W latach naszej gry w Ekstraklasie, rozgrywaliśmy wyrównane mecze z ówczesnymi mocarzami polskiej ligi. Widzew, Legia czy Wisła, wiedziały co to znaczy przegrać ze Stomilem. Każdy kibic, który miał to szczęście, że oglądał grający w elicie OKS, pewnie tęskni za takimi pojedynkami.
Jednak jeden klub niekoniecznie pozytywnie jest wspominany w Olsztynie. Mimo,że Ruch Chorzów w naszym najlepszym okresie, nie należał zazwyczaj do ligowej czołówki, był sprawcą najdotkliwszej porażki "Biało-niebieskich". Wyniku nie będę przypominał, bo po co. Rozegraliśmy z chorzowianami wiele spotkań, jednak przegrana z pierwszego sezonu w elicie, jest niestety najbardziej pamiętana.
Jednak są mecze, których nie musimy się wstydzić i może je lepiej wspominać. Jednym z nich była inauguracja sezonu 1997/98. Przygotowania do ligi przebiegały mniej dramatycznie, niż w poprzednich sezonach. Trener Bogusław Oblewski utrzymał posadę, w klubie zostali czołowi zawodnicy Rafał Kaczmarczyk, Jacek Płuciennik czy Arkadiusz Klimek. Zostało zrealizowanych również kilka transferów do klubu. Kibice najwięcej obiecywali sobie po Marcinie Szuliku, grającym poprzednio w warszawskiej Polonii. Cztery lata przed transferem do Stomilu, pochodzący z Nowej Soli pomocnik, wywalczył złoty medal mistrzostw Europy do lat 16. W decydującym o tryumfie meczu, młodzi Polacy pokonali Włochów 1:0, a decydującą bramkę strzelił właśnie Szulik. Wspomnę jeszcze, że bramki reprezentacji Włoch strzegł wtedy niejaki Gianluigi Buffon.
W pierwszej kolejce przeciwnikiem OKS-u był chorzowski Ruch. Zespół utytułowany, jednak w tamtym okresie to chyba Stomil dysponował silniejszą kadrę. W poprzednich czterech meczach na poziomie pierwszoligowym, olsztynianiom nie udało się ani razu wygrać z Ruchem, więc należało w końcu tą złą passę przerwać. W jedenastce wybranej przez trenera Oblewskiego na ten mecz, znalazło się 3 debiutantów. Obok Szulika, także Rafał Szwed i Marcin Godlewski.
Nie wiem czy to letnia pogoda, czy stres związany z rozpoczęciem sezonu, jednak pierwsze minuty pojedynku nie wskazywały na to, że wreszcie chorzowianie wyjadą z Olsztyna na tarczy. W pierwszej połowie to debiutant Szulik sprawiał najlepsze wrażenie. Imponował walką i nieustępliwością, te cechy sprawią ,że blondowłosy pomocnik szybko stanie się ulubieńcem kibiców. Niestety wynik i obraz gry nie ulegał zmianie. W 66 minucie szkoleniowiec Stomilu dał szansę gry kolejnemu nowemu zawodnikowi – Łukaszowi Stasiukowi. Imponujący szybkością pomocnik już w pierwszej akcji po wejściu na boisko, zaznaczył swoją obecność na murawie. Po jego podaniu w pole karne gości wbiegł Arkadiusz Klimek, Maciej Mizia powstrzymał go niezgodnie z przepisami, a arbiter wskazał na punkt oddalony jedenaście metrów od bramki. Chwilę później Andrzej Jankowski uzyskał prowadzenie dla Stomilu. Chyba wreszcie zarówno kibice, jak i piłkarze uwierzyli ,że ten Ruch można wreszcie pokonać.
5 minut później, wszyscy już wiedzieliśmy, że trzy punkty zostaną w Olsztynie. Marcin Baszczyński faulując Klimka nie tylko zapracował na czerwoną kartkę, ale sprokurował również rzut wolny, który na bramkę zamienił Rafał Kaczmarczyk. Nie było to ostatnie trafienie olsztynian tego dnia, tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego, wynik ustalił Andrzej Jasiński. Nie udało się wprawdzie strzelić tylu bramek by wymazać z pamięci wynik z 95 roku, ale ten Ruch jednak nie zawsze był jednak taki straszny.
Cdn.
Łukasz Żukowski
28.07.14 17:00 Kot
Stasiuka pamiętam, taki kuc.
28.07.14 13:40 Tiger
To był świetny mecz. Baszczyński też chyba wtedy debiutował w e-klasie. Najbardziej jednak wspominam podróż do Olsztyna tego dnia, kiedy to w Ostródzie okazało się, że we wjeżdzającym na peron pociagu z Torunia siedzi ok 300 chorzowian..."zamieszania" było sporo:-)