Znowu piłkarze OKS-u pokazali swoją gościnność. Tym razem ze stolicy Warmii i Mazur punkt wywiozła drużyna Świtu, która na jeden punkt absolutnie nie zasłużyła. Do przerwy olsztynianie powinni odprawić rywali z kwitkiem i wysłać w drogę powrotną do Nowego Dworu Mazowieckiego.
Dlaczego tak się nie stało? O tym nawet przykro pisać. Wspomnienie tego meczu, mam nadzieję, że wielu kibicom w pamięci nie zostanie. Samo spotkanie dostarczyło fanom emocji, ale nie takich, na które liczyli. Zamiast euforii i radości z trzech punktów, czuć gniew i bezsilność.
Już po kilku minutach od rozpoczęcia meczu dośrodkowanie Daniela Michałowskiego mógł wykorzystać Paweł Baranowski. Obrońca OKS-u jednak złożył się do uderzenia mało profesjonalnie i nie zdołał przeciąć tej wrzutki. Ile sytuacji zmarnował duet napastników Łukasz Suchocki - Łukasz Tumicz, to nie wyliczyłby tego nawet najdokładniejszy statystyk. Po jednej takiej akcji i zagraniom z pierwszej piłki sam na sam z bramkarzem Świtu znalazł się Tumicz, ale kopnął prosto w Michała Bigajskiego. Warto się spytać: czy można zmarnować lepszą sytuację niż rzut karny? Życie pokazało, że można. I to samo życie wylało nam na gorące głowy kubeł zimnej wody, pokazując, że rzutu karnego też można nie wykorzystać. W polu karnym wrzutkę z prawej strony boiska ręką próbował zatrzymywać obrońca Świtu, a Mariusz Korpalski z Torunia bez wahania wskazał na 11. metr. Do piłki, jak w meczu z Okocimskim Brzesko, podszedł Paweł Głowacki i... I pokazał, że rola wykonawcy rzutów karnych po prostu mu nie leży. Głowacki uderzył lekko i bez przekonania (ale tym razem przynajmniej w bramkę - marne pocieszenie), więc Bigajski nie miał problemów z opanowaniem lecącej w niego piłki. I w tym momencie należy się cofnąć do postawionego wcześniej pytania o zmarnowane okazje strzeleckie. W tej rundzie o palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o niewykorzystane okazje bramkowe, bić się będą: Łukasz Tumicz (nominowany za strzał w meczu ze Świtem) i Paweł Głowacki (za rzuty karne). Co takiego zrobił Tumicz? Dostał piłkę od Suchockiego dosłownie trzy metry przed bramką i posłał ją obok prawego słupka. Z trzech metrów! Jak brakuje koncentracji i chłodnej głowy, to bramek się nie zdobędzie. Swoją drogą tak długiego jęku zawodu nie słyszałem już przynajmniej od roku.
W drugiej połowie trener Zbigniew Kaczmarek postanowił dać szansę Michałowi Renuszowi. Skrzydłowy Jagiellonii pokazał, że potrafi stworzyć zagrożenie swoimi rajdami, ale do optymalnej formy trochę mu brakuje. Świt w całym meczu stworzył sobie dwie sytuacje, ale na szczęście dla OKS-u nie wykorzystał żadnej. I to jest jedyny pozytyw, bo ostatnio z jednej niegroźnej szansy dla Okocimskiego padła bramka. W drugiej połowie OKS bił głową w mur, na nic się zdały kolejne zmiany trenera Kaczmarka. Kilka razy było blisko, ale znowu czegoś zabrakło. A czego, to już nie wiedzą chyba sami piłkarze.
Autor: kom