadna zagraniczna czy krajowa drużyna nie da mi takiej radości jaką wtedy czułem. Nie mogłem się doczekać by znów zobaczyć ich grających. Stadion wydawał się wielki jak Maracana, piłkarze dobrzy jak AC Milan. Kilka tygodni później awans stał się faktem. Na tyle ile mogłem oglądałem mecze na żywo, oglądanie meczów Stomilu stało się moją pasją. Kolega, który namówił mnie na pierwszy mecz, też był stałym bywalcem na Piłsudskiego i spełnił swoje marzenie, grając dla OKS-u w ekstraklasie.
Cdn...
ps. Nazywam się Łukasz i w serwisie stomil.olsztyn.pl będę odpowiedzialny za cykl wspominkowych artykułów "Pamiętam i nie zapomnę".
13.05.14 19:25 VALDI
Dwa tygodnie później był mój pierwszy meczyk na Stomilu wygrana z Pabianicami 5:0 Czereś wbił cztery bramki, wtedy to była cała wyprawa dla trzech chłopaków po 11-12 lat z Butryn i tak już zostało po dziś dzień.
09.05.14 21:47 F.R.T.
"radomskie pały na dworcu wpierdol dostały" moja pierwsza awanturka :)
08.05.14 23:10 Joe Black
Fajna fota
08.05.14 11:57 KtosKcies
Fajny artykuł... aż łezka w oku się kręci jak widzi się zdjęcie wypełnionego po brzegi stadionu... :)