Stomil Olsztyn w ostatnim sparingu przed startem rundy wiosennej zagrał z RFS-em Ryga. Olsztyński zespół pokonał 1:0 wicemistrza Łotwy. Po meczu o komentarz poprosiliśmy napastnika Stomilu - Artura Siemaszkę.
Jak oceniasz mecz?
- Sprawdzian z takim przeciwnikiem przed sezonem, to fajne przetarcie. To co ma przyjść, to jednak zwycięstwo za tydzień i wszyscy będziemy się pozytywnie przygotowywać do meczu z Odrą.
Prawie strzeliłeś bramkę, dobitka Szymka Sobczaka z najbliższej odległości.
- Nieważne, ważne, że jest gol dla Stomilu. Asysta też w jakiś sposób mnie cieszy, bo potrzebuję liczb, ale one maja przyjść w lidze, więc na razie spokojnie do tego podchodzę. Teraz mamy cały tydzień, by spokojnie skupić się na meczu z Odrą Opole.
- Zagrałeś jako skrzydłowy czy jako drugi niby napastnik?
- Zdecydowanie jako skrzydłowy na prawym skrzydle. Akceptuję to, co trener wykreśli na tablicy. Nigdy nie podważam decyzji szkoleniowca i nie narzekam na to gdzie gram. Wiele razy mówiłem, że jestem głównie napastnikiem, ale fajnie, bo uczę się tej pozycji na skrzydle. W tym meczu nieźle to wyglądało, nawet z Jankiem Bucholcem rozmawiałem o grze defensywnej, że pojawiają się już w mojej grze pewne automaty.
Z twojej miny nie widać zadowolenia po tym meczu. Wiem, że masz zawsze wysokie wymagania wobec siebie i zespołu. Co w takim razie nie jest tak?
- Brakuje mi po prostu sytuacji. Tak naprawdę cieszę się tylko wtedy, gdy strzelę bramkę i do tego chcę dążyć. W głębi ducha się cieszę ze zwycięstwa, ale też mówię sobie, że tych sytuacji nie było za dużo, a zaraz będzie mecz ligowy, w którym potrzebujemy sytuacji, żeby wygrać i zdobywać punkty. Bardzo pokornie do tego wszystkiego podchodzę. Fajnie, że dzisiaj wygraliśmy, ale wiele pracy przed nami.
Możemy wyciągać już jakieś wnioski przed pierwszym meczem, odnośnie pierwszej jedenastki.
- Ciężko powiedzieć. Każdy z nas na pewno robi swoje. Były dwa obozy, podczas których każdy dał z siebie wszystko, by znaleźć się w wyjściowej jedenastce. Zapewne tez każdy z nas zdaje sobie sprawę, że dziś wyjść w wyjściowej jedenastce, coś może zaznaczyć przed sezonem. To oczywiście pytanie do trenera, ale ja, jako piłkarz, tak bym myślał.
- Jak oceniasz te przygotowania?
- Wydaje mi się, że w tym meczu można było zobaczyć to, jak ciężko przepracowaliśmy okres przygotowawczy. Całkiem nieźle to wygląda, jeśli chodzi o bieganie i naszą fizyczność. Sam czułem, że nogi z minuty na minute pozwalają mi dawać więcej "baterii". Pod koniec pierwszej połowy puściłem już sobie piłkę na taką swoją odległość, w której lubię się pościgać i widziałem jak zdobywam teren, więc chyba idzie to w dobrą stronę.
Ładne podanie otwierające od Sama van Huffela. Rozumiecie się już dobrze? Ze wszystkimi nowymi zawodnikami?
- Weryfikacja nadejdzie dopiero w sezonie. To był sparing, nie możemy się też zachłysnąć dwoma czy trzema podaniami. Weryfikacja przyjdzie dla każdego z nas. Gdy tych podań będzie więcej, wtedy będziemy mogli powiedzieć, że się rozumiemy, że on spełnia swoją rolę w zespole. Wiele pracy przed nim, przed nami. Tak jak powiedziałem, pokornie podchodzę do tej rundy, sparing to duży plus, ale to za tydzień musimy wygra mecz.
- Za tydzień rusza liga. Do Olsztyna przyjeżdża Odra, która będzie walczyć do końca. Jakie przewidywania przed tym meczem?
- Ciężko przewidywać pierwsze spotkanie po okresie przygotowawczym. Nie za bardzo interesuję się tym, co dzieje się w innych zespołach, a jestem taki zawodnikiem, który patrzy tylko na siebie. Może przez to jestem właśnie napastnikiem, łamanym w trzydziestu procentach na pomocnika, ale jak mówiłem, odpowiedzi przyjdą w tych meczach ligowych, Jaki ten okres przygotowawczy był, u nas u nich, jak będzie to wyglądać. Mi wydaje się, że dawno w Stomilu nie było takiego fundamentu przed rundą rewanżową. Na pewno jestem dobrej myśli, ale podchodzę do tego spokojnie.
Jak w takim razie ty czujesz się przed startem ligi?
- Mocny. Mocny fizycznie. Może te nogi nie niosą mnie jeszcze w stu procentach tak, jakbym sobie życzył, bo brakuje jeszcze dynamiki, ale już po meczu jestem troszkę spokojniejszy. Puszczając sobie piłkę kilka razy, widziałem, jak zdobywam teren i zawodnicy rywala za bardzo nie mogli nic zrobić i o to w tym wszystkim chodzi. Obu tych sprintów było coraz więcej, bo to dodatkowy plus dla drużyny.
Jesienią zaczynałeś od 60 minut na pełnych obrotach, ale twoja wydolność rosła. Teraz już 90 minut zasuwania box to box?
- Mam nadzieję, że tak. Był taki moment na obozie w Nieborowie, że poprosiłem o granie i zagrałem w ciągu trzech dni dwa mecze, po 90 minut. Może nie było to tak intensywne 90 minut, jak w lidze, ale w żadnym stopniu nie będę kalkulował. Jeśli będzie to 70 minut, ale będę mógł w tym czasie dać z siebie 120 procent, to tyle będę dawał i będę się starał dawać jak najwięcej dla drużyny. Jeśli będzie to 90 minut, to tylko będę się cieszył i drużyna na tym skorzysta. Weryfikacja nadejdzie już za tydzień.