To pańska pierwsza praca zagraniczna. Dlaczego się Pan na nią zdecydował, dlaczego teraz?
- W Baltice Kaliningrad, gdzie ostatnio pracowałem, doszło do krachu finansowego, zespół się rozsypał, spadł do II ligi. Zmieniła się cała ekipa, przyszedł nowy dyrektor i cały sztab szkoleniowy, dla mnie zabrakło miejsca. Musiałem szukać pracy.
Skąd pomysł na Polskę?
- W Rosji byłoby mi bardzo trudno, przede wszystkim ze względu na odległości. Bo Kaliningrad to co prawda Rosja, ale jednak nie ta głęboka. A do Olsztyna mam z domu raptem sto kilometrów. Poza tym sporo wiem o polskiej piłce, wiele razy grałem jako trener Baltiki z polskimi drużynami, teraz mam okazję wejść w to od kuchni.
Podobno był Pan bliski pracy w Mrągowi Mrągowo?
- Okazało się, że to były tylko gadki. Rozmawiałem z szefami klubu trzy razy. Ustaliliśmy plan treningów, obozy, sparingi. Jednak przed sylwestrem zadzwonili, że na razie mi dziękują.
Ma Pan jakieś obawy w tej nowej dla Pana sytuacji?
- Strachu nie mam, ale zdarzyć się może wszystko. Znam swoją robotę, będę ją wykonywał najlepiej, jak umiem. Najwięcej kłopotów mogę mieć z prozumiewaniem się z drużyną, ale na początku pomoże mi w tym mój kolega.
Na co Pan jako trener zwraca największą uwagę. Co się najbardziej liczy? Taktyka, technika, dyscyplina czy może jeszcze coś innego?
- Dyscyplina jest na pierwszym miejscu i to zarówno na boisku, jak i w życiu. Jak ona będzie, to ze wszystkim innym będzie łatwiej. W Rosji jest takie powiedzenie: porządek daje klasę.
Ma Pan za sobą pierwszy trening, jakie wrażenia?
- Nie można chyba mówić o treningu, bardziej o zabawie. Chciałem zobaczyć, jak kto się rusza, jak kto reaguje. Kto ma humor, a kto jest smutny. Trochę pograliśmy w piłkę i było widać, że tak jak w każdym zespole - są lepsi i gorsi.
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Treść artykułu