Na koniec rundy wybraliśmy się redakcyjnie do Lubina na mecz z rezerwami ekstraklasowego Zagłębia. Skoro byliśmy, to należy się Wam relacja z serii “(S)ubiektywnie”. Trochę późno niż zwykle, ale nadrabiamy zaległości.
DROGA
W końcu mieliśmy inne widoki niż na trasie na Warszawę. Oczywiście przez stolicę Polski też moglibyśmy jechać, godzinowo mocno nie bylibyśmy do tyłu, ale to zdecydowanie więcej kilometrów. Pojechaliśmy więc przez Ostródę, Grudziądz, minęliśmy obwodnicą Bydgoszcz, Gniezno, Leszno i tak znaleźliśmy się w województwie Dolnośląskim. Obawialiśmy się trochę tej trasy, bo jakoś tak w pamięci mamy, że jak jechaliśmy dobrych kilka lat temu do Głogowa, to podróż się dłużyła i dłużyła. Co by nie mówić drogi w naszym kraju się zmieniają i to widać na przestrzeni lat jak jeździmy na wyjazdowe spotkania Stomilu. Rosną też ceny paliw, ale to nie miejsce i czas na te problemy. Pasja to pasja. Cena mało ważna.
STADION
Jeżdżąc na wyjazdy za Stomilem można się nabawić kompleksów widząc kompleksy sportowe w innych miastach. Oczywiście za stadionem w Lubinie stoi bogaty sponsor jaką jest państwa społka KGHM Miedź, no ale mimo wszystko, serce boli jak się widzi takie obiekty, a w Olsztynie nie ma nawet pół takiego nowoczesnego stadionu. To co się rzuca w oczy jak się podjeżdzą pod stadion w Lubinie, który jest ulokowany blisko wjazdu do miasta, to boiska treningowe: naturalne i sztuczne. Do tego jeszcze akademik, więc warunki do szkolenia młodzieży są idealne. Zagłębie II póki co gra swoje spotkanie na głównym stadionie, ale wkrótce ma tam powstać też jeden “stadionik” pod same rezerwy, które nie cieszą się dużą frekwencją. Szczególnie, że dzień wcześniej Zagłębie grało w Ekstraklasie z Rakowem Częstochowa. Co nam się podobało na stadionie to dużo elementów historycznych. Widać, że Adam Zejer i Jarosław Bako dużo znaczą dla Zagłębia. U nas w Olsztynie też się sporo poprawiło w tym temacie, bo można znaleźć elementy historyczne, ale na więcej pozwolić sobie nie można, wiadomo z jakiego powodu.
WARUNKI PRACY
Zero marudzenia w tych sprawach. Nie było problemy z uzyskaniem informacji na temat akredytacji. Miejsce w którym się odbiera wejściówki otwarte zgodnie z wcześniejszymi informacjami. Na parking spokojnie mogliśmy wjechać pod stadion, żeby nie telepać się ze sprzętem nie wiadomo skąd. Składy były na czas. O samych miejscach dla dziennikarzy nie ma co więcej pisać, bo to już standard na nowoczesnych stadionach. Konferencja prasowa po meczu odbyła się na ściance reklamowej, a nie w salce konferencyjnej, ale nie było to żadne utrudnienie. Nagraliśmy wszystko normalnie. Zresztą tego dnia pewnie mało by nam przeszkadzało, skoro Stomil wygrał i była to piąta wygrana z rzędu.
OCENA MECZU
Spotkanie mogło się podobać i to nie tylko w kontekście wygranej Stomilu i czterech strzelonych bramek. Mecz toczony w dobrym, jak na drugoligowe warunki, tempie, sporo akcji z obu stron. Pierwsza połowa oczywiście z lekką przewagą olsztynian, natomiast niewykorzystane sytuacje Karola Żwira mogły doprowadzić, przy odrobinie szczęścia dla gospodarzy, do otwarcia wyniku przez lubinian. Stomil znów udowodnił, że gra się do końca, że lubi końcówki i w doliczonym czasie pierwszej połowy Hubert Krawczun zrobił to, co nie udało się kapitanowi.
W drugiej połowie strzelamy trzy bramki, ale to wcale nie oznacza, ze gospodarze nie mieli swoich szans. Stomil był jednak na tyle skuteczny, mając też sporo szczęścia, że wysoko wygrał. Furę szczęścia mieli olsztynianie przy poprzeczce po uderzeniu Szymona Kobusińskiego, czy przy bramce Shuna Shibaty. Tak naprawdę mecz zamknęła druga bramka w wykonaniu Macieja Spychały, a pozostałe trafienia były wykonaniem wyroku. Można się czepiać do niektórych fragmentów w wykonaniu Stomilu, ale trzeba podkreślić, że wola walki, nieustępliwość i konsekwencja w grze ekipy Szymona Grabowskiego jest naprawdę na wysokim poziomie. Piąte zwycięstwo robi wrażenie, nastraja optymistycznie i pokazuje, że Stomil będzie liczył się w walce o bezpośredni awans na wyższy szczebel. Aż szkoda, ze ta runda już za nami.
ps. i znowu będąc na wyjeździe mogliśmy pomóc naszym piłkarzom. Konkretnie chodzi o Karola Żwira, którego nasz kierowca zawiózł na szycie głowy do miejscowego szpitala. Potem czekał, aż chirurg założy mu szwy na głowie i w drogę powrotną udaliśmy się 1,5 godziny później niż planowaliśmy pierwotnie. SPW!
23.11.22 14:19 waldi812
Chodzą słuchy, że Karola zszyli w 15 minut, a wszyscy czekali aż kierowca zbierze numery telefonów dla Kynia od miejscowych pielęgniarek.