Łukasz Sołowiej jeszcze jesienią grał w barwach Stomilu Olsztyn. W sobotę będzie mógł zagrać przeciwko olsztyńskiej drużynie. Miał grać na Łotwie, był blisko Górnika Łęczna, a ostatecznie wylądował w GKS-ie Tychy.
Ze Stomilu odchodziłeś z żalem?
- Z wielkim żalem. Liczyłem, że jednak uda się tę sytuację wyprostować szybciej (Łukasz Sołowiej odszedł w grudniu - red.). Wierzyliśmy wszyscy, że sytuacja się poprawi, że dogramy rundę. Klimat na piłkę był i dalej jest fajny, jeżeli chodzi o szatnię i ludzi, którzy tam są, ale słowa kolejny raz rzucane na wiatr musiały się odbić złym echem wśród zawodników i ci niezwiązani mocniej z Olsztynem odeszli. Między inny mi i ja. Bardzo żałuję, bo przywiązałem się do zawodników i spędziłem tam fajny czas. Nie tylko sportowo, bo sporo meczów rozegrałem, ale Olsztyn jest fajnym miastem do życia. Sytuacja życiowa zmusiła mnie do tego, żeby zmienić klub.
Byleś na testach w jednym z łotewskich klubów. Czemu się tam nie udało?
- To szerszy wątek do mówienia. Dostałem propozycję sprawdzenia się w fajnym, nowym klubie na Łotwie, który ma bogatego sponsora, który jest bardzo dobrze poukładany, ma fajną kadrę. Ma duży budżet i trenera bardzo szanowanego poza granicą wschodnią., jeśli chodzi o Litwę, Łotwę i kraje nadbałtyckie. Dwa tygodnie trenowałem z RFS Ryga, w warunkach, których praktycznie każdy klub w Polsce może pozazdrościć. W czasie moich testów były równolegle prowadzone negocjacje z innym stoperem, którego trener znał, reprezentantem Łotwy. Chodziło o to, że jeżeli dogadają się z nim, to go kupują, a jeśli nie, to ja zostaję. Sportowo zrobiłem dobre wrażenie, zresztą słyszałem to nie tylko ze strony sztabu szkoleniowego i działaczy RFS, ale także mówili tak ludzie z Polski, którzy oglądali sparing z Mariampolem. Dogadali się jednak z tym stoperem i kupili go, więc wróciłem.
Miałeś różne propozycje. Czemu padło na GKS Tychy?
- Przełom grudnia i stycznia, odkąd informacja pojawiła się w mediach, to był bardzo gorący okres. Już abstrahuję od tego,ze bardzo liczyłem, że zostanę w Stomilu. Rozwiązałem kontrakt i wiadomo, na początku były propozycje z niższych lig, z I ligi były dwa zapytania, ale nie były to konkrety. Nie mogę powiedzieć, ze przebierałem w ofertach, ale byłem na rozdrożu. Były te testy w RFS i kilku ludzi mi pomagało, bo nie mam menadżera, ale staram się z ludźmi dobrze żyć i ludzie mi pomagają. Pojawiła się opcja pojechania do Łęcznej, do trenera Smudy i bylem już tam praktycznie jedną nogą. Zagrałem w kilku sparingach i byłem już właściwie dogadany. Zbieg okoliczności, bo Tychy straciły Daniela Tanżynę, który poszedł do Widzewa Łódź i mówiąc kolokwialnie - w Tychach zwolniło się miejsce. Dostałem telefon z GKS-u i po szybkim zastanowieniu zdecydowałem. Tychy to znana marka pierwszoligowa, klub poukładany, Może nie radzą sobie super, ale dobrze w I lidze, może troszkę poniżej oczekiwań. Cały czas jednak mają z tyłu głowy postawiony cel, jakim jest awans. Umówmy się, mam już swoje lata, odchodziłem, nie umniejszając, ale ze Stomilu, który jest na miejscu spadkowym a realia piłki są brutalne, trenerzy szukają piłkarzy jak najmłodszych, by grał jak najwięcej, był jak najtańszy i przychodził z najlepszego klubu. Doceniałem to, że zostaję na poziomie pierwszoligowym, to było dla mnie kluczowe, a w takim klubie jak GKS Tychy, to jeszcze bardziej spotęgowało i nie zastanawiając się długo zaakceptowałem ofertę. Swoją, mam nadzieję półtoraroczna przyszłość wiążę z Tychami.
Jakie wrażenie zrobiła na tobie trener Smuda? Przecież to legenda wśród polskich trenerów.
- Trenera Smudy nie muszę przedstawiać, nawet mi nie wypada, bo jak trener Smuda odnosił największe sukcesy, to ja jeszcze Bravo Sport czytałem (śmiech). Trener bardzo doświadczony, widać twardą rękę i żelazne zasady. To był akurat taki okres, w którym drużyny ciężko trenowały i na własnej skórze mogłem się przekonać, jak to jest w okresie zimowym u trenera Smudy. Bardzo ciężkie treningi, duży nacisk na przygotowanie fizyczne, ale wszystko bardzo pozytywne. Oprócz tego, że jest to trener z zasadami, to jest jeszcze bardzo pozytywnym człowiekiem. Potrafi zażartować w szatni, porozmawiać indywidualnie z zawodnikami i dać dużo cennych uwag. Mam nadzieję, że te jego metody i doświadczenie przełożą się na to, że Łęczna w przyszłym sezonie zagra w I lidze.
GKS Tychy - stadion, ułożony klub - wszystko czego nie ma w Olsztynie.
- Tak naprawdę to moglibyśmy postawić wielki znak zapytania, bo co ja mogę w tej kwestii powiedzieć? To czego nie ma w Olsztynie, a co powinno być. Porównajmy Tychy z Olsztynem, stricte społecznie, stricte miejsko. W sumie to już mogę powiedzieć - na waszym podwórku to temat przeżarty. Takie miasto jak Olsztyn i taki klub jak Stomil zasługuje by grać na fajnym obiekcie, przy bardzo fajnej publiczności, mieć fajną drużynę i odnosić sukcesy. Jest jak jest, choć muszę też gryźć się w język, bo rozmawiamy na forum, ale jest to przykre. Przykre jest, że musicie borykać się z takimi problemami a ja z resztą też, bo Stomil zalega mi pieniądze.
Śledzisz to, co się dzieje w Olsztynie? W poniedziałek w końcu pierwsza, dobra informacja dla Stomilu. Myślisz, że to się uda, że w Stomilu w końcu będzie normalnie?
- Trudno mi się na ten tema wypowiadać, chciałbym, ale nie lubię mówić, gdy nie znam faktów. Nie siedzę na spotkaniach pomiędzy inwestorem a prezydentem i nie wiem o czym rozmawiają. Oby to szło ku lepszemu, bo Olsztyn i Stomil, na to zasługują. Czy to jest plan długofalowy tego inwestora, to czas pokaże. Z tego co czytam, to jakieś środki finansowe zostały uruchomione i kroplówka została podana Stomilowi. Nie mam aż takich dojść i wiadomości z pierwszej ręki, żeby się wypowiadać. Chciałbym żeby to rzeczywiście był już ten ostateczny plan ratunkowy, który przyniesie efekt w postaci tego, że Stomil wyjdzie na prostą. i będzie dobrze w tym klubie. Nieważne w jakiej lidze, ale żeby zawodnicy, którzy tam zostali, a którzy są sercem i respiratorem tego klubu, odetchnęli i spokojnie mogli myśleć o jutrze.
Jak z twoim zdrowiem? Trener Tarasiewicz może brać cię pod uwagę przy ustalaniu osiemnastki meczowej?
- Tak, Jestem cały czas w treningu. Okres przygotowawczy przepracowałem trochę na raty, ale cały czas byłem w treningu. Jestem zdrowy i spokojnie będę brany pod uwagę przy ustalaniu osiemnastki na mecz ze Stomilem.
Liczysz, że zagrasz, a jeśli zagrasz to serce zabije szybciej?
- Bardzo liczę, że zagram, jestem ambitnym zawodnikiem i liczę, że w każdym meczu zagram. Czy mocniej zabije? Jesteśmy profesjonalistami i będę się starał podchodzić do tego meczu, jak do każdego innego, chociaż gdy usłyszę "Niech Stomil zagra wielki mecz..." to może i zabije mocniej (śmiech). Jednak fajny czas tam spędziłem, mimo, że krótki. Czas przewrotny, różne rzeczy się działy w Olsztynie, ale będę chciał zachować dystans, profesjonalizm i podejść do tego meczu tak, by go wygrać.
Spędziłeś w Stomilu półtora roku. Jak oceniasz ten okres, nie skupiając się już na tych negatywnych rzeczach?
- Każdy zawodnik przychodząc do jakiegokolwiek klubu, przychodzi z myślą by grać. Dla nas gra jest najważniejsza. Pod taki kątem ja też przychodziłem z Rakowa do Stomilu. To się sprawdziło, bo rozegrałem 50 spotkań, wyrobiłem sobie status podstawowego zawodnika, bez względu na to czy trenerem był trener Asensky, Kiereś, czy Zajączkowski. To było dla mnie dużym plusem. Miałem swoją wartość w zespole, szatnia mnie szanowała, miałem też dobry kontakt z chłopakami miejscowymi, radą drużyny. Jeśli chodzi o stronę sportową i stronę szatni, to dużo zyskałem. Przez to też tego żałuję, że odszedłem, bo zawodnik w moim wieku szuka też stabilizacji i uważałem, że tam tę stabilizacje znalazłem. Sprawy pozasportowe też są bardzo ważne, a czasami dla tych starszych zawodników nawet ważniejsze, niż sportowe. To można sobie powiedzieć prawdę w oczy. Okres bardzo dobry sportowy i wszystko.
O co będzie grał GKS Tychy na wiosnę?
- O jak najwyższe cele, a przede wszystkim o zwycięstwo w każdym najbliższym meczu. Jesienią GKS Tychy grał momentami bardzo dobrze, miejsce w tabeli jest jednak traktowane z delikatnym niedosytem. Co z tego - tabela jest ważna tylko raz - na koniec sezonu. Nie mamy jasno sprecyzowanego celu już teraz. Pierwsze mecze będą wykładnia pod ten cel. Zobaczymy, nie mamy zbyt wiele do stracenia, a dużo do zyskania. poczekajmy, liga się zacznie, zobaczymy jak wystartujemy. Wierzę, że wystartujemy dobrze, bo jesteśmy dobrze przygotowani.
Wszystko wskazuje na to, że Raków awansuje do Ekstraklasy. Kto będzie tym drugim szczęściarzem?
- Wszystko wskazuje, ale piłka pisze różne scenariusze. Z perspektywy jesieni to dla mnie zdecydowanie Raków, Stal Mielec i ŁKS dominowały ligę stylem gry, tempem i organizacją gry. Obstawiam Raków i Stal Mielec, bo ŁKS, przez pryzmat naszych meczów jesiennych, które przy odrobinie szczęścia mogły zakończyć się inaczej niż przegrana i remis, może sobie nie poradzić.