Po mega słabej pierwszej połowie i świetnie zagranej drugiej, Stomil pokonał Resovię 4:2! Bramki dla Dumy Warmii strzelali: Jonatan Straus (2), Jonathan Simba Bwanga oraz Patryk Mikita.
To, na co tak długo czekali kibice Stomilu, w końcu się stało. Do bramki Stomilu wrócił Krzysztof Bąkowski i to głównie dzięki niemu Stomil nie przegrywał więcej niż 0:1 po pierwszych 45 minutach i w drugiej połowie, jak odmieniony czarodziejską różdżką, zdemolował pewną siebie Resovię. W Stomilu zadebiutował Piotr Pyrdoł, najnowszy nabytek olsztyńskiego zespołu.
Pierwsza połowa nie wskazywała na pozytywne dla gospodarzy zakończenie tego meczu. Stomil nie wyglądał jak zespół, który dobrze przepracował wolne od ligowego grania, a zawodnicy zachowywali się na boisku jak dzieci we mgle. Chyba nie było, poza bramkarzem Bąkowskim, zawodnika z Olsztyna, który by nie popełniał błędów, gubił się pod pressingiem rywala, czy grał po prostu głupio. Resovia już po dwóch minutach mogła prowadzić, ale jej zabójcze kontry nie znalazły drogi do bramki Stomilu.
W 9. minucie jednak udało się rozklepać olsztyńską obronę i młody Damian Pietraszkiewicz nie dał szans Bąkowskiemu. Demony wróciły i kibice czekali na kolejne ciosy. Za sprawą olsztyńskiego goalkeepera jednak bramki dla Resovii nie padły, a wyśmienite okazje ku temu były co najmniej cztery.
Trener Stawski na bieżąco też reagował na wydarzenia boiskowe i, widząc nieporadność młodego zawodnika Aleksandra Pawlaka, już w 30. minucie zmienił go na doświadczonego Damiana Ciechanowskiego oraz kazał rozgrzewać się Maciejowi Dampcowi. Wydawało się, że do zmiany nadaje się również Jonathan Simba Bwanga, który miał być ostoją olsztyńskiej defensywy, a co chwila prokurował zagrożenie pod bramką Bąkowskiego.
Na przerwę zespoły schodziły przy wyniku 0:1 i na trybunie olsztyńskiego obiektu panował minorowy nastrój.
Pierwsze minuty drugiej odsłony nie znamionowały wcale odmiany Stomilu. Resovia rzuciła do ataków, już na początku miała rzut rożny.
Potem jednak olsztynianie zaczęli śmielej atakować a sygnał do zrywu dał w 51. minucie Jonatan Straus, który dostał piłkę mniej więcej na 27 metrze, miał troszkę miejsce i huknął jak z armaty, a zrozpaczony Branislav Pindroch musiał wyjmować piłkę z siatki.
Drugie trafienie w tym sezonie dodało Stomilowi wiatru w żagle. Olsztynianie zaczęli walczyć, atakować, nie mylili się i gryźli trawę. Już po 8. minutach Stomil prowadził. Wojciech Reiman dośrodkował w pole karne z rzutu rożnego, najwyżej do piłki wyskoczył Simba Bwanga i zrehabilitował się za pierwszą połowę, wprawiając olsztyńskich fanów w euforię. Stomil chciał iść za ciosem, atakował a Resovia wyglądał tak, jakby nie wiedziała co się na boisku w Olsztynie dzieje. W końcu Stomil dobił gości ich bronią, czyli kontrami.
W 80. minucie składna akcja Fundambu i wprowadzonego za Łukasza Monetę Karola Żwira zakończyła się celnym strzałem Patryka Mikity.
Co prawda goście odpowiedzieli trzy minuty później trafieniem Karola Twardowskiego, ale już nic nie było wstanie zatrzymać rozpędzonego Stomilu. Kropkę nad i postawił w doliczonym czasie Straus i stał się niekłamanym, obok Bąkowskiego, bohaterem spotkania.